Justyna K. - przyjaźń, pieniądze i przemoc
Pierwszego dnia Świąt Wielkanocnych 2003 r. przypadkowy kierowca znalazł przy drodze zwłoki młodej kobiety. Sekcja wykazała, że zginęła w wyniku brutalnego ataku. Otrzymała w sumie 139 ciosów nożem, którego ostrze miało długość kilkunastu centymetrów. Głębokość niektórych ran wskazywała, że narzędzie weszło w ciało aż po samą rękojeść. Wynikało z tego, że napastnik działał w ogromnych emocjach. Musiał więc znać ofiarę. W roztargnieniu zostawił na miejscu zbrodni opakowanie po gazie pieprzowym. I to właśnie ono naprowadziło śledczych na trop podejrzanego.
Droga pod górkę
Odpowiedzialność
Justyna K. od małego miała w życiu pod górkę. Była najstarsza z szóstki rodzeństwa. Jej mama pracowała jako sprzątaczka. Ojciec cierpiał na chorobę alkoholową. Nie tylko nie dokładał się do budżetu, ale potrafił również uprzykrzać życie najbliższym awanturami. Otrzymał kilka wyroków za znęcanie się nad żoną i dziećmi. Ze względu na nieobliczalność męża pani K. w końcu zdecydowała się na separację.
7-osobowa rodzina gnieździła się w jednoizbowym, pozbawionym wygód domku ze sławojką. Od wielu lat przebywała pod opieką kuratora. Mimo tak skrajnie niesprzyjających warunków Justyna starała się zachować pogodę ducha. Uczyła się bardzo dobrze, budząc tym samym podziw otoczenia. W wolnych chwilach zajmowała się młodszymi braćmi, pomagała im odrabiać lekcje. Prała, sprzątała, gotowała. Jako najstarsze dziecko czuła się odpowiedzialna za rodzinę.
Wypadek
W 2002 r. nastolatka ukończyła liceum w rodzinnym Pińczowie (woj. świętokrzyskie) i zamierzała kontynuować edukację na Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Planowała zostać fizjoterapeutką dziecięcą i pomagać maluchom w powrocie do zdrowia. Pewnego czerwcowego dnia wybrała się do miasta, aby złożyć papiery na wymarzony kierunek. Nie dotarła jednak do celu. Po drodze została potrącona przez ciężarówkę, która nie ustąpiła Justynie pierwszeństwa na pasach.
Dziewczyna cudem przeżyła wypadek i trafiła do szpitala. Przeszła skomplikowane leczenie, na które złożyły się m.in. dwie trepanacje czaszki. Mimo rozległych i poważnych obrażeń błyskawicznie wracała do zdrowia. Sił dodawała jej myśl o podjęciu studiów. Justyna ani myślała rezygnować z marzeń. Po wyjściu ze szpitala napisała długi, wzruszający list do rektora uczelni, w którym opisała swoje traumatyczne doświadczenie i poprosiła o kolejną szansę.
Przez cały czas mojej choroby pocieszałam się, że moje cierpienie związane z wypadkiem i dotychczasowe życie w strachu wynagrodzone zostanie tym, że dostanę się na studia, a w przyszłości, po ich ukończeniu, pomogę także rodzeństwu- przekonywała. Szczere słowa ambitnej kobiety poruszyły władze szkoły. Jesienią 2002 r. otrzymała indeks i oficjalnie stała się studentką fizjoterapii w filii Akademii Świętokrzyskiej w Busku-Zdroju.
Walka z kompleksami
Podjęcie studiów stanowiło duże wyzwanie dla Justyny. Wychowana w biedzie dziewczyna nie narzekała na nadmiar przebojowości. Przeciwnie, była raczej cicha, skryta i nieśmiała. Przez lata walczyła z poczuciem niższości. W szkole zawsze odróżniała się od rówieśników biednym strojem. Kiedy jej koleżanki zakładały najmodniejsze ciuchy, ona musiała obchodzić się smakiem.
