Wymarzone miejsca na wakacje w PRL - miejscowości, atrakcje, możliwości
Zaraz po wojnie władze komunistyczne uznały, że robotnikom i chłopom należy się wypoczynek i zaczęły organizować tzw. wczasy pracownicze. Początkowo ludzi namawiano, a później miejsc dla chętnych nie można było nastarczyć, zaś wymarzone miejsca na wakacje w PRL, należało sobie załatwić. Dowiedz się, jak wypoczywali przeciętni ludzie w PRL, gdzie jeździli i jak spędzali czas na wczasach pracowniczych.
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o PRL.
Jak wyglądały wyjazdy na wakacje w PRL
Czy Polacy mogli wyjeżdżać na wakacje w PRL
W czasach PRL władza ludowa zapewniała klasie robotniczej wypoczynek wakacyjny, czyli tak zwane wczasy pracownicze. Niektóre, szczególnie duże zakłady pracy posiadały własne ośrodki wczasowe w najpiękniejszych uzdrowiskach. Zaś dla małych zakładów pracy pozostawał Fundusz Wczasów Pracowniczych.
Wczasy były rozwiązaniem najtańszym, gdyż były dofinansowane przez państwo. Jednak nie każdy mógł na nie pojechać. Wczasy się „dostawało”, nie tyle za zasługi czy dobrą pracę, co dzięki układom, znajomościom, zapisaniu się na listę i długim oczekiwaniu. Często był to efekt umiejętności załatwienia sprawy, lizusostwa, przypodobania się komu trzeba, bombonierki dla sekretarki itp. TOP 5 alkoholi z czasów PRL grał tu ważną rolę, jeśli ktoś wiedział co komu dać. Kto tego nie umiał, czekał w nieskończoność. Dostanie wczasów zależało od zakładu pracy, gdyż lepsze i większe przedsiębiorstwa miały większą pulę, zaś pracownicy małych przedsiębiorstw mogli wyjechać raz na kilka lat.
W czasach PRL Polacy mogli bez problemu jeździć po kraju. Dlatego też ci, którzy nie dostali wczasów pracowniczych, wyjeżdżali prywatnie, wynajmując tzw. kwatery prywatne lub miejsce na kempingu. Nie było wtedy Internetu, dodzwonić się nie było łatwo, dlatego Polacy przeważnie jechali na dziko, licząc, że na miejscu znajdą jakąś kwaterę, co się przeważnie udawało. Hotele i pensjonaty nie były drogie, tak więc bardziej zamożni mogli sobie pozwolić na pokój hotelowy. Jednak popularne miejscówki wakacyjne posiadały tak bogatą bazę lokalową, że nawet jadąc w ciemno, trudno było czegoś nie znaleźć. Najczęściej Polacy jeździli zawsze w to samo miejsce, mając zaprzyjaźnionych właścicieli kwater prywatnych lub pensjonatów. Miejsce rezerwowano telefonicznie lub listownie.
Vanlife i turystyka krajowa w PRL
Vanlife w PRL-u także istniał, jednak tylko zamożni mogli sobie pozwolić na przyczepę kempingową. Wśród właścicieli samochodów popularne były wyjazdy objazdowe. Wystarczyło zapakować rodzinę i bagaż do samochodu, zaplanować kierunek i jechać. Na miejscu nie sposób było nie znaleźć kwatery. Należało oczywiście brać pod uwagę nocowanie w szczerym polu, gdy samochód się zepsuł. A samochody, jak zresztą wszystko w PRL, psuły się często. Jednak w tych czasach praktycznie wszyscy na wsi umieli naprawić samochód, dlatego wystarczyło w najbliższym gospodarstwie odkupić pasek klinowy, świece, czy też załatwić furmankę i pojechać do najbliższego warsztatu.
