Królobójcy francuscy - nazwiska, zamachy, daty, ofiary, przyczyny oraz kary
Jacques Clément i François Ravaillac to mordercy, lecz nie pospolici, a królobójcy francuscy. Ich ofiarami stali się Henryk III Walezjusz oraz Henryk IV Burbon. Paradoksem jest, że przyczyną śmierci tych następujących po sobie królów Francji było zabójstwo. Mordercy nawet nie uciekali z miejsc zbrodni. Spotkać ich natomiast mogła tylko jedna kara: śmierć. W przypadku jednego z nich szczęśliwie dla niego była ona dość szybka.
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o historii Francji.
Z tego artykułu dowiesz się:
Zabójstwo Henryka Walezego – Jacques Clément
Okoliczności i przebieg zamachu
Ucieczka Henryka Walezego do Francji okazać się miała dla niego zgubna. Co prawda został królem tego państwa, jednakże jego panowanie nie było pasmem sukcesów. Francja była wtedy skonfliktowana wewnętrznie, zaś „biegunami” w tym konflikcie było dość słabe środowisko króla, stronnictwo króla Nawarry Henryka Burbona oraz Święta Unia (inaczej nazywana Ligą, skupiającą środowiska katolickie), czyli przede wszystkim Gwizjusze. W latach 80. XVI wieku we Francji trwała kolejna już wojna religijna. Ówczesny król, Henryk III Walezjusz, znany w Polsce bardziej jako Henryk Walezy został zmuszony przez Gwizjuszy oraz stojącego na ich czele samozwańczego „króla Paryża” Henryka Gwizjusza Pokiereszowanego (przydomek od rany w twarz odniesionej w bitwie) do opuszczenia stolicy. W odwecie Henryk III nakazał zabicie Henryka oraz jego brata. Jednakże niedługo później sam miał zostać zamordowany.
Był 1 sierpnia 1589 roku. Henryk III przebywał wtedy w pałacu biskupim w Saint-Cloud. W dniu tym do pałacu przybył mający zaledwie 22 lata dominikanin, Jacques Clément. Twierdził, że przywozi listy od uwięzionego przez Gwizjuszy prezydenta parlamentu paryskiego. Zależało mu na rozmowie sam na sam z Henrykiem III, na co ten nieopatrznie się zgodził. Jak wspomina Jan Baszkiewicz, król Francji przyjął młodego mnicha w sposób, który nie dawał mu w razie czego zbyt wielkich szans na obronę. Po pierwsze, był niekompletnie ubrany, ale co najważniejsze… siedział wtedy na przenośnym sedesie. Jacques Clément wręczył Henrykowi przywiezione dokumenty, zaś kiedy ten się na nich skupił, wyciągnął z rękawa sztylet i dźgnął nim Henryka w brzuch.
Nie wiadomo dokładnie, co kierowało zabójcą Henryka III. Z jednej strony przedstawia się go jako zażartego, fanatycznego wręcz wroga porozumień z innowiercami, rozumiejąc przez to i wyznawców kalwinizmu. Z drugiej można domniemywać, że mógł w jakiś sposób działać na zlecenie przedstawicieli Świętej Unii, którzy mogli chcieć zemścić się za zamordowanie Henryka Pokiereszowanego. Faktem jest, że przez część środowisk religijnych Clément zaczął być potem uważany za obrońcę wiary a wręcz za męczennika za nią, określano go mianem „tyranobójcy”. Ponoć jednym z inspiratorów Clémenta był przeor dominikanów, ojciec Bourgoin, którego egzekucja miała później miejsce już za następcy Henryka Walezego.
Henryk III Walezjusz krzyknął: „łajdak, zabił mnie, zabijcie go”, na co do pokoju wparowali jego strażnicy i dworzanie. Sam zamachowiec oczekiwał w całkowitym spokoju, ze skrzyżowanymi ramionami. Kara była natychmiastowa. Uzbrojeni ludzie Henryka Walezego nawet się nie zastanawiali, tylko rzucili się na niego i natychmiast go zadźgali. Aby dopełnić tej niezwykle szybkiej kary, dodatkowo wyrzucili Jacquesa Clémenta przez pałacowe okno.
Skutki zamachu, śmierć Henryka III
Henryk Walezy był w dalszym ciągu przytomny, zresztą jego otoczenie miało wrażenie, że rana nie jest aż tak poważna. W imieniu króla Francji odprawiono mszę, zaś on sam przyjął komunię pod obiema postaciami. Niektórzy zastanawiają się, czy w przypadku rany kłutej w brzuch to właśnie komunia przyjęta pod postacią wina nie zaszkodziła francuskiemu królowi i nie przyśpieszyła jego śmierci?
Do Saint-Cloud przybył sojusznik Henryka Walezego, król Nawarry Henryk de Burbon, który był spokrewniony z nim w 21 stopniu. Henryk Walezy przypomniał mu, że w obecnej sytuacji (wszyscy bracia Henryka Walezego już wtedy nie żyli) to on miał prawo dziedziczenia po nim korony francuskiej. Henryk III przekonywał go jednocześnie do potrzeby zmiany przez niego religii (Henryk de Burbon był wyznawcą kalwinizmu) oraz ostrzegał, aby i on sam nie stał się ofiarą zamachu. Prosił również swoje otoczenie, aby po jego śmierci dochowano wierności nowemu królowi Francji.
Agonia Henryka Walezego miała jeszcze trwać przez kilkanaście godzin. Około godziny 23:00 1 sierpnia dopadły go boleści. Od tego momentu jego stan już tylko się pogarszał. Zmarł około godziny 2:00, już 2 sierpnia 1589 roku. Nowym królem Francji został Henryk Nawarski de Burbon, już jako Henryk IV, później nazwany Wielkim. Jednak jak pokazała historia także i on (pamiętajmy o ostrzeżeniu Henryka Walezego) miał zostać zamordowany. Jeśli szukasz więcej informacji, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o królach Francji.