W miarę upływu lat sytuacja nie uległa dużej zmianie. Dziewczyna nie miała zbyt wielu przyjaciół. Wstydziła się zapraszać kogokolwiek do jednoizbowego domu z kuchnią, po której nieustannie biegali młodsi bracia. Jej najbliższym przyjacielem był chłopak, ale ten mieszkał w oddalonym o 40 km. od Pińczowa internacie i siłą rzeczy rzadko mógł sobie pozwolić na spotkanie z ukochaną. Sprawdź także ten artykuł: Izabela M. - 16-latka wracała z dyskoteki, została zamordowana tuż pod własnym domem.
Nietypowa para
W końcu jednak szczęście się do Justyny uśmiechnęło. Z początkiem roku szkolnego okazało się, że będzie chodziła do jednej grupy z Patrycją S., koleżanką z liceum. Dotąd dziewczyny znały się co prawda tylko z widzenia, ale już od pierwszych zajęć na studiach zapałały do siebie ogromną sympatią. Nie przeszkadzały im nawet różnice charakterów.
Patrycja również mieszkała w Pińczowie. Jej matka i ojczym prowadzili dobrze prosperującą firmę transportową, toteż rodzina była dobrze znana w okolicy. Miała elegancki dom i pieniądze, których pani K. tak bardzo brakowało. Patrycja chodziła zawsze świetnie ubrana i umalowana. Była przebojowa i pełna energii, dzięki czemu zjednywała sobie sympatię ludzi. Od kilku lat spotykała się z Maćkiem, którego uważała za swoją wielką miłość. Na znak wierności wobec mężczyzny nosiła na palcu złotą obrączkę.
Justyna nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak Patrycja zwrócił na nią uwagę. Tak bardzo cieszyła się z nowej przyjaciółki, że chciała z nią spędzać jak najwięcej czasu. Dziewczyny zmieniły się w prawdziwe papużki-nierozłączki. Razem jeździły do Buska-Zdroju PKSem, razem się uczyły. Justyna marzyła, że dzięki pracy fizjoterapeuty pomoże swojej rodzinie.
Majątek
Jakiś czas po wypadku Justyna odebrała bardzo dobrą wiadomość. Ubezpieczalnia przyznała jej odszkodowanie za wypadek z ciężarówką w zawrotnej wysokości 10 tysięcy złotych. Dla wychowanej w ubóstwie dziewczyny suma wydawała się astronomiczna. Część z niej od razu wpłaciła na długoterminową lokatę. Resztę umieściła na rachunku oszczędnościowo- rozliczeniowym, by móc z niej skorzystać, kiedy nadejdzie pora.
Młoda kobieta niezwykle rozsądnie podeszła do świeżo nabytego majątku. Nie zamierzała roztrwonić go na przyjemności, tylko na coś przydatnego w życiu. Rozważała rozpoczęcie kursu na prawo jazdy. Marzyła również, że kiedyś będzie w stanie rozbudować rodzinny dom o kolejną izbę. Wiedziała, że pieniądze są potrzebne nie tylko jej, ale również całej rodzinie.
Po siódme - nie kradnij
Złodziejka
Radość Justyny podzielała również Patrycja. Cieszyła się, że jej przyjaciółka dzięki oszczędnościom poczuje się pewniej. Dziewczyny wciąż spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Nie inaczej było również pewnego lutowego wieczoru, kiedy to obie spotkały się w domu Partycji, aby wspólnie się pouczyć. Jednak tego dnia wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
Kiedy Justyna wyszła do toalety, Patrycja chwyciła jej torebkę i wyjęła ze środka portfel. Chciała dobrać się do schowanej w środku karty bankomatowej. Dziewczyna wiedziała, że jej przyjaciółka ma na koncie co najmniej 5 tysięcy złotych. Znała również PIN do autoryzowania transakcji. Okazja wydawała się zbyt dobra, by można ją było przepuścić, mimo iż Patrycja nigdy w życiu nie narzekała na brak pieniędzy.
Podejrzenia
Justyna zorientowała się w sytuacji dopiero następnego dnia. Wystraszona własną lekkomyślnością szukała wszędzie zgubionego portfela. Sądziła, że być może wypadł jej z torebki gdzieś po drodze do Patrycji. Zadzwoniła również do niej z pytaniem, czy nie zostawiła cennego przedmiotu w jej mieszkaniu. Patrycja zaprzeczyła.
