Zwykła rodzina

Matusikowie

Rybnik to duże miasto, którego dzieje sięgają aż XIII wieku. Nazwa miejscowości pochodzi od głównego zajęcia, jakim kiedyś trudnili się lokalni mieszkańcy- rybołówstwa. Od 2001 r. Rybnik dzieli się na 27 dzielnic. W jednej z nich, Smolnej, mieszkała rodzina Matusików, złożona z Witolda, jego żony Danuty i czwórki synów.

Para zamieszkała w bloku przy ul. Jana Kilińskiego pod koniec lat 80. XX wieku. Poznali się nieco wcześniej, kiedy Witold przeprowadził się do Rybnika z oddalonego o 260 km Grybowa. Młodzi szybko wpadli sobie w oko i w 1982 r. zdecydowali się na ślub. Doczekali się gromadki dzieci i prowadzili spokojne życie.

Wypadek

Do 1990 r. Witold zarabiał na utrzymanie rodziny, pracując jako operator dźwigu budowlanego. Pewnego dnia maszyna, którą obsługiwał, straciła równowagę i niebezpiecznie się przechyliła. Zauważywszy to, budowlańcy próbowali ustabilizować kolosa za pomocą drewnianych podkładów. Operacja zakończyła się tragedią. Dźwig runął na ziemię, raniąc Witolda w głowę.

Diagnoza lekarska była nieubłagana- całkowita niezdolność do pracy. Matusik przeszedł na rentę, do której od czasu do czasu dorabiał. Z uwagi na wypadek cierpiał na nieznośne bóle głowy. Tym samym głównym żywicielem rodziny została jego żona Danuta. Kobieta pracowała jako sprzątaczka. W 199 r. zatrudniła się w nieistniejącej już Zespole Szkół Zawodowych przy ul. św. Maksymiliana. Jej pensja wynosiła 400 zł miesięcznie.

39-latka miała raczej introwertyczny charakter. Na co dzień często się uśmiechała i zazwyczaj była w dobrym nastroju, ale stroniła od długich rozmów i nawiązywania bliższych relacji. Nie opowiadała co dzieje się w jej domu ani się nie zwierzała. Sąsiedzi wspominali, że wolny czas najchętniej spędzała w domu. Regularnie chodziła do kościoła. Była gorliwą katoliczką.

5 upiornych minut

Ciche dni

Był czwartek 2 marca 2000 r. Danuta jak zwykle wstała wcześnie rano, żeby wyszykować dzieci i zdążyć na godzinę 11 do pracy. Co prawda zaczynała zmianę dopiero w południe, ale lubiła mieć trochę zapasu. Wyszła z domu i ruszyła na przystanek autobusowy, ale Witold zdołał ją dogonić. Podwiozę cię- zaproponował. Wiedział, że żona wciąż się na niego gniewa i chciał w ten sposób jakoś ją udobruchać.

Kilkanaście dni wcześniej mężczyzna wybrał się do baru. W lokalu wywiązała się bójka, Matusik otrzymał cios w głowę szklanką od piwa. Trafił do szpitala, ale szybko z niego wyszedł, wypisując się na własne życzenie. Danuta miała mu to za złe. Obawiała się o zdrowie partnera. Zapewne wolała, by poleżał w szpitalu trochę dłużej, byle tylko upewnić się, że wszystko jest w porządku. Witold jednak nie chciał o tym słyszeć.

Ej, ty!

Po wyjściu z autobusu Danuta spotkała koleżankę, z którą pracowała w Zespole Szkół Zawodowych. Po raz pierwszy zrobiła wyjątek od reguły i poruszyła w rozmowie temat osobisty. Poskarżyła się na Witolda, do którego wciąż czuła żal. Zwierzenia jednak nie trwały długo. O 12 kobiety jak zwykle przystąpiły do pracy, która trwała przeważnie do godziny 20:00.

Dochodziła 18. Klasa III C jako jedyna miała jeszcze lekcje, ale sprzątaczki zdążyły już zamknąć drzwi na klucz. W międzyczasie przed szkołą pojawiło się dwóch chłopaków. Chcieli wiedzieć, kiedy trzecioklasiści skończą zajęcia. Kwadrans przed 19:00 na korytarzu pojawiła się jedna z uczennic imieniem Kasia. Czekała na chłopaka, który miał ją tego dnia zawieźć do domu.

