Urodzony oszust

Jacek vel Czesław

Rodzice Jacka, Żydzi, mieszkali w podrzeszowskiej wsi Błażowa. Stary Silber prowadził gorzelnię. W czasie okupacji, kiedy chłopiec miał zaledwie 7 lat, trafił na przechowanie do rodziny Śliwów. Mocno przywiązana do ideałów katolickich rodzina zajęła się malcem jak swoim. Nadała mu nową tożsamość i wyrobiła stosowne dokumenty. Dzięki Śliwom mały Jacek przetrwał koszmar Holokaustu.

Czesław ukończył szkołę zawodową, po której podjął pracę krojczego w jednym z bytomskich zakładów krawieckich. Szybko jednak znudził się mało ambitnym zajęciem i przeniósł do Wałbrzycha. To właśnie tam popełnił swoje pierwsze oszustwo, nadając samemu sobie tytuł inżyniera górnictwa. Aby go uwiarygodnić, podrobił dyplom Akademii Górniczo-Hutniczej oraz nakaz pracy. Dzięki spreparowanym papierom bez problemu zdobył stanowisko eksperta górniczego z zarobkami równymi dwukrotności ówczesnej przeciętnej pensji.

Amant

Dzięki smykałce do przekrętów Czesław odniósł również sukces na polu osobistym. Swoim tytułem i wysoką pensją zaimponował Marii Kurzydło, córce repatriantów z Francji. Mężczyzna błyskawicznie oświadczył się swojej miłości i wziął z nią ślub. Na uroczystości paradował w galowym mundurze górniczym. W końcu jednak dyrektor kopalni zorientował się, że zatrudnił oszusta i wyrzucił go z pracy. Przed odejściem ze stanowiska rezolutny “inżynier” zdołał jeszcze ukraść kilka pieczątek.

Przywłaszczone przedmioty posłużyły mu potem do załatwiania rozmaitych urzędowych spraw nie tylko dla siebie, ale i dla znajomych. Czesław rozkręcił się tak bardzo, że zwrócił na siebie uwagę milicji. W końcu został aresztowany, stanął przed sądem i otrzymał karę więzienia. Nieświadoma niczego małżonka długo nie zdawała sobie sprawy dlaczego jej ukochany tak długo nie wraca do domu.

Wynalazca, żołnierz, handlarz

Po kilku latach Czesław znów mógł cieszyć się wolnością. Pojechał na Górny Śląsk, gdzie przedstawiał się jako inżynier włókiennictwa. Wymyślał również inne niestworzone historie na swój temat, a to, że wynalazł spadochron do wyhamowywania samolotów odrzutowych, a to,  że pracował w przeszłości dla izraelskiej armii. Wykorzystywał charyzmę i umiejętności oratorskie, żeby oszukiwać ludzi.

Wpadł, kiedy nie wywiązał się z umowy wobec kontrahentów z Podhala, którym obiecał załatwić dostawę płaszczy. Wziął pieniądze, ale garderoby nie dostarczył. Rozzłoszczeni górale bez wahania poszli na milicję. Czesław znów trafił przed sąd, a potem za kratki.

Ocalony

Śliwa wyszedł na warunkowe zwolnienie w 1969 roku. W prezencie od urzędników, których obowiązkiem było wydać skazańcowi dokumenty, otrzymał… nowe personalia. Ktoś przez nieuwagę umieścił na karcie wypisu z więzienia nazwisko Silberstein vel Śliwa. Oszust postanowił, że od tej pory będzie się nim posługiwał. Tym bardziej że tym razem mógł to robić zupełnie legalnie.

Z nową tożsamością Śliwa rozkręcił kolejny oszukańczy interes. Wybierał sobie ofiarę, przed którą odgrywał rolę cudownie ocalałej od rzezi ofiary Holokaustu. Udawał wdzięczność za uratowanie życia. Potem obiecywał, że zanim opuści Polskę, przekaże dobroczyńcy ogromną darowiznę. Przedtem jednak prosił o drobne pożyczki na niezbędne wydatki. Omamieni urokiem Czesława ludzie bez wahania przekazywali mu pieniądze. Zanim zdążyli się zorientować, że zostali nabrani, Śliwa rozpływał się w powietrzu.

Rola życia

Konsul

We wrześniu 1969 roku, zaledwie 3 miesiące po ostatniej odsiadce, Czesław Śliwa przyjechał do Wrocławia. Wsiadł do taksówki Ryszarda P., któremu przedstawił się jako rabin Jacek Ben Silberstein. Za pośrednictwem pana P. poznał osiemnastoletnią Joannę, praktykantkę w jednym z miejscowych salonów fryzjerskich. Śliwa jeszcze tego samego dnia oświadczył się dziewczynie. Nie czekając, aż ukochana otrząśnie się z szoku, kupił złote obrączki, złoty pierścionek i odświętną garderobę płacąc za wszystko 250 dolarów.