Kampery w tamtych czasach w Polsce nie istniały, gdyż przeciętni ludzie nie mogli sobie na to pozwolić finansowo. Vanlife polegał na podróżowaniu w przyczepie kempingowej, na którą też mało kogo było stać. Posiadacze samochodów zabierali zwykle namiot, śpiwory, butlę gazową i kuchenkę turystyczną i znajdowali miejsce na polu namiotowym, które były w każdym kurorcie. Droższym rozwiązaniem były domki kempingowe czy kwatery prywatne. Sieć sklepów spożywczych nie była tak rozbudowana, jak obecnie, dlatego też do samochodu ładowano fury konserw.
Czy Polacy w czasach PRL mogli wyjechać za granicę
Dla przeciętnych zjadaczy chleba wakacje były tylko krajowe. W czasach PRL nie można było po prostu wyrobić sobie paszportu na wyjazd zagraniczny. Dostać paszport nie było łatwo, zaś po powrocie z wyjazdu należało zwrócić go na milicję, gdzie sobie spokojnie leżał. Możliwości otrzymania paszportu i zagranicznych wakacji zmieniały się, gdyż z czasem ograniczenia w tym zakresie były luzowane. Jednak dla przeciętnego zjadacza chleba koszt takiej wycieczki był niebotyczny i mogli sobie na nią pozwolić tylko bardzo zamożni.
Znacznie łatwiej było pojechać na wczasy do zaprzyjaźnionych demoludów. Niektóre zakłady pracy nawet oferowały wczasy dla swoich pracowników, ale dostanie wczasów w Bułgarii, na Węgrzech czy w NRD, graniczyło z cudem. W którymś momencie umożliwiono Polakom wyjazdy do niektórych demoludów na dowód. Wtedy bardziej zamożni organizowali sobie wyjazdy, głównie w celach handlowych. Główne miejsca, gdzie Polacy jeździli na zagraniczne wczasy, znajdowały się na wybrzeżu Morza Czarnego w Bułgarii lub nad Balatonem na Węgrzech. W dobie, gdy oferta sklepów była bardzo uboga, wyjazdy zagraniczne wykorzystywano na handel. Niektóry stworzyli z tego lukratywny biznes, zaś zwykli turyści zyskiwali pieniądze na przyjemności lub na zakupy. Sprawdź także ten artykuł o rzeczach, które były obiektem marzeń w PRL.
Wymarzone miejsca na wakacje w PRL
Najciekawsze miejsca na wakacje
W latach 1946-47 powstał Fundusz Wczasów Pracowniczych. Wtedy wyjazdy nie były tak popularne, jak teraz i robotników, którzy nigdy w życiu nie opuszczali swego miejsca zamieszkania, trzeba było namawiać do korzystania z wczasów. Powojenna klasa robotnicza nie była przyzwyczajona. Ludzie bali się, że nie mają się w co ubrać, nie wiedzą jak się zachować.
Szybko jednak ludzie się przekonali do takiego wypoczynku i o miejsce na wczasach zrobiło się trudno. Największe zakłady pracy, jak huty czy kopalnie, budowały własne ośrodki. Najbardziej popularne były miejsca nad morzem, jak:
- Sopot,
- Międzyzdroje,
- Kołobrzeg,
- Mielno,
- Krynica Morska.
W górach najbardziej wymarzone miejsca na wakacje w PRL znajdowały się w:
- Zakopanem,
- Szklarskiej Porębie,
- Lądku-Zdroju.
W latach 50. i 60. słaba baza turystyczna i marny stan kolei sprawiał, że wczasy dostawała tylko jedna osoba w rodzinie, ewentualnie z dzieckiem. Później już wczasy dostawały całe rodziny. Osobno organizowano wypoczynek dla dzieci, które jechały na kolonie czy obozy harcerskie.
Jak wyglądały popularne domy wczasowe
Turnus wczasów pracowniczych trwał 2 tygodnie. Na wczasy można było dojechać pociągiem lub PKS-em. Pociągi były przepełnione i tylko co bardziej energicznym udawało się znaleźć miejsce w przedziale, aby nie koczować na korytarzu. Droższym rozwiązaniem było wykupienie miejscówki, czyli miejsca numerowanego w przedziale.
