Dzień zamachu, aresztowanie zamachowca, przyczyny zamachu

Zamach na Ludwika XV – przebieg wydarzeń

Był 5 stycznia 1757 roku. Król Ludwik XV postanowił odwiedzić chorą i przebywającą wtedy w Wersalu córkę Victorię. Spędził z nią czas do godziny 18:00 i w towarzystwie dwóch strażników, pierwszego marszałka królewskiego domu księcia Richelieu oraz komendanta straży księcia d'Ayen de Noailes zmierzał korytarzem do wyjścia. Nagle z ciemności wyskoczyła postać, która - jak się wydawało - uderzyła króla w bok, po czym próbowała uciec. Król nakazał pojmać napastnika, jednocześnie oczekując, by go nie zabijano. Był przekonany, że to tylko uderzenie, lecz kiedy dotknął boku spostrzegł na ręce krew. Stało się jasne, że król został pchnięty nożem przez zamachowca.

Ludwik XV zdołał jeszcze o własnych siłach dojść do swojej sypialni, gdzie zasłabł. Pobieżnie go opatrzono. Później do króla został wezwany kapelan, z którym król rozmawiał chwilę, po czym stracił przytomność. Wezwani królewscy medycy stwierdzili, że rana była płytka, a nóż nie spowodował istotnych uszkodzeń wewnętrznych, a zatem życie króla nie było zagrożone. Cios nożem został bowiem w dużej mierze zamortyzowany przez grube zimowe ubranie króla.

Sam król miał po odzyskaniu przytomności stwierdzić: „Dlaczego to uczynił, przecież nie wyrządziłem mu niczego złego" (Libiszowska, s. 119). Sama sprawa miała nabrać dodatkowego wydźwięku obyczajowego, bowiem tzw. stronnictwo dewotów zaczęło oczekiwać od króla, który mógł umrzeć wypędzenia kochanki Ludwika XV, Madame de Pompadour. Król jednak zaczął zdrowieć i odwdzięczył się intrygantom pozbawieniem ich stanowisk. Już w połowie stycznia Ludwik XV zaczął wracać do codziennych zajęć i obowiązków. Sam zaś zamach na Ludwika XV wzmocnił jego pozycję zarówno w państwie (ucichła opozycja wobec niego), jak i w Europie. Ludwik XV nie omieszkał tego wykorzystać, lub też aż tak poczuł się emocjonalnie dotknięty, gdyż o swojej ranie powiedział gratulującemu mu rozmówcy: „Jest głębsza, niż Pan sądzi, gdyż sięga samego serca”.

Zamachowiec i jego motywy, koncepcje o spisku na szerszą skalę

Zamachowiec został pojmany na dziedzińcu w Wersalu. Ustalono jego tożsamość, nazywał się Robert-François Damiens, lat 42, były służący z prowincji, który okradł swojego pana i po ucieczce tułał się bez pracy i miejsca zamieszkania. Panowało powszechne oburzenie z powodu jego czynu. Mówiono o nim nawet nie jako o królobójcy, ale wręcz ojcobójcy. Nie zapominajmy bowiem, że we Francji wciąż panował wtedy absolutyzm, a władza króla pochodzi z boskiego nadania. Nie należało się zatem spodziewać łagodnego obchodzenia się z aresztowanym. Wszelkie głosy poparcia dla niego stanowczo uciszano, aczkolwiek przykładowo Wolter miał powątpiewać w jakość narzędzia zbrodni twierdząc, że nadawałoby się tylko do ostrzenia gęsich piór. Narzędziem tym był nawet nie nóż, ale scyzoryk o dwóch ostrzach. Można stwierdzić, że tylko w określonych okolicznościach cios nim zadany mógłby być dla króla śmiertelny.

Podczas wstępnych przesłuchań Damiens odmówił udzielenia jakichkolwiek informacji o swoich potencjalnych mocodawcach, zaprzeczał ich istnieniu. Panowało jednak przekonanie, że nie mógł działać sam. Król zakazał zastosowania tortur, jednakże jeden z ministrów Machault d'Arnouville nakazał przypalać Damiensowi stopy rozżarzonym żelazem, co również nie przyniosło skutku. Co do zaś motywów: w protokole z przesłuchania zapisano takie oto słowa „Tak, to ja! Uczyniłem to dla Boga i dla ludu... dla religii (…) Rozumiem, że lud ginie. Czyż to nieprawda, że Francja ginie?”. Zapytany zaś o kwestię zasad religijnych, którymi się kierował stwierdził: „Moją zasadą jest nędza, która jest udziałem trzech czwartych królestwa". Odwoływał się również do słów członków parlamentu, którzy sprzeciwiali się uciskowi podatkowemu. Istnieją dowody na to, że nie był też do końca szaleńcem, bowiem potrafił w inteligentny i rozsądny sposób dyskutować ze strażnikami.