Dziewczyna znała Danutę z widzenia. Wymieniła z nią kilka uprzejmości. Kobieta kręciła się wokół portierni. Chwyciła ustawione tam worki ze śmieciami i niemal równo z nastolatką ruszyła do wyjścia. Dziewczyna opuściła budynek i poszła w kierunku auta swojego chłopaka zaparkowanego przed bramą. "Ej, ty!"- usłyszała za plecami męski głos. Nie odwróciła się. Nie po raz pierwszy obcy chłopcy próbowali ją zaczepiać. Szybko wsiadła do samochodu. Kiedy odjeżdżała, dochodziła godzina 19.25.

Ciało w ciemnościach

Wycieczka do śmietnika powinna zająć Danucie nie więcej niż pięć minut. Tymczasem minęło już sporo czasu, a kobieta nie wracała. Jadwiga jedna z jej koleżanek zaczęła się denerwować. Wyszła przed budynek, rozejrzała się, ale Danuty nigdzie nie było. Zaalarmowała więc trzecią sprzątaczkę. Stojąc w drzwiach szkoły, kobiety zauważyły porozrzucane papiery w pobliżu kontenerów na śmieci. Widok ten wydał im się niepokojący.

Wystraszone sprzątaczki wezwały na pomoc szkolną woźną Elżbietę. Kobieta pojawiła się na miejscu wraz z mężem Stefanem. Chwilę później do ekipy dołączył również Sebastian, zięć Jadwigi. Cała grupa ponownie podjęła poszukiwania zaginionej Danuty. W pierwszej kolejności udała się pod śmietnik.

- Było ciemno, zaczęliśmy świecić latarkami. W pewnym momencie zobaczyliśmy ciało kobiety. Jej twarz była we krwi. Widziałem rany w okolicach oczu. Leżała na plecach - zeznał później mąż woźnej.

Matka czwórki dzieci leżała w pobliżu kontenerów na odpadki. Jej oczy były szeroko otwarte i wpatrywały się w niebo. Dookoła było pełno krwi i śmieci, które wysypały się z niesionych przez nią worków.

Liczne rany kłute

Pod szkołą pojawiła się karetka oraz radiowozy. Funkcjonariusze stwierdzili, że ofiara zginęła od licznych ran kłutych zadanych głównie w okolicach twarzy i szyi. Narzędziem zbrodni mógł być nóż o krótkim ostrzu bądź scyzoryk. W sali nr 225 znaleziono płaszcz oraz torebkę ofiary. W środku znajdowała się książeczka ubezpieczeniowa jej dzieci, lakier do włosów, szminka oraz 2 złote.

Wszyscy świadkowie zgodnie twierdzili, że denatka była spokojną, bezkonfliktową i dobrą osobą, która nie miała żadnych wrogów. Żywiła jednak świeżą urazę wobec własnego męża i to właśnie on stał się pierwszym podejrzanym. Mundurowi pojawili się w bloku przy ul. Kilińskiego już o 20:00. Poinformowali zajmującego się dziećmi mężczyznę, że jego żona nie żyje, a następnie zakuli w kajdanki i przewieźli na komisariat. Wkrótce jednak musieli wypuścić go na wolność. Matusik miał na ten dzień żelazne alibi.

Po wysadzeniu żony na przystanku autobusowym udał się do poradni, by porozmawiać z lekarzem na temat konsekwencji niedawnej bójki. Potem pojechał do gazowni, a stamtąd na kurzą fermę pod Rybnikiem, gdzie kupił jajka. Część popołudnia spędził w stadninie koni, później spotkał się ze znajomym, z którym wspólnie karmił gołębie. Wrócił do domu około 19:30. Jeśli szukasz innych tematów kryminalnych, sprawdź także: Kenny Veach - zaginięcie na pustyni Mojave.

Przeznaczenie

115 ran

Sekcja zwłok wykazała, że napastnik zaatakował ofiarę z niezwykłą wręcz brutalnością. Zadał jej w sumie 115 ran. 48 z nich znajdowało się na głowie, 36 na szyi, 15 na klatce piersiowej, a pozostałe na innych częściach ciała. Danuta miała również złamany nos. Narzędzia zbrodni nigdy nie udało się odnaleźć. Przyczyną śmierci były obrażenia mózgu, spowodowane uderzeniem w kość skroniową.

