Jean Claude Romand - zmyślone życie i prawdziwa zbrodnia
Te słowa kieruję do was: moja Flo, moja Caro, mój Titou, mój tato, moja mamo. Florence, jesteś tutaj w moim sercu i to właśnie ta niewidzialna obecność daje mi siłę, by mówić te słowa. Jeśli ktokolwiek może mi wybaczyć, to właśnie ty. Proszę o przebaczenie. Przebaczenie za zniszczenie waszego życia. Moja Flo, jestem pewien, że dzięki swojej inteligencji, dobroci i miłosierdziu zdołasz tego dokonać - takimi oto słowy zwrócił się do swojej rodziny Jean Claude Romand. Rodziny, którą kilka tygodni wcześniej z zimną krwią zamordował.
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o zagadkach kryminalnych.
Zimny chów
Szczęśliwe dzieciństwo
Jean Claude przyszedł na świat 11 lutego 1954 roku jako syn Aimégo i Ann-Marie. Jego ojciec pracował jako zarządca tartaku. Był kwintesencją męskości, do której zaliczała się również oziębłość emocjonalna. Matka z kolei była hipochondryczką, wiecznie narzekającą na stan zdrowia. W rodzinie uchodziła za słabą i kruchą, toteż wszyscy starali się chodzić wokół niej na palcach.
Chłopiec spędził część dzieciństwa na farmie w Clairveaux-les-Lacs, niewielkiej francuskiej wiosce, zlokalizowanej 127 km na północny zachód od Genewy. Kiedy był jeszcze uczniem szkoły podstawowej wraz z rodzicami przeprowadził się do Clairveaux, gdzie państwo Romand wybudowali okazały dom. Znajomi małżeństwa, koledzy z ławki, a także nauczyciele, zapamiętali Jean Claude’a jako miłego, spokojnego i dobrze wychowanego młodego człowieka.
Wzór do naśladowania
Na rozwój Romanda juniora największy wpływ miał jego ojciec. Zimny, zdystansowany, nigdy nie okazujący emocji. Jean Claude chciał być taki jak on, ponieważ szybko zrozumiał, iż tego rodzaju zachowanie pozwala na utrzymanie równowagi emocjonalnej w rodzinie. To, o czym się nie mówi, nie może nikogo skrzywdzić. Najlepiej więc milczeć, albo - ewentualnie - uciec się do kłamstwa.
Mijanie się z prawdą szczególnie przypadło młodzieńcowi do gustu. Dzięki nieustającemu treningowi stopniowo osiągał w tej dziedzinie coraz większą biegłość. Nieinformowanie rodziców, a w szczególności matki, o drobnych problemach w szkole, stało się chlebem powszednim. A nawet pewnego rodzaju aktem miłosierdzia, schorowana Ann-Marie wydawała się bowiem niezdolna do przyjęcia na siebie jakiegokolwiek stresu.
Student
Jean Claude ukończył szkołę średnią w 1971 r. Następnie zapisał się na kurs przygotowujący do egzaminów do szkoły leśnictwa. Wkrótce jednak porzucił naukę i obrał nowy kierunek. Postanowił zostać lekarzem. Nie czuł specjalnego powołania, ale doszedł do wniosku, że zawód medyka po prostu bardziej się mu opłaca. Obrzydzenie do dotykania chorych ludzi miała mu wynagrodzić sowita pensja, wysoka pozycja społeczna i możliwość życia na luksusowym poziomie. Dodatkową zachętą był fakt, że do szkoły medycznej wybierała się również daleka kuzynka młodego mężczyzny - Florence - którą już od lat darzył gorącym uczuciem.
Jean Claude i Florence dostali się na studia medyczne, a wkrótce stworzyli oficjalny związek. Z czasem kobieta zaczęła się jednak odsuwać od mężczyzny. Zrozumiała, że nie darzy go prawdziwą miłością i chciała się jakoś z tej relacji wyplątać. Romand nie zniósł dobrze tego odrzucenia. Zamknął się w sobie i zaczął zaniedbywać studenckie obowiązki. Na koniec drugiego roku nie zdał kilku egzaminów. Nie pojawił się również na poprawce wymawiając się zwichniętym nadgarstkiem.