Dodatkowe zamieszanie spowodował jego list skierowany do króla, w którym ostrzega nie tylko jego, ale i jego syna, następcę tronu, przed kolejnym zamachem. Jednakże sposób przygotowania zamachu świadczył raczej o kompletnym braku jego zorganizowania. Trop większego spisku na życie monarchy stopniowo zanikł, pozostały po nim tylko teorie dotyczące wpływu jezuitów, jansenistów, czy też nawet członków parlamentu. Główny zaś gniew ludu skierował się właśnie przeciwko jezuitom. Same zresztą te dwa środowiska: jezuici i janseniści, zaczęły przerzucać się odpowiedzialnością za zamach. Jeśli szukasz więcej informacji, sprawdź także ten artykuł na temat pochodzenia i panowania Ludwika XV.

Proces Damiensa, wyrok, data i przebieg egzekucji, okrutna kara

17 stycznia Damiens został przekazany pod nadzór Najwyższego Trybunału Sprawiedliwości. Został osadzony w więzieniu Conciergerie, w kazamatach Pałacu Sprawiedliwości, które to miejsce było przeznaczone dla zbrodniarzy stanu. Proces trwał, chociaż dla wszystkich było jasne, że nic nie uratuje życia zamachowca oraz że nie będzie miał lekkiej śmierci. Ostatecznie wyrok ogłoszono po dziesiątym posiedzeniu sądu w dniu 26 marca, przy czym Damiens został skazany za zbrodnię pohańbienia majestatu boskiego oraz ludzkości. Już na 28 marca wyznaczona została jego egzekucja.

Kara śmierci była jednak na tyle oczywista, że już na kilka dni przed egzekucją zaczęto przygotowania na placu de Greve. Dookoła planowanego miejsca egzekucji wzniesiono solidne ogrodzenie, które miało wytrzymać nawet silny napór ludzi. Paryscy kaci wezwali zaś na konsultacje swoich odpowiedników z innych miast, którzy mieli im pomóc w przygotowaniach. Cała procedura musiała zostać przeprowadzona do końca, zaś skazany nie powinien był umrzeć w trakcie, co ze względu na wcześniejsze tortury w więzieniu było możliwe, gdyż siły Damiensa zostały już nadwątlone. Mieszkańcy zaś budynków w okolicy placu wynajmowali swoje balkony na szykujące się widowisko, w cenie 300 liwrów...

Damiensa obudzono rano, do strażników odezwał się słowami „zapowiada się trudny dzień” (Libiszowska, 127). Więźnia z Conciergerie zabrano około godziny 15:00, po drodze przed katedrą Notre Dame Damiens wyraził żal za popełnioną zbrodnię ojcobójstwa. Już na placu czekało go ostatnie przesłuchanie, po czym około 17:00 egzekucja miała się rozpocząć. Osoby o słabych nerwach prosimy, by w tym miejscu zakończyły czytanie artykułu.

Do wymierzenia kary posłużyć miały szczypce, ołów, siarka oraz konie. Skazanego umieszczono na stole ofiarnym, w sposób podobny do krzyża św. Andrzeja. W rękę włożono mu nóż podobny do tego, którego użył. Na tę rękę następnie wylano mieszankę siarki i ołowiu, która jednak nie zajęła się tak, jak tego oczekiwano. Ciąg dalszy był już bardziej drastyczny. Obcęgi rozżarzono do czerwoności i wyrwano nimi jego sutki. Następnie rany potraktowano wspomnianą już rozgrzaną mieszanką. Tu należy zacytować dosłownie słowa przywoływanej autorki: „Rozległ się nieludzki krzyk, wrzask, skowyt przebijający niebo. Widzowie osłupieli, zadrżeli. Nieludzki ryk katowanej ofiary niósł się daleko po placu i ulicach. Mniej odporni zatykali uszy i zamykali oczy, a nawet mdleli. Po latach jeszcze w pamięci świadków pozostał ten nieludzki skowyt żywcem obdzieranego ze skóry i przysmażanego rozpaloną miksturą nieszczęśnika” (Libiszowska, s. 128-129).

Koniec jednak miał dopiero nadejść. W wykonaniu koni, które zostały zaprzężone do kończyn skazańca. Jednak kiedy woźnice popędzili konie, ścięgna i mięśnie Damiensa wytrzymały, przedłużając jego cierpienie. Kilka kolejnych prób również nie przyniosło efektu. Zadecydowano więc o podcięciu nożem ścięgien Damiensa, co dodatkowo wywołało krwotok. Następna próba okazała się dla zamachowca nareszcie śmiertelna. Całe zaś rozczłonkowane ciało wrzucono na koniec do wcześniej przygotowanego, rozpalonego stosu. Sprawiedliwość za targnięcie się na życie króla została wymierzona.

Autor: Herbert Gnaś

Bibliografia:

  1. J. Baszkiewicz, Historia Francji, Ossolineum, Warszawa 1999.
  2. E. Perroy, R. Doucet, A. Latreille, Historia Francji. Tom I, Od początku dziejów do roku 1774, Książka i Wiedza, Warszawa 1969.
  3. Z. Libiszowska, Ludwik XV, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1997.
ikona podziel się Przekaż dalej