Niezniszczalny dyktator? Kto i dlaczego próbował zabić Hitlera
Mało było przywódców, którym tak wiele osób życzyło śmierci. Jednocześnie Hitler zdawał się mieć niemal niewytłumaczalne szczęście. Z sytuacji, w których dawno powinien stracić życie, wychodził cało, stwarzając wokół siebie tajemniczą aurę niezniszczalności.
Z tego artykułu dowiesz się:
Porażka wojskowych spiskowców
Ten zamach właściwie powinien się udać. Bomba w walizce była blisko führera, a wybuch w zamkniętym pomieszczeniu nie powinien pozostawić nikogo przy życiu. Usprawiedliwiając się koniecznością odpowiedzi na pilny telefon (wcześniej zaplanowany) Claus von Stauffenberg wyszedł z pomieszczenia i zaraz po wybuchu udał się ze swoim adiutantem na lotnisko. Z Kętrzyna do Berlina była daleka droga, a przecież był współodpowiedzialny również za organizację puczu w stolicy.
Zamach 20 lipca 1944 roku w Wilczym Szańcu jest jedną z najbardziej spektakularnych i najbardziej znanych nieudanych prób zabicia wodza III Rzeszy. Pomijając przypuszczalne błędy i chaos w organizacji, Hitler faktycznie miał dużo szczęścia. Po pierwsze lipcowy upał sprawiał, że rozmowy strategiczne w bunkrze byłyby nie do zniesienia. Zamiast tego narada została przeniesiona do drewnianego domku. Na domiar złego przesunięto ją na wcześniejszą godzinę, ze względu na planowaną wizytę Mussoliniego. Po drugie Stauffenberg, mając ograniczoną mobilność jako inwalida wojenny, nie zdążył uzbroić obu zaplanowanych bomb. Zmniejszało to siłę rażenia, a uruchomiony zapalnik skracał czas na wykonanie całego manewru. Po trzecie wreszcie, uczestniczący w naradzie oficer – Heinz Brandt przesunął ustawioną najbliżej niego walizkę z bombą, żeby mieć lepszy dostęp do mapy. W efekcie wybuchu został ciężko ranny i następnego dnia zmarł. Hitler jednak został uratowany przed siłą rażenia bomby dzięki temu, że przed detonacją walizkę oddzieliła od niego masywna noga stołu.
Stauffenbergowi i jego adiutantowi Wernerowi von Haeften udało się w imponującym tempie dotrzeć do Berlina, gdzie mieli dołączyć do operacji „Walkiria”, obalającej rząd nazistowski. Tutaj jednak dowiedzieli się szybko, że führer żyje, co wywołało chaos w realizacji dalszych planów, a zamachowcy wkrótce zostali pojmani. Rozstrzelano ich następnego dnia. Mniej „szczęścia” miał uczestniczący w spisku brat Clausa - Berthold Schenk Graf von Stauffenberg, skazany na śmierć przez powolne uduszenie, oraz następni aresztowani i skazani. Hitlerowi nie podobało się, że decyzję o rozstrzelaniu pierwszych spiskowców podjęto bez niego. Chciał, żeby zamieszani w spisek cierpieli przed śmiercią fizycznie i psychicznie. Jego rozkaz zrealizowano do tego stopnia, że zamiast (normalnego dla takich przestępstw) ścięcia lub rozstrzelania wykonano egzekucję przez powieszenie. Dodatkowo odmówiono skazanym obecności księdza i możliwości ostatniego namaszczenia, nie mówiąc o ostatnim papierosie. Zostali potraktowani gorzej niż pospolici przestępcy.
Nie tylko Walkiria – inne próby zamachów na Hitlera
Zamach z lipca 1944 roku był aktem desperacji. Stauffenberg zdawał sobie sprawę z tego, że może się nie udać. Wiedział też, że po jego przeprowadzeniu będzie postrzegany jako zdrajca stanu. Był przygotowany na wszelkie konsekwencje.