Drugi rok studiów
Starym zwyczajem nie przyznał się jednak nikomu do tego, że zawalił edukację. W końcu jednak jeden z dalszych znajomych zorientował się, że nazwiska Romanda nie ma na liście osób, które przeszły na kolejny rok. Kiedy skonfrontował mężczyznę z tą informacją, Jean Claude oświadczył, że cierpi na raka. W obliczu tak straszliwej “prawdy” podejrzliwy kolega nie śmiał zadawać jakichkolwiek dalszych pytań.
Władze uczelni pozwoliły Jean Claude’owi powtarzać drugi rok. Pechowy student oficjalnie był tym zainteresowany, a nieoficjalnie zaczął uczęszczać na zajęcia dla roku trzeciego. Chodził na wykłady, uczył się, robił notatki, a nawet przystępował do egzaminów. Wszystko po to, by utrzymać rodzinę i przyjaciół w fałszywym przekonaniu, że bez problemu podąża wytyczoną wcześniej ścieżką kariery. Choć trudno w to uwierzyć, to taki stan rzeczy utrzymywał się przez 11 lat.
18 lat fałszu
Rodzina
Kiedy Florence została magistrem farmacji i podjęła pracę na pół etatu w aptece, Jean Claude oficjalnie poprosił ją o rękę. Para pobrała się, a wkrótce przyszły na świat ich dwie latorośle: córka Caroline i syn Antoine. Fakt założenia rodziny nie wpłynął na prawdomówność mężczyzny. Najpierw okłamał żonę, iż uzyskał dyplom lekarza, a później, że zdobył posadę asystenta naukowego w INSERM (Institut national de la santé et de la recherche médicale, francuski państwowy instytut badawczy).
Apetyt Romanda rósł w miarę jedzenia. W pewnym momencie oświadczył rodzinie i znajomym, że został zatrudniony w Światowej Organizacji Zdrowia jako członek zespołu badawczego, którego zadaniem jest opracowywanie receptur nowych leków. Codziennie rano udawał się do biura w Genewie, z którego wracał późnym wieczorem. Od czasu do czasu odbywał podróż służbową do któregoś z krajów europejskich, z której przywoził drobne pamiątki. Sprawdź także ten artykuł z opisem historii Scotta Petersona.
Scenografia i rekwizyty
Wszystko to było oczywiście kłamstwem. Jean Claude faktycznie jeździł do siedziby WHO, ale nie dlatego, że tam pracował. Wchodził na ogólnodostępny parter budynku, skąd zabierał ulotki, broszury, długopisy i papier firmowy, które później wykorzystywał jako rekwizyty w swoim “przedstawieniu”. Wypłacał pieniądze z miejscowego bankomatu i wysyłał e-maile korzystając z komputera dla gości. W późniejszym czasie rzadziej odwiedzał biurowiec, a zamiast tego snuł się po kawiarniach i restauracjach, odwiedzał znajomych. Czasami wynajmował pokój w hotelu, z którego dzwonił później do żony i dzieci.
Fałszywy lekarz nigdy nie podjął normalnej pracy zarobkowej. Na początku żył z pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży kawalerskiego mieszkania, które dostał od rodziców na czas studiów. Posiadał również dostęp do ich kont bankowych, jednak środki te szybko przestały mu wystarczać. Jean Claude wpadł więc na lepszy pomysł. Przekonywał każdego, kogo tylko mógł, że dzięki swoim powiązaniom ma możliwość zakładania wysoko oprocentowanych lokat bankowych w Szwajcarii. Skuszona wizją dużego zarobku ludzie powierzali mu oszczędności całego życia, aby nigdy ich już później nie odzyskać. Florence niczego nawet nie podejrzewała. Mąż latami przekonywał ją, że rozlicza się z fiskusem w Genewie, gdzie wykonuje pracę.
Teść
Matactwa fałszywego doktora, choć doskonale przygotowane, nie przebiegały jednak zupełnie bezproblemowo. W 1988 r. teść mężczyzny zażądał wycofania środków z lokaty. Jean Claude zwodził staruszka przez jakiś czas, aż do momentu… jego śmierci w tajemniczych okolicznościach. Otóż pewnego dnia, kiedy obaj mężczyźni przebywali samotnie w domu rodziców Florence, jego właściciel tak niefortunnie spadł ze schodów, że wyzionął ducha zanim na miejscu pojawiła się karetka pogotowia.