Kto mógł w tak okrutny sposób potraktować niewinną kobietę? To pytanie spędzało rybniczanom sen z powiek. Wszyscy chcieli jak najszybszego ujęcia mordercy, żeby odzyskać spokój i przestać bać się o własne życie. Następnego dnia miejsce zbrodni wypełniło się zniczami i kwiatami przyniesionymi przez sąsiadów. Wszyscy współczuli Witoldowi i czwórce osieroconych synów. Najstarszy z nich miał 17 lat, najmłodszy zaledwie 3.

Oszukać los

W przeszłości Danuta sporo myślała o własnej śmierci. Na początku lat 80., kiedy miała zaledwie 19 lat, wraz z koleżanką poszła do wróżki. Kobieta przepowiedziała jej tragiczną przyszłość. Umrzesz, zanim skończysz 40 lat. Twoja śmierć będzie tragiczna. Zostawisz po sobie małe dziecko - stwierdziła z przekonaniem.

Dziewczyna nie potraktowała tych słów poważnie aż do 1997 r. , kiedy skończyła 37 lat. Wkrótce na świecie miał się pojawić jej czwarty syn. Słowa wróżbitki odbijały się w jej głowie złowrogim echem. A co, jeśli są prawdziwe? Może powinna na siebie uważać? Ale czy da się oszukać los zapisany w gwiazdach?

Ślepe tropy

Myślałem, że to bezpieczne miasto

Osiem dni po tragedii do aresztu trafił karany wcześniej za kradzieże Adam M. Świadkowie zeznali, że często kręcił się w pobliżu szkoły. Przepytany na tę okoliczność mężczyzna stwierdził, że po prostu mieszka w okolicy. Feralnego 2 marca M. znajdował się w zupełnie innym miejscu- wracał autobusem z Żor. Został więc wypuszczony. Dwa dni później na policję zadzwonił anonimowy informator. Stwierdził, że za śmierć Danuty odpowiadają mężczyźni, z którymi jej mąż pobił się kilka tygodni wcześniej w barze. Trop ten okazał się jednak ślepy.

Dwa miesiące po śmierci Danuty uczniowie Zespołu Szkół Zawodowych przy ul. św. Maksymiliana przeszli ulicami miasta w proteście przeciwko przemocy. Dołączyły do nich dziesiątki postronnych osób oraz Witold Matusik. Manifestujący nieśli ze sobą czarne papierowe kwiaty oraz transparenty z napisami: "Precz z przemocą", "Nie będziemy bierni", "Bezpieczna szkoła".

Myślałem, że Rybnik jest bezpiecznym miastem. Do czasu, aż mi zamordowali żonę. Idę w tym marszu, chociaż mi ciężko, ale jeśli dzięki temu może się coś poprawić? (...) Nikomu nie życzę tego, przez co przeszedłem. Lekarka, która robiła żonie sekcję zwłok, odradzała mi oglądanie ciała. To było dzieło szaleńca. Musimy sobie bez Danusi jakoś poradzić, znajomi pomogą, rodzina- powiedział Witold Matusik w rozmowie z “Gazetą Wyborczą”.

Człowiek z marginesu

Czas mijał, a policjantom nie udało się wytypować podejrzanego. W sierpniu 2000 r. powstał profil psychologiczny opisujący charakter zabójcy Danuty Matusik. Biegli stwierdzili w nim, że sprawca pochodzi z rodziny o niskim statusie społecznym, posiadająca wykształcenie podstawowe, nie przykłada wagi do swojego wyglądu. Nie działał z premedytacją, ale pod wpływem chwili. Przed zdarzeniem mógł zażyć środki odurzające, które mogły "wyzwolić jego pobudzenie seksualne".

Profil nie okazał się jednak pomocny. W maju 2001 r. sprawa została umorzona. Rodzina zamordowanej nie odwołała się od tej decyzji. Po dekadzie dokumenty dotyczące zabójstwa Danuty Matusik trafiły do zespołu zajmującego się niewykrytymi przestępstwami w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach, popularnego “Archiwum X”. Oznacza to, że morderca 39-letniej matki czwórki dzieci wciąż nie może spać spokojnie.