Minął jakiś czas. Nieszczęśliwa Justyna uznała, że portfel nigdy się już nie znajdzie. Miała do siebie pretensje, że nie była bardziej czujna. Rozczarowana, niemal nie zauważyła, że nagle Patrycja stała się wyjątkowo rozrzutna. Nieustannie coś sobie kupowała, a to nowe ubranie, a to drogi kosmetyk. W trakcie wypadów większą grupą płaciła za wszystkie drinki. Tłumaczyła, że otrzymała niespodziewany bonus od rodziców, którzy docenili jej osiągnięcia w nauce.
Justyna nie miała innego wyjścia, jak uwierzyć przyjaciółce. Przecież łączyła je tak silna więź, że nie mogła jej podejrzewać o kradzież. Nawet jeśli ta okropna myśl coraz częściej przychodziła jej do głowy. W drugiej połowie marca 2003 r. młoda kobieta postanowiła sprawdzić stan konta. Kiedy okazało się, że zgromadzone na nim środki wyparowały niemal do zera, poczuła, że grunt osuwa jej się spod nóg. Z tak ogromną stratą nie mogła się spokojnie pogodzić. Postanowiła zgłosić kradzież na policji.
Ocalić twarz
Zmiana planów
Nadeszła Wielkanoc 2003 r. Justyna zamierzała spędzić ten wyjątkowy czas z rodziną. Na czas świąt zajęcia na uczelni zostały zawieszone. W Wielki Piątek dziewczyna otrzymała niespodziewany telefon od Patrycji. Przyjaciółka informowała o nagłej zmianie planów. Wykłady tego dnia jednak się odbędą. Trzeba natychmiast jechać do Buska-Zdroju. Justyna w pośpiechu spakowała notatki i ruszyła na przystanek PKS. Na odchodnym rzuciła jeszcze, że wróci wieczorem. Nie wróciła.
Następnego dnia rano odchodząca od zmysłów pani K. poinformowała policję. Na nic zdały się tłumaczenia jednego ze starszych synów, że Justyna może zabalowała gdzieś z Patrycją. Takie zachowanie było do młodej kobiety zupełnie niepodobne. Gdyby cokolwiek zatrzymało ją w mieście, dałaby znać.
Policjanci od razu zajęli się poszukiwaniami. W pierwszej kolejności zwrócili się do Patrycji. W końcu to ona jako ostatnia miała kontakt z Justyną. Patrycja zeznała, że kiedy w piątek późnym popołudniem wylądowały na uczelni, okazało się, że zajęcia jednak się nie odbędą. Justyna nie chciała wracać do domu. Powiedziała, że jest umówiona z kolegami na mieście. Odwróciła się na pięcie i odeszła. Patrycja nigdy więcej jej nie widziała.
Ciało
Odpowiedź na pytanie, co stało się z dziewczyną przyszła zaskakująco szybko. W pierwszy dzień świąt ciało Justyny odkrył przypadkowy kierowca. Jego uwagę przykuł dziwny kształt leżący na skraju Lasu Winiarskiego w pobliżu Buska- Zdroju. Kształt okazał się zwłokami kobiety, która- widać to było już na pierwszy rzut oka- z pewnością nie zmarła śmiercią naturalną.
Sekcja zwłok wykazała, że Justyna zginęła w wyniku brutalnego ataku. Otrzymała w sumie 139 ciosów nożem, które ostrze miało długość kilkunastu centymetrów. Niektóre rany świadczyły o tym, że narzędzie weszło w ciało aż po samą rękojeść. Wynikało z tego, że napastnik działał w ogromnych emocjach. Musiał więc znać ofiarę. W roztargnieniu zostawił na miejscu zbrodni opakowanie po gazie pieprzowym. I to właśnie ono naprowadziło śledczych na trop podejrzanego. Sprawdź także ten artykuł: Dominika Golinowska - w złym miejscu o niewłaściwej porze.
Kłamstwa
Gaz został zidentyfikowany jako własność Patrycji S. Dziewczyna jeszcze tego samego dnia trafiła do aresztu. W trakcie składania zeznań coraz bardziej się gubiła. W pewnym momencie usiłowała zrzucić winę na najstarszego brata Justyny. Na próżno. Policjanci zabezpieczyli nagranie z miejskiego monitoringu. Widać na nim Justynę idącą w towarzystwie przyjaciółki po ulicach Buska-Zdroju niedługo przed śmiercią.