Po śmierci męża matka Florence sprzedała wielki dom i przekazała zięciowi zawrotną sumę 1,3 mln franków, aby ten mógł ją z zyskiem zainwestować. Jean Claude przeznaczył część tych środków na poprawę własnego statusu majątkowego i zakupił sporą posiadłość w okolicach Ferney. Tam fałszywy lekarz poznał Corinne Hourtin - świeżo upieczoną rozwódkę z dwójką dzieci. Po kilku spotkaniach wyznał jej miłość.
Równia pochyła
Kochanka, mimo iż nie traktowała swojego partnera zbyt poważnie, zdecydowała się powierzyć mu większą sumę pieniędzy, aby umieścił ją na “szwajcarskiej lokacie”. Po czasie jednak zaczęła mieć wątpliwości - nie spisała z Romandem żadnej umowy, na podstawie której mogłaby od niego czegokolwiek wymagać. Kiedy zaczęła dopominać się o zwrot gotówki - Jean Claude zerwał wszelkie kontakty.
Mężczyzna był już wtedy w sporych tarapatach finansowych. 1,3 mln franków, które otrzymał od teściowej, rozeszło się w okamgnieniu. Pieniędzy Corinne też już, rzecz jasna, nie miał. Ponadto zaczęli się do niego zgłaszać inni znajomi zaniepokojeni brakiem spodziewanych zysków z zainwestowanych funduszy. Zimnokrwisty oszust tracił panowanie nad sytuacją, co odbiło się na jego psychice.
Rozwiązanie
Wałek
Jean Claude rozpaczliwie próbował znaleźć wyjście z sytuacji. Rozważał - choć nie wiadomo czy na serio - samobójstwo. Pewnego wieczora zadzwonił pijany do swojej kochanki bełkocząc, że przed chwilą zażył dużą ilość leków i zapewne niedługo umrze. Zabronił jej jednak dzwonić po karetkę grożąc, że jeśli tylko się rozłączy, zaaplikuje sobie śmiertelny zastrzyk. Sytuacja ostatecznie rozeszła się po kościach.
Nie na długo jednak. Na początku stycznia 1993 r. Romand zakupił pistolet, tłumik, paczkę nabojów oraz opakowanie silnie uspokajających leków z grupy barbituranów. Następnie udał się na stację benzynową, gdzie nabył dwa kanistry z benzyną. Tak wyposażony wrócił do domu.
9 stycznia 1993 r. wieczorem długo rozmawiał z Florence na temat stanu psychicznego jej matki. Po tym - jak później zeznał policjantom - stracił przytomność. Obudził się w środku nocy trzymając w ręku zakrwawiony wałek do ciasta. Obok na łóżku leżała jego żona z roztrzaskaną głową.
Dzieci
Mężczyzna, jak gdyby nigdy nic, przespał resztę nocy przy zwłokach Florence. Rano przykrył jej ciało kołdrą i przygotował śniadanie dla dzieci. Przez jakiś czas oglądał z nimi bajkę w telewizji. Później kazał córce wrócić do łóżka. Kiedy dziecko położyło się w pościeli, przyłożył do jego głowy poduszkę i strzelił. To samo zrobił z synem. Następnie morderca owinął narzędzie zbrodni gazetą, wsiadł do samochodu i pojechał do domu rodziców.
Najpierw zamordował ojca strzelając mu dwukrotnie w plecy. Później zwabił do salonu matkę, której wypalił dwukrotnie w pierś. Zapamiętał, że z ust kobiety wypadła sztuczna szczęka, którą ostrożnie włożył na miejsce. Na końcu zabił rodzinnego psa, który - przerażony hukiem wystrzałów - biegał z kąta w kąt nie rozumiejąc co się dzieje. Zwłoki przykrył kocem.
Corinne
Następnie zwyrodnialec zadzwonił do Corinne i umówił się z nią na wystawną kolację. Kobieta była zadowolona, a nawet podekscytowana. Kiedy Jean Claude pojawił się wieczorem pod jej domem, bez problemu wsiadła do samochodu. Para nie trafiła jednak do lokalu. Zamiast tego krążyła po odludziu, ponieważ kierowca stwierdził, że się zgubił. W końcu zatrzymał auto, wysiadł i poszedł do bagażnika. Kiedy wrócił, powiedział kobiecie, że ma dla niej prezent-niespodziankę. Poprosił ją, aby zamknęła oczy i wyszła na zewnątrz. Kiedy to uczyniła - prysnął jej w twarz gazem łzawiącym, a następnie poraził paralizatorem.