Prób zabicia führera było jednak wcześniej wiele. Już jako kanclerz był bardziej narażony niż wcześniejsi niemieccy przywódcy. W spiskach i przygotowaniach zamachów brali udział zarówno Niemcy jak i obce wywiady.
Niemieccy dowódcy przeciw führerowi
Ponieważ okoliczności nie pozwalały na dostanie się w pobliże dyktatora byle kogo, głównym potencjalnym gronem konspiracyjnym byli wysocy rangą wojskowi. To ich plany zamachów są dziś uważane za najbliższe powodzenia. Claus von Stauffenberg znalazł się w tym gronie wyjątkowo późno. Początkowo popierał Hitlera, potem podchodził do niego z rezerwą, by wreszcie podjąć decyzję o osobistym zaangażowaniu przeciw führerowi.
Konspiracja przeciw Hitlerowi i jego wojennym planom rozwijała się wśród wysokich dowódców wojska i policji. Byli to m.in. szef policji kryminalnej Arthur Nebe, wysoki rangą funkcjonariusz Gestapo Hans Bernd Gisevius, szef Abwehry Wilhelm Canaris i jego zastępca Hans Osten. W Wehrmachcie opozycję organizował szef sztabu Ludwig Beck, po 1938 roku dalej współpracował ze spiskowcami jako emerytowany wojskowy.
To oni uznali, że aresztowanie lub, w ostateczności, zabicie Hitlera będzie najlepszym punktem wyjścia do zatrzymania uruchomionej przez niego machiny wojennej. Pierwsze plany powstały już w 1938 roku. Wyżej wymienieni dowódcy byli rozczarowani różnymi aspektami władzy Hitlera, jednak bezpośredni impuls do planowanego zamachu stanu wynikał z ich przekonania o niemożliwym zwycięstwie Niemiec w tej wojnie. To tłumaczy m.in. dlaczego po próbach zamachów w 1938 i 1939 roku na kilka lat spiskowcy ograniczyli działalność. Początkowe sukcesy na froncie i zaangażowanie w sprawy bieżące zmniejszały możliwość powodzenia akcji. Dawały też Hitlerowi większe poparcie społeczeństwa. Poza tym sam führer zadbał o zwiększoną ochronę wokół siebie. Spiskowcy kontynuowali natomiast karierę wojskową w ramach struktur III Rzeszy, co oddalało podejrzenia i dawało im duże możliwości manewru w tych strukturach w razie wznowienia planów zamachu.
Po raz pierwszy plany obalenia Hitlera powróciły w 1942 roku, po przedłużających się walkach na terenie ZSRR. Podobnie jak w przededniu wojny spiskujący dowódcy uważali (jak się okazało w dłuższej perspektywie, słusznie), że Hitler nie mierzy sił na zamiary. Spodziewali się prędzej czy później klęski armii niemieckiej z wszystkimi konsekwencjami dla społeczeństwa i gospodarki. Kolejne lata tylko pogłębiały to wrażenie.
Do kolejnej próby zamachu doszło w 1943 roku. 13 marca Hitler podróżował samolotem do obozu wojskowego w Smoleńsku. Wykorzystali to ówczesny pułkownik Henning von Tresckow i porucznik Fabian von Schlabrendorff (wcześniej uczestnik potajemnych negocjacji z Wielką Brytanią). Skonstruowali bombę, którą Tresckow ukrył w skrzyneczce z koniakiem i wniósł na pokład samolotu, którym podróżował führer. Był to kolejny przykład szczęścia Hitlera. Ze względu na turbulencje pilot musiał zwiększyć wysokość, co obniżyło temperaturę w luku bagażowym i zapalnik bomby nie zadziałał.