Kiedy Sylwia dowiedziała się, że prokurator zawnioskował o zatrzymanie jej w areszcie tymczasowym na okres 3 miesięcy, załamała się psychicznie. Szlochając, wyznała, że zabiła Justynę w przypływie gwałtownych emocji. Przyjaciółka oskarżyła ją o kradzież zgromadzonych na jej koncie pieniędzy. S. nie chciała, by o wszystkim dowiedzieli się jej rodzice. Bała się konsekwencji.
To nie ja
Kłótnia
W maju 2004 r. rozpoczął się proces oskarżonej. Patrycja nieoczekiwanie zmieniła swoje zeznania. Przyznała, że faktycznie spotkała się z Justyną w Wielki Piątek 2003 r. Obie kobiety pokręciły się po Busku-Zdroju i odwiedziły kilka knajp. Wieczorem Justyna chciała wracać do domu, obie udały się więc na przystanek PKS. Na miejscu okazało się, że autobus niedawno odjechał, a na kolejny trzeba będzie długo czekać. Przyjaciółki uznały więc, że przejdą część trasy piechotą.
Na wysokości Lasku Winiarskiego Justyna postanowiła skonfrontować się z Patrycją. Wprost oskarżyła ją o kradzież. Powiedziała, że zgłosiła sprawę na policji i zażądała zwrotu pieniędzy. Patrycja błagała przyjaciółkę, by ta nie mówiła niczego jej rodzicom. Wybuchła awantura, dziewczyny zaczęły się szarpać. S. uderzyła ofiarę, w wyniku czego Justyna upadła, ale nic groźnego jej się nie stało. Potem odeszła na przystanek, skąd zadzwoniła do chłopaka, by ją odebrał.
Nóż
Prokuratura jednak przedstawiła inną wersję wydarzeń. Dziewczyny faktycznie pokłóciły się w lesie. Patrycja w pewnej chwili chwyciła za ukryty w torebce nóż i rzuciła się na przyjaciółkę. Dźgając na oślep, pozbawiła ją życia. Po wszystkim siedziała jakiś czas przy zwłokach, paląc papierosy. Potem zadzwoniła do chłopaka. Po powrocie do domu wyprała zakrwawione ubrania i zachowywała się, jakby nic nigdy się nie wydarzyło.
29 czerwca 2005 r. Patrycja S. została skazana na dożywotnie pozbawienie wolności. Prokurator wyraziła zadowolenie z tak surowej kary. W swojej mowie końcowej podkreśliła wyjątkowo podły charakter postępku oskarżonej, która połasiła się na pieniądze ubogiej przyjaciółki, choć sama opływała w dostatki.
Oskarżona odwołała się od wyroku. Sąd II instancji przychylił się do jej wniosku i zmniejszył karę z dożywocia do 25 lat pozbawienia wolności. Od 2015 r. kobieta przebywa w zakładzie półotwartym. Ma dobry kontakt z synem, którego urodziła na pół roku przed pierwszym procesem. W 2029 r. będzie mogła wyjść na wolność. Jej obrońcy zawsze utrzymywali, że rokuje nadzieję na pełną rehabilitację i powrót do społeczeństwa.
Źródła:
- Olga Herring, Fałszywa przyjaciółka, https://www.youtube.com/watch?v=FBWs0fjvKs8&t=541s
- https://wiadomosci.wp.pl/dozywocie-dla-23-latki-oskarzonej-o-zabojstwo-kolezanki-6037504311431809a
- https://pinczow.com/2004/06/trwa-proces-w-sprawie-zabojstwa-20-letniej-studentki/
- https://wykop.pl/wpis/41617181/zapraszam-na-nowa-historie-z-serii-polskiepato-moz
- https://pinczow.com/2003/04/podejrzana-o-zabojstwo-kolezanki-w-areszcie/
- https://pinczow.com/2003/10/sledztwo-w-sprawie-morderstwa-studentki-przedluzy-sie/
- https://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,47262,2796503.html
- https://www.ofeminin.pl/czas-wolny/historia-patrycji-s-ktora-wymierzyla-swojej-przyjaciolce-120-ciosow-nozem/12zv5fj
- https://wiadomosci.wp.pl/25-lat-za-120-ciosow-nozem-6036615281508993a