Król Leopold II: jego projekty i wyzysk Konga za jego panowania

Kongo jako kolonia króla Leopolda II

Chociaż pierwsze próby zdobycia zamorskich kolonii przez Belgię miały miejsce za panowania Leopolda I, to prawdziwa ekspansja została dokonana już za Leopolda II. Król ten wziął na celownik kontynent afrykański. Jak jednak ją przeprowadzić, nie dysponując odpowiednio silną flotą i armią? Odpowiedź jest prosta: przy odpowiednio silnym wsparciu międzynarodowym. Rozumiał to ówczesny władca Belgii, który we wrześniu 1876 roku zorganizował w Brukseli Międzynarodową Konferencję Geografów i Podróżników. W konferencji tej wzięli udział politycy, ekonomiści i naukowcy z takich państw, jak Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Rosja, Stany Zjednoczone, Austro-Węgry i Włochy. W jej trakcie Leopold II wyszedł z inicjatywą utworzenia Międzynarodowego Towarzystwa Badania i Cywilizowania Afryki, które miałoby funkcjonować pod przewodnictwem Belgii, czyli jego samego. W istocie później doszło do utworzenia Komitetu ds. Badań Górnego Konga, później przekształconego w Międzynarodowe Towarzystwo Kongijskie. Trzeba tutaj podkreślić, że Towarzystwo w istocie funkcjonowało pod belgijskim kierownictwem.

Pierwsza wyprawa do Konga okazała się jednak porażką. W drugiej sojusznikiem Belgii stał się Amerykanin Henry Morton Stanley, który wziął udział w ekspedycji w roku 1878. Doszło wtedy do pewnej kuriozalnej sytuacji: Stanley zawarł liczne umowy z miejscowymi mieszkańcami, doprowadzając w efekcie do utworzenia niewielkiego państwa, które stało się de facto jego prywatnym folwarkiem, w którym przyznał Belgii liczne koncesje i przywileje. Ekspansja postępowała.

Nie koniec jednak na tym. Leopold II w sprytny sposób zalegalizował bowiem jego zwierzchnictwo nad tymi terenami. Na przełomie roku 1884 i 1885 miała miejsce w Berlinie konferencja państw europejskich, podczas której królowi Belgii udało się doprowadzić do tego, że wspomniane Towarzystwo uznano za organizację państwową, która miała prawo zarządzać tymi terenami. Już zaś 23 lutego 1885 roku formalnie postanowiono o utworzeniu Wolnego Państwa Konga, którego władcą ogłosił się Leopold II. Łącznie był to teren o powierzchni około 2-2,5 mln km2, który zamieszkiwało 25-30 milionów ludzi. Państwa europejskie domagały się jedynie prawa do prowadzenia handlu na jego terytorium.

Jednak Leopoldowi II zależało przede wszystkim na eksploatacji złóż w Kongu. Ich eksploracją miła się zająć powołana w tym celu w 1887 roku Compagnie du Congo pour le Commerce et l’Industrie. W Kongu pozyskiwano przede wszystkim kauczuk, złoto, cynę, uran, diamenty i kość słoniową. Zyski z samego kauczuku miały w latach 1900-1908 przynieść niemalże 25 milionów franków. Były to jednak pieniądze splamione krwią miejscowej ludności, która była wyzyskiwana i tyranizowana przez Belgów do granic możliwości – a nawet poza te granice.

Skala okrucieństwa wobec mieszkańców Konga

Skala okrucieństwa Belgii Leopolda II wobec mieszkańców Konga była olbrzymia. Szacuje się, że od roku 1880 do 1920 liczba mieszkańców Konga zmniejszyła się o połowę, do zaledwie około 10 milionów ludzi. Obecnie nazwalibyśmy to ludobójstwem. Nie da się jednak w pełni nawet spróbować oszacować liczby ofiar, jakie pociągnęła za sobą polityka Leopolda II, którą z kolei w samej Belgii długo przedstawiano jako… dobrodziejstwo dla Afrykańczyków. Edyta Lechwar-Wierzbicka wspomina, że tak tak pisał o tym w latach 40. XX wieku Minister kolonii Albert de Vleeschauwer: „Monarcha wziął na siebie obciążenie ogromnym terytorium, pokrytym gęstymi lasami i buszem oraz przeciętym wielką rzeką. Jego pierwszym zadaniem było zajęcie i wprowadzenie porządku oraz pokoju wzdłuż i wszerz tej ogromnej ziemi. Bez straty czasu król rozpoczął swoje wspaniałe zadanie” (Lechwar-Wierzbicka, s. 190).