Wczasy odbywały się w domu wczasowym lub w tańszej wersji, czyli w domkach kempingowych. Wczasowiczów umieszczano w pokojach kilkuosobowych ze wspólnymi łazienkami i toaletami na korytarzu. Pokoje były czyste, lecz bez luksusów. Dom wczasowy posiadał jadłodajnię, gdzie serwowano 3 posiłki dziennie, zaś każdy wczasowicz miał wyznaczone miejsce przy wieloosobowym stoliku.
Dom wczasowy posiadał też świetlicę na spotkania, bibliotekę oraz salę telewizyjną, gdzie można było oglądać TV. Oczywiście w pokojach nie było czegoś takiego jak TV czy telefon. Jeśli ktoś chciał zadzwonić, musiał zamawiać rozmowę na poczcie lub w recepcji domu wczasowego.
Mniej luksusowym rozwiązaniem były domki kempingowe, dla tych którzy nie załapali się na wczasy. Domki stanowiły małe chałupki z dykty, tylko z miejscem do spania i małą werandą, gdzie można było zjeść lub posiedzieć na leżaku. W zależności od rodzaju skierowania wczasowicze stołowali się w jadalni pobliskiego domu wczasowego lub musieli się żywić we własnym zakresie. Na kilka czy kilkanaście domków przypadał hangar z umywalkami i prysznicami. Tu i ówdzie rozmieszczone były krany z wodą do picia i gotowania na herbatę.
Jak wyglądały popularne wczasy pracownicze - rozrywki i wolny czas
Wczasy pracownicze oraz czas i rozrywki wczasowiczów były dobrze zorganizowane. Zajmował się tym tzw. kaowiec, czyli pracownik kulturalno-oświatowy. Jego zadaniem było organizowanie wczasowiczom rozrywek, wycieczek, konkursów, ognisk, jak również gimnastyki. Instytucja kaowca była konieczna, gdyż po wojnie na wczasy wysyłano ludzi, których życie wypełnione było pracą od świtu do zmierzchu. Idea czasu wolnego i wypoczynku wśród zwykłych ludzi była w ogóle nie znana, zaś na wczasach nie wiedzieli, co mają ze sobą robić i nudzili się.
W latach 50. i 60. do zadań kaowca należała również komunistyczna indoktrynacja, czyli śpiewanie pieśni komunistycznych, prasówki, wykłady o socjalizmie i ruchu robotniczym. W późniejszych latach już nikt się takimi sprawami nie przejmował.
Pobyt zaczynał się wieczorkiem zapoznawczym, a kończył imprezą pożegnalną. Co wieczór zwykle była potańcówka, w czasie której kaowiec organizował konkursy, zabawy, czy jakąś część artystyczną.
Wczasy pracownicze - wyżywienie i pobyt
Wyżywienie w domach wczasowych było skromne, lecz pożywne i obejmowało typowe polskie posiłki. Śniadanie zaczynało się zawsze od zupy mlecznej serwowanej w wazie, z której każdy nalewał sobie do talerza kaszkę na mleku czy owsiankę. Do tego każdy dostawał kilka kromek chleba, kawałek masła, parę plasterków wędliny lub sera żółtego i dżem. Tradycyjny obiad składał się z zupy, drugiego dania i obowiązkowego kompotu. Przestrzegano też dni postnych. Dania wegetariańskie serwowano w piątki, kiedy obowiązuje post katolicki, zaś za czasów Gomółki także w środy.
Wyjazdy wakacyjne w PRL odbywały się w spartańskich warunkach, bez wygód, nie rzadko bez ciepłej wody i z koniecznością mycia się we wspólnych łazienkach. Mimo tego ludzie ubiegali się o wczasy, a potem wspominali je z rozrzewnieniem. Narzekano czasami na jakość posiłków, lecz ludzie byli szczęśliwi, że raz do roku mogą spędzić czas w nowym otoczeniu, na łonie natury i bez codziennych obowiązków. Szczególnie kobiety cieszyły się, że nie muszą w tym czasie prać, sprzątać i gotować.