Tego roku jeszcze dwóch wojskowych podejmowało próby samobójczego zamachu na wodza. Żaden jednak się nie udał. Pierwszy prawdopodobnie ze względu na refleks Hitlera, który sam zakończył wcześniej spotkanie z niedoszłym zamachowcem. Drugi znów w nieprzewidzianych okolicznościach – alianci zbombardowali bowiem magazyn gdzie znajdowały się materiały przygotowane do zamachu.
W tych okolicznościach decyzję o osobistym udziale w zamachu podjął Claus von Stauffenberg. Jako wyższy rangą dowódca miał bardziej bezpośredni dostęp do wodza i wzbudzał mniejsze podejrzenia. Resztę tej historii znamy.
Prywatni zamachowcy
Wiele osób z różnych powodów osobiście sprzeciwiało się polityce Hitlera i podejmowało próbę jego zabicia na własną rękę. Nie mając pełnego dostępu do informacji o ochronie, ani profesjonalnego przeszkolenia w takich akcjach mieli małe szanse na powodzenie. Podejmowali próby z desperacji lub po prostu mieli za mało informacji, żeby zdać sobie sprawę z trudności jakie przed nimi stoją. Z drugiej strony jako osoby całkiem przypadkowe byli mniej wykrywalni, jeżeli tylko zachowali zimną krew i trochę zdrowego rozsądku.
Przykładem takiej postaci może być młody student teologii ze Szwajcarii – Maurice Bavaud, który próbował zabić wodza w 1938 roku. Udając sympatyka Adolfa Hitlera, przebywał bez żadnych podejrzeń w Monachium, gdzie Hitler miał uczestniczyć w paradzie na rocznicę puczu z 1926 roku. Bavaud posiadał wcześniej zakupiony pistolet i ćwiczył strzelanie przez wiele miesięcy. Ostatecznie jednak znalazł się w miejscu, z którego nie widział führera wystarczająco dobrze, żeby oddać celny strzał. Potem udało mu się uzyskać list polecający, który umożliwiłby osobiste spotkanie z wodzem. Niestety nie doszło ono do skutku. Ostatecznie Bavaud wpadł z błahego powodu – zabrakło mu pieniędzy na bilet powrotny do Paryża i jako pasażer na gapę posiadający broń został oddany w ręce Gestapo. Podczas przesłuchania wyznał swoje plany. Został skazany na śmierć przez ścięcie gilotyną. Wyrok wykonano 14 maja 1941 roku.
Motywacje Bavaud były proste – jako żarliwy katolik uważał Hitlera za antychrysta. W zastrzeleniu führera widział szansę na ocalenie Europy.
Rok później inny prywatny spiskowiec podjął podobną próbę. Motywacja polityczna była inna – Georg Elser był socjalistą, przeciwnikiem nazizmu z pozycji lewicowej. Jako niemiecki stolarz nie wzbudzał jednak podejrzeń dopóki nie podjął działań. Dokładnie rok po nieudanym zamachu Bavaud (w listopadzie 1939) Elser udał się do Monachium. Przez cały rok pracował nad bombą, przeprowadzał próbne detonacje i zbierał materiały na temat Piwnicy Mieszczańskiej, gdzie Hitler wygłaszał tradycyjne, coroczne przemówienia. Udało mu się ukryć bombę i ustawić detonację na 21:20. Tym razem materiały nie zawiodły, ale führera o tej godzinie nie było już na miejscu. Spieszył się do Berlina ze względu na dalsze plany wojenne.