Jednakże samo Kongo znalazło się pod jarzmem powiązanych ze sobą spółek, które zgodnie eksploatowały ten kraj. Od roku 1892 dysponowały pozycją monopolistyczną w produkcji wspomnianego już kauczuku, co sprawiało, że miejscowym producentom płaciły znacznie mniej, niż powinny. A jeżeli dochodziło do oporu ludności – do jego złamania wykorzystywano wojsko. Szczególnie krwawo zapisała się tutaj powołana przez Leopolda II Force Publique. Oddziały te były częściowo złożone z kanibali z Górnego Konga, którzy jako dzieci byli porywani i „wychowywani” w okropnych warunkach, aby móc potem pełnić swoją rolę – terroryzować ludność. Oddziały te były dowodzone przez białych oficerów (Anderson i in., s. 68).

Śmiertelność wśród miejscowej ludności, zmuszonej do niewolniczej pracy była niezwykle wysoka. Jej przyczyny były różne: wycieńczenie, głód, choroby, takie jak ospa czy dyzenteria. Tragiczne były też warunki pracy, ponieważ o bezpieczeństwo Kongijczyków zbytnio się nie troszczono, liczyła się jedynie efektywność w pozyskiwaniu surowców. Jednocześnie na różne, okrutne sposoby wymuszano na nich uległość wobec białych kolonizatorów. Kary w postaci obcinania rąk lub nóg były na porządku dziennym (Lechwar-Wierzbicka, s. 191). Obcięte części ciała żołnierze Force Publique przynosili swoim dowódcom, a ponoć były one nawet rodzajem waluty, za którą uzyskiwali dodatkowe wynagrodzenie (Anderson i in., s. 68-69). Wykorzystywano również rywalizację miejscowych plemion. Jeżeli przykładowo na miejscowych z jednego plemienia trzeba było dokonać egzekucji, rolę katów pełniły osoby ze skonfliktowanego z nimi plemienia. Jednak oficerom belgijskim i to nie wystarczało, ponieważ sami przyłączali się do rzezi mieszkańców.

Tak z kolei sytuację w Kongu opisał chcący nagłośnić to, co się w nim dzieje brytyjski dziennikarz Edmund D. Morel: „Pod panującym systemem, każda wieś jest karną osadą. Uzbrojeni żołnierze stacjonują w każdej wiosce [...]. Kobiety i dzieci w tym kraju nie cieszą się taką ochroną, jak pies. Są więzieni, chłostani, pozostawieni na łaskę żołnierzy, opodatkowani ponad wszelką wytrzymałość, traktowani gorzej jak zwierzęta” (Lechwar-Wierzbicka, s. 192). Wspominał również, że pracownicy byli nieustannie poganiani za pomocą batów, ponieważ dostarczali np. za mało kauczuku. Przy tym informacja o tym, że nosili oni łańcuch na szyi – le collier national – jest już naprawdę drobnostką.

Czarnoskórzy mężczyźni zbierający kauczuk w lesie, eksploatacja złóż kauczuku w Kongo, okrutne rządy Leopolda II w Kongo
Kongijczycy zbierający kauczuk w lesie znajdującym się w mieście Lusambo - zdjęcie z początku XX wieku, fot. domena publiczna

Same dostawy kauczuku były często wymuszane. Przy okazji rabunku żywności z wiosek porywano kobiety, które następnie mogły zostać wykupione, ale tylko wtedy, kiedy wymagana dostawa kauczuku została już dostarczona. Jeżeli zaś Kongijscy mężczyźni spróbowaliby w jakikolwiek sposób się nie podporządkować – zabijano ich żony i/lub dzieci. Nic więc dziwnego, że sprowadzony z Konga kauczuk zaczęto określać mianem czerwonego, ponieważ drzewa kauczukowe wyrastały tam z ziemi, która była przesiąknięta krwią miejscowych. Samego zaś Leopolda II zaczęto określać mianem kauczukowego króla. A może zainteresuje cię także ten artykuł na temat kolonii francuskich?

Od Konga Belgijskiego do niepodległości Konga

Kampania przeciwko okrucieństwu w Kongu w rękach Leopolda II, Kongo Belgijskie

Informacje o okrucieństwie Belgów zaczęły docierać do Europy. Coraz więcej osób próbowało zbadać sytuację na miejscu i upomnieć się o prawa mieszkańców Konga. Ważną rolę odegrała tutaj misja brytyjskiego konsula Rogera Casementa, któremu w 1903 roku polecono udać się do Afryki i zweryfikować krążące pogłoski. Po swojej podróży Roger Casement napisał raport, który wstrząsnął mieszkańcami Europy. Jego skutkiem było nawet pojawienie się w Belgii wewnętrznej opozycji wobec polityki króla. Opozycja ta paradoksalnie skupiła m.in. finansistów, którzy stwierdzili, że niszczenie Konga przez Belgów godzi w ich interesy. To właśnie oni zaczęli domagać się likwidacji pracy niewolniczej.