Zamachy na życie Henryka IV
Pierwsza próba zamachu – Jean Châtel
Również Henrykowi IV niedane było spokojnie rządzić, a przede wszystkim umrzeć śmiercią naturalną. Przy czym próbowano go zabić więcej niż raz. 27 grudnia 1594 roku, kiedy Henryk IV Burbon przebywał w rezydencji Gabrieli d’Estrées, swojej kochanki, w tłum wmieszał się zamachowiec. Był nim student prawa pochodzenia mieszczańskiego, absolwent kolegium Towarzystwa Jezusowego Jean Châtel. W momencie, kiedy król nachylił się w kierunku przyklękającego przed nim szlachcica Jean Châtel wyciągnął nóż i uderzył. Tylko temu zbiegowi okoliczności Henryk IV zawdzięczał życie, ponieważ zamachowiec celował w szyję, a trafił w wargę i ząb, który królowi zresztą wybił. Jean Châtel został natychmiast pojmany.
Nie da się jednoznacznie powiązać tego zamachu z działalnością jezuitów, jednakże jest możliwe, że po części niezrównoważony psychicznie zamachowiec działał pod wpływem kazań popierających Ligę księży, którzy domagali się kary Boga dla Henryka IV. Jean Châtel chciał w ten sposób odpokutować swoje winy, którymi miały być jego skłonności homoseksualne oraz fakt, że przystępował do świętokradczej komunii, nie wyspowiadawszy się z tych win.
Zgodnie z ówczesnym francuskim prawem został potraktowany jak królobójca, a królobójcy francuscy nie umierali ot tak po prostu, ścięci czy przez powieszenie. Poddano go licznym torturom w trakcie śledztwa, a później, już podczas egzekucji obcięto mu rękę, którą dopuścił się zamachu, jego ciało szarpano obcęgami, zaś ostatecznie poniósł śmierć w wyniku rozerwania przez konie. Półtora wieku później za zranienie nożem króla Ludwika XV na śmierć jako królobójca został skazany Robert-François Damiens.
Zabójstwo Henryka IV – François Ravaillac
Henryk IV Burbon miał jeszcze później panować kilkanaście lat. Aż do 14 maja 1610 roku, kiedy to z kilkoma osobami jechał pozbawionym szyb powozem ulicą Saint-Denis. W pewnym momencie powóz utknął w korku, pomiędzy wozem z sianem a wozem wyładowanym beczkami z winem. Kiedy służba króla zajęła się oczyszczaniem drogi, do powozu nagle podbiegł jakiś mężczyzna, wskoczył na koło i sięgając przez okno, trzy razy zamachnął się nożem na króla. Pierwszy cios trafił w pierś koło pachy, kolejny już był śmiertelny: trafił bowiem w arterię niedaleko serca, co wywołało niemalże natychmiastowy krwotok z ust króla, który miał według różnych źródeł jeszcze powiedzieć „jestem ranny” lub „to nic, to nic” (Baszkiewicz, Henryk…, s. 346-347). Trzeci cios nie sięgnął już celu, gdyż utknął w płaszczu towarzysza króla, który chciał go osłonić.
Zamachowiec nie uciekł, a jedynie stał bez ruchu. Został obezwładniony. Padł nawet okrzyk, że kto go zabije, straci głowę. Zabójcę później zidentyfikowano. Był to François Ravaillac, lat 32, pochodzący z rozbitej rodziny, pozostający bez stałego dochodu. Próbował bez większych sukcesów utrzymywać się z uczenia dzieci. Wstąpił tymczasowo do zakonu, jednakże uznano go za niezrównoważonego psychicznie i usunięto.
Jak ustalono w toku śledztwa, nie była to pierwsza próba jego zamachu na króla. Motywem zaś znowu miały być usłyszane przez niego kazania, w których duchowni krytykowali Henryka IV. François Ravaillac próbował wcześniej dostać się do Luwru, lecz został przegoniony przez strażników. Również bezskutecznie starał się o audiencję. W okresie od Bożego Narodzenia 1609 roku do wiosny 1610 roku podjął dwie nieskuteczne próby zamachu. Zaś w trakcie przesłuchania wyznał, że winił króla za to, że nie nawrócił hugenotów, a także snuł fantastyczne teorie o tym, jakoby Henryk IV zamierzał wypowiedzieć wojnę papieżowi, pozbawić go władzy nad Rzymem i przenieść samo papiestwo do Paryża. Był zatem przekonany, że to w imię Boga i dla jego chwały zabija króla Francji.
Egzekucja Françoisa Ravaillaca miala miejsce 27 maja 1610 roku. Ręka, którą zamachnął się na króla, została spalona. Ciało jego było na różne sposoby rwane rozżarzonymi obcęgami, na rany lano m.in. rozpaloną siarkę i ołów. Tak jak i Jean Châtel, tak i François Ravaillac zmarł w wyniku rozerwania go przez cztery konie. Jednakże i wtedy jego ciało nie zaznało jeszcze spokoju. Rozwścieczony tłum deptał jego szczątki, masakrował je, kłuł mieczami. Dopełnieniem egzekucji miało być spalenie ciała zamachowca przez kata, pozostawiono mu jednak w tym celu tylko koszulę, w którą ubrany był François Ravaillac.
Autor: Herbert Gnaś
Bibliografia:
- J. Baszkiewicz, Henryk IV Wielki, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1995.
- J. Baszkiewicz, Historia Francji, Ossolineum, Warszawa 1999.
- Z. Libiszowska, Ludwik XV, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1997.