Podobnie jak Bavaud Elser wpadł z dziwnych powodów. Uciekając do Szwajcarii został zatrzymany na granicy. Odkryto przy nim materiały wskazujące dość jednoznacznie na związek z zamachem. Został skazany na pobyt w obozach koncentracyjnych i ostatecznie zamordowany 9 kwietnia 1945 roku w Dachau. (Weiss R., 1957: 10-11)
Potencjalny zamach ze strony Aliantów
Pozbycie się przywódcy, którego osobista ambicja doprowadziła do wojny na wielu frontach, było oczywistym krokiem ze strony państw wciągniętych w tą wojnę. Plany te były najbardziej dyskutowane kiedy Alianci nie byli pewni wygranej. Kiedy było coraz bardziej pewne, że wódz III Rzeszy popada w paranoję i sam szkodzi własnej sprawie Alianci (w tym Stalin) powoli wycofali się z planów zamachu. (Hoffman P., 2012: 444)
Nie jest jasne czy Elser działał w pojedynkę czy mógł mieć powiązania z wywiadem brytyjskim. To ostatnie oskarżenie było oficjalnie podane przez niemiecką propagandę na rozkaz Himmlera. Niektórzy sugerują nawet, że cały zamach został zaaranżowany przez Himmlera, żeby zaangażować społeczeństwo w wojnę przeciw Wielkiej Brytanii. Nie ma na to jednak jednoznacznych dowodów.
Ostatnim rozbudowanym planem zamachu była Operacja Foxley. Brytyjczycy mieli zlecić zabicie Hitlera w jego alpejskiej rezydencji Berghof. Zadanie mieli wykonać snajperzy przebrani za niemieckich myśliwych, przebywający w okolicznych lasach. Gdyby im się nie udało, jako rezerwa służyliby operatorzy bazuki. Nie było jednak okazji zrealizować planu. Ostatecznie został porzucony ze względu na ewidentnie zbliżającą się klęskę Niemiec. Prawdopodobnie zresztą operacja nigdy nie była dobrze dopracowana i nie wiadomo na ile poważnie ją rozważano. (por. Hoffman P.: 443)
Legenda i propaganda
Hitler nie tylko miał szczęście unikając wielokrotnie zabicia. Miał obsesję na punkcie własnego bezpieczeństwa. Stosował rozbudowaną ochronę i taktykę uniku. Często zmieniał trasy swoich przejazdów, a także miejsca i godziny zaplanowanych wydarzeń. Wiele planów dotyczących zamachu początkowo było związanych z przejazdami führera pociągami. Jednak jeździł tak nieregularnie, tak często zmieniał trasy i godziny, że jego taktyka skutecznie zniechęcała spiskowców.
Dodatkowym czynnikiem psychologicznym, który wpływał na poczucie niezniszczalności führera była legenda (w którą zresztą sam wierzył) męża opatrznościowego. Im więcej razy uniknął o włos śmierci, tym bardziej był przekonany o nadprzyrodzonej ochronie swojej osoby. W rozmowie z Mussolinim, kilka godzin po zamachu w Wilczym Szańcu, miał stwierdzić: „wnioskuję z mojego cudownego ocalenia, (…) że nic nie może mi się stać.” (Kershaw I.: 52) W podobnym tonie wypowiedział się tuż po ataku na Piwnicę Mieszczańską w 1939 roku.
Na nadnaturalny obraz führera jako męża opatrznościowego i niezniszczalnego, wpływ miało wiele czynników. Od specyfiki niemieckiej kultury, która łączyła dziejowy romantyzm z dyscypliną i posłuszeństwem wobec władzy, przez fachową propagandę, aż po estetykę potęgi i dominacji, która przytłaczała obywatela na każdym kroku. Hitler potrafił doskonale współgrać z tą wybudowaną wokół niego otoczką. Otoczył się fizycznym i psychologicznym murem, który naprawdę utrudniał realizację jakiegokolwiek zamachu. Ostatecznie jedyną osobą, która mogła zgładzić Hitlera okazał się on sam. Sposób myślenia, który napędzał jego pewność siebie i poczucie nadludzkiej mocy, napędzał u niego działania autodestrukcyjne.
Bibliografia:
- Ian Kershaw, Walkiria. Historia zamachu na Hitlera, Poznań 2009
- Rober Weiss, Ostatni zamach na Hitlera, Warszawa 1957
- Peter Hoffman, Osobista ochrona Hitlera, Warszawa 2012