Kampania przeciwko nieludzkiemu traktowaniu Kongijczyków zataczała coraz szersze kręgi. Włączyli się w nią nawet słynni pisarze, tacy jak Arthur Conan Doyle, który w roku 1909 wydał książkę pt. The Crime of Congo oraz Mark Twain, który nazwał afrykańskie państwo Wolnym Cmentarzem Kongo. Sytuacja mieszkańców Konga zaczęła się poprawiać dopiero w roku 1908, kiedy to pod naciskiem opinii publicznej postanowiono odebrać królowi bezpośredni zarząd nad tym państwem i włączyć je bezpośrednio do Belgii jako Kongo Belgijskie. Sytuacja miejscowej ludności nie poprawiła się jednak tak, jak można by tego oczekiwać. Mieszkańców w większości nie edukowano, szkolnictwem na poziomie podstawowym zajmowały się jedynie katolickie i protestanckie misje. W większości nie uczono języka francuskiego ani niderlandzkiego. Edyta Lechwar-Wierzbicka ocenia, że sytuacja w Kongu miała charakter umiarkowanego apartheidu. Ludność w ogóle nie uczestniczyła we wzroście gospodarczym, wypłacane jej pensje były niskie.

Władze dbały o mieszkańców tylko na tyle, na ile było to niezbędne ze względu na pozyskiwanie surowców. Niestety w kolejnych latach również i zagranica przestała się upominać o prawa Kongijczyków, zaś zmianę ich położenia miała przynieść dopiero dekolonizacja. O ironio, eksploatację Konga w wykonaniu Belgów można powiązać z największą tragedią narodu japońskiego z czasu II wojny światowej. Oto bowiem według pisarza z USA  Adama Hochschilda 80% uranu wykorzystanego przy budowie bomb atomowych zrzuconych na Nagasaki i Hiroszimę pochodziła właśnie z Konga.

Kongo w latach 50.: od apartheidu aż do niepodległości

Apartheid w Kongu miał się dobrze jeszcze w latach 50., pomimo zapewnień Belgów o braku dyskryminacji rasowej. Kongijczycy nie mogli „podróżować po kraju bez zezwolenia władz, wolność stowarzyszeń i zebrań przysługiwała tylko białym, w miastach i osiedlach obowiązywała ścisła segregacja — były odrębne dzielnice dla białych i czarnych, odrębne szkoły, Kongijczyków mieszkających w miastach obowiązywała godzina policyjna” (Lechwar-Wierzbicka, s. 197). Co więcej: nie byli nawet objęci opieką socjalną, będąc zdanymi tylko i wyłącznie na pomoc ze strony misji. Co gorsza, ludność miejscowa mogła zostać wysiedlona z miejsca zamieszkania nie tylko z powodów gospodarczych, ale nawet represyjnych.

W drugiej połowie lat 50. coś się jednak zaczęło zmieniać. W roku 1955 belgijski profesor van Bilsen przedstawił plan uniezależnienia Konga od Belgii, który miałby zostać rozłożony na 30 lat. Nawet gubernator kolonii Léon Pétillon stwierdził, że próbowano „uszczęśliwić społeczeństwo kongijskie w niewłaściwy sposób” , zaś w roku 1957 minister ds. kolonii Auguste Bruisseret publicznie powiedział, że Kongo nie jest podbitą ziemią, a tubylcy nie są tylko drwalami i nosiwodami oraz że powinni korzystać z takich samych praw, jak rodowici Belgowie (Lechwar-Wierzbicka, s. 197).

W roku 1959 w Leopoldville, czyli obecnej stolicy Konga Kinszasie doszło do zamieszek i protestów, po których nieprzychylne nastawienie ludności do administracji kolonialnej (głównie wskutek zastosowanych wtedy przez nie metod) jeszcze się pogłębiło. Wreszcie w styczniu 1960 roku w Brukseli doszło do dwustronnych rozmów pomiędzy Belgią a przedstawicielami Kongijczyków. Ustalono, że Kongo uzyska niepodległość 30 czerwca 1960 roku. Belgia chciała jeszcze zachować na 2 lata kontrolę nad Ministerstwami Spraw Zagranicznych, Obrony oraz Finansów, jednakże delegaci Konga stanowczo się na to nie zgodzili. Jednakże Belgii po raz ostatni udało się jeszcze zadbać o swój interes ekonomiczny, ponieważ państwo to zapewniło sobie prawo eksploatacji złóż Górnej Katangi przez kolejnych 30 lat.

Autor: Herbert Gnaś

Bibliografia:

  1. J. Anderson, V. Head, A. Williams, Rzezie, masakry i zbrodnie wojenne od starożytności do współczesności, Bellona, Warszawa 2009.
  2. A. Hochschild, Duch króla Leopolda. Opowieść o chciwości, terrorze i bohaterstwie w kolonialnej Afryce, Świat Książki, Warszawa 2012.
  3. E. Lechwar-Wierzbicka, „Misja cywilizacyjna” Belgów w Kongu, „Historia i Polityka”, nr 6/2011.
ikona podziel się Przekaż dalej