Spekulacje

Niespokojny duch

Mimo iż śledczym nie udało się odnaleźć sprawcy, to mieszkańcy Rybnika już krótko po zabójstwie wytypowali podejrzanego. Był nim 16-letni Jan O. Chłopak od dawna wchodził w konflikty z prawem. Kiedy w wieku 8 lat stracił matkę, jego życie legło w gruzach. Ojciec dużo pracował i rzadko bywał w domu. Starsze siostry chłopca nie były w stanie zastąpić mu rodzicielki. Zagubiony Janek coraz bardziej opuszczał się w nauce, wagarował. W 6 klasie na dobre rzucił szkołę.

Kiedy trochę podrósł, zaczął uciekać z domu. Nocował na klatkach schodowych, głównie w blokach na osiedlu Nowiny. Kradł, odurzał się, wąchając różne chemikalia, po których stawał się agresywny. Na trzy tygodnie przed zabójstwem Danuty ojciec Jana nawiązał relację z nową kobietą. Syn nie mógł mu tego wybaczyć, choć od śmierci matki minęło już osiem lat. Sprawdź także ten artykuł: Dennis Nilsen – szkocki zabójca, który pozbawił życia kilkunastu młodych mężczyzn.

Spalę mu dom

2 marca 2000 r. Jan kręcił się w okolicy jednej z rybnickich szkół. Czekał na kolegów, palił z nimi papierosy. Jednemu z nich opowiedział, że zamierza puścić z dymem mieszkanie niejakiemu Tomaszowi O., któremu wcześniej ukradł klucze. Potem jeździł bez celu autobusami po Rybniku. Około 16 wylądował w pobliżu Zespołu Szkół Zasadniczych. Z grupą innych kumpli wąchał klej.

Nagle do grupki znajomych podszedł Tomasz O., ten sam, któremu Janek ukradł wcześniej klucze. Między nastolatkami doszło do bójki. Jan był słabszy, musiał uznać wyższość przeciwnika. Upokorzony uciekł z miejsca zdarzenia. Około 18:30 udał się w kierunku szkoły. Kolejni świadkowie zobaczyli go kilka godzin później. Stał przy policyjnej taśmie i przyglądał się funkcjonariuszom zabezpieczającym miejsce zbrodni. Znajomy wyjaśnił, że przed chwilą zamordowano tu kobietę. -Muszę się napić- odparł Jan i odszedł.

Co tam się stało?

4 marca Jan O. wylądował na komisariacie w Rybniku. Śledczy zabezpieczyli jego kurtkę, na której widać było ślady krwi. O. zarzekał się, że krew należała do niego. Kilka dni wcześniej wdał się w bójkę w klubie Wiva, ktoś uderzył go w głowę. Faktycznie, część zbadanej krwi należała do podejrzanego. Pochodzenia drugiej części nie udało się ustalić.

Mężczyzna trafił w końcu do więzienia, ale nie w związku z zabójstwem Danuty Matusik. Miał się jednak zwierzyć Danielowi W. koledze spod celi, że zabił 39-latkę. Policjanci nie wzięli zeznania W. poważnie i nie zdecydowali się wznowić śledztwa. – Już nie wierzę, że sprawca się znajdzie. Nie chcę już opowiadać, jak nam było ciężko, jak wychowywałem dzieci sam, co przeżywaliśmy, bo co – niby zabójcę ruszy sumienie? I przyzna się? Nie wierzę w to. Nigdy się nie dowiem, co się tam stało. Synowie do dziś nie potrafią o tym mówić – powiedział Witold Matusik w rozmowie z dziennikarzem “Gazety Wyborczej”.

Źródła:

  1. Polskie Archiwum X, Wróżka przepowiedziała jej śmierć. Zeznania świadków zlekceważono, https://www.youtube.com/watch?v=0owg0z0Fz_s
  2. https://rybnik.wyborcza.pl/rybnik/7,180134,27422460,zabojca-zadal-48-ciosow-nie-zostawil-sladow-nie-wierze-ze.html
  3. https://bezprzedawnienia.blogspot.com/2017/03/zbrodnia-w-szkole.html
  4. https://buzz.gazeta.pl/buzz/7,185693,30822523,poszla-tylko-wyrzucic-smieci-nigdy-sie-nie-dowiem-co-sie.html
  5. https://wydarzenia.interia.pl/slaskie/news-przelamal-strach-i-ujawnil-co-wie-o-zabojstwie-zeznania-zbag,nId,7371131
  6. https://www.nowiny.pl/wiadomosci/122018-mord-pod-szkola-nadal-w-archiwum-x.html
ikona podziel się Przekaż dalej