Przerażona Corinne zaciekle walczyła o życie. Błagała o litość przez wzgląd na swoje dzieci. Jej strategia okazała się skuteczna i wkrótce napastnik odpuścił. Kiedy oboje wrócili do samochodu zaczął przekonywać Hourtin, że to ona go zaatakowała, a on jedynie się bronił. Przekonywał, że jest drażliwy ze względu na nawrót choroby nowotworowej. Zszokowana kobieta nie polemizowała, chciała jak najszybciej wrócić do domu.
Pożar
Tego samego dnia wieczorem mężczyzna jeszcze 9 razy próbował porozmawiać telefonicznie z kochanką. Ich ostatnia wymiana zdań przebiegła spokojnie. Jean Claude obiecywał, że uda się na psychoterapię i odda jej pieniądze, ale kiedy tylko odłożył słuchawkę, postanowił popełnić samobójstwo. Oblał benzyną ciała Florence i dzieci, które nadal znajdowały się w mieszkaniu. Zaprószył ogień, a następnie zabarykadował się we własnej sypialni. Była 4 nad ranem. Z okna było widać przejeżdżającą obok śmieciarkę.
Świadkowie błyskawicznie zaalarmowali straż pożarną. Romanda udało się uratować - mężczyzna był poparzony i musiał zostać wprowadzony w śpiączkę, ale żył. W toku śledztwa wyszło na jaw, że jego żona i dzieci zmarły zanim jeszcze żywioł strawił ich mieszkanie. Wkrótce wyszedł na jaw również fakt morderstwa Aimégo i Ann-Marie. Na początku policja podejrzewała, iż cała rodzina była zaangażowana w działalność przestępczą i została zabita w wyniku mafijnych porachunków.
W końcu mogę być sobą
Hipoteza o wendecie szybko jednak upadła, kiedy uwaga śledczych przeniosła się na samego Jean Claude’a. Jeden telefon do WHO obalił mit doktora Romanda, naukowca pracującego nad nowymi lekami. Nie tylko nikogo takiego nie było na liście pracowników. Nie figurował również w spisie lekarzy uprawnionych do wykonywania zawodu na terenie Francji. Oszust natychmiast został zatrzymany.
Z początku nie przyznawał się do winy. Twierdził, że feralnego 9 stycznia widział obcych mężczyzn wdzierający się do jego domu. Kategorycznie zaprzeczył jakoby skrzywdził swoich rodziców. Próbował na poczekaniu wymyślić kolejną bajeczkę. Ostatecznie, po siedmiu godzinach przesłuchania, skapitulował. Wyznał całą prawdę ze spokojem i bez większych emocji. Stwerdził, że czuje ogromną ulgę, że w końcu może być sobą.
Proszę o wybaczenie
Przed rozpoczęciem rozprawy sądowej Jean Claude Romand został poddany ewaluacji psychiatrycznej. Wykryto u niego narcystyczne zaburzenie osobowości. Mężczyzna nieustannie pragnął być w centrum uwagi i zdawał się nie rozumieć, jak straszny czyn popełnił. Lekarze nie zarekomendowali poddania go psychoterapii, gdyż - ich zdaniem - byłaby nieskuteczna.
2 lipca 1996 r. oskarżony został skazany na dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie po 2015 r. Na ostatniej rozprawie przeczytał własnoręcznie napisany list, w którym przepraszał swoją żonę, dzieci i rodziców za krzywdę, którą im wyrządził. Wyraził również nadzieję, że duch Florence mu wybaczy i wskaże ścieżkę dalszego, lepszego życia. Morderca wyszedł na wolność w 2018 r. w wieku 65 lat. Zamieszkał w klasztorze benedyktynów we Fontgombault.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://murderpedia.org/male.R/r/romand-jean-claude.htm
- https://www.youtube.com/watch?v=LuieEf_en2U
- https://ttkmeup.com/blog/2020/7/3/jean-claude-romand-a-cautionary-tale-of-deceit-illness-and-spree-murder
- https://www.bbc.com/news/world-europe-48790276