Fakt, że mężczyzna dysponował takimi pieniędzmi, nikogo nie zdziwił. Jacek Ben Silberstein miał być bowiem pracownikiem ambasady Austriackiej. Niedawno uzyskał awans na stanowisko konsula generalnego, a jego pierwszym zadaniem było otwarcie placówki konsularnej we Wrocławiu. Dlaczego Śliwa wymyślił tak skomplikowaną historyjkę? Ponieważ chciał zaimponować swojej ukochanej. A także zarobić pieniądze.

Pieniądze

Już następnego dnia po oświadczynach Śliwa poprosił Joannę o pożyczkę. Jako że dziewczyna nie posiadała żadnego majątku, poprosiła o pomoc znajomego Greka, Lefterisa C. Ten zgodził się pomóc. W zamian Śliwa zaproponował Lefterisowi  interes polegający na handlu walutą. Mężczyzna był zamożnym człowiekiem i posiadał dewizy. Dał Czesławowi 30 tysięcy dolarówi czekałna zwrot z inwestycji.

Obaj kontrahenci zdecydowali się przypieczętować świeżo utworzoną spółkę przy kolacji. Podczas wznoszenia kolejnego toastu Jacek Ben Silberstein poinformował, że zamierza otworzyć konsulat Wrocławiu, a w związku z tym jego nowi greccy przyjaciele mogą liczyć na zatrudnienie. Zaoferował im stanowiska attaché z pensją w wysokości 4250 złotych, do której dochodziło 270 dolarów codziennej diety. Sprawdź także ten artykuł: Jean Claude Romand - zmyślone życie i prawdziwa zbrodnia.

Życie jak w Madrycie

Samozwańczy konsul zamieszkał tymczasowo w jednym z apartamentów hotelu “Monopol”. Mężczyzna wynajął lokum na pół roku z góry, zapewniając, że ambasada Austrii ureguluje wszystkie rachunki. Następnie wyrobił sobie fałszywe pieczęcie. Zamówił je u rzemieślnika, który zgodził się zrealizować zlecenie, biorąc na wzór spreparowaną wizytówkę Śliwy. W analogiczny sposób Jacek Ben Silberstein zdobył również urzędowy papier. Pieczęcie z imitacją godła państwowego wykonał samodzielnie z plakietki z dwugłowym orłem, którą oderwał od bluzy. Nie przeszkadzało mu, że godło nie należało wcale do Austrii, ale do Węgier.

Ostatecznie zmyślny oszust wciągnął w swoją intrygę aż osiem osób. Każda otrzymała lipne dokumenty, poświadczające pełnienie określonych funkcji w przyszłym konsulacie, takich jak kierowca, sekretarz generalny, attaché ekonomiczny, mimo iż nie posiadały odpowiednich kompetencji.

Przelew z Austrii

Przez jakiś czas Śliwa vel Silberstein wiódł sielskie życie w towarzystwie swojego “personelu”. Dużo podróżował, dzięki czemu wciągał w swoją sieć nowe ofiary. Każdy, kto otrzymał od niego “zatrudnienie”, zupełnie tracił głowę, słysząc o bajecznych zarobkach. Myśląc o przyszłym dobrobycie, bez problemu udzielał “konsulowi” drobnych pożyczek, które ten obiecywał spłacić, jak tylko dostanie przelew z Austrii.

Dzięki posiadanej charyzmie, umiejętności zjednywania sobie ludzi i niewątpliwym sprytowi Śliwa oszukiwał nie tylko przeciętnych obywateli, ale również instytucje państwowe. Przekonał nawet wrocławskich włodarzy, by zlikwidowały jedno z miejskich przedszkoli, żeby w opróżnionej nieruchomości Jacek Ben Silberstein mógł otworzyć konsulat. Śliwa złożył również wizytę w Urzędzie Rady Ministrów, gdzie złożył sfałszowane “listy uwierzytelniające” nagryzmolone ołówkiem na kartce wyrwanej z zeszytu.

Koniec dolce vita

Wpadka w Krakowie

Czesław Śliwa stawał się coraz bardziej zuchwały. Zupełnie jakby uwierzył w to, że nikt go nigdy nie złapie. Przestępcze dolce vita nie mogło jednak trwać wiecznie. W końcu Urząd Rady Ministrów postanowił sprawdzić, czy faktycznie Austria zamierza otworzyć placówkę konsularną we Wrocławiu. Podejrzeń nabrał również dyrektor hotelu “Monopol”, w którym rezydował samozwańczy konsul. Jego rachunek osiągnął zawrotną kwotę 600 tysięcy złotych! Gdyby władze austriackie nie zechciały go uregulować, placówka miałaby ogromne kłopoty.

Ostatecznie Jacek Ben Silberstein został aresztowany 28 listopada 1969 r. na przedmieściach Krakowa. Wraz z nim na komisariat trafiła “pracownica konsularna” Elżbieta B., studentka germanistyki na Uniwersytecie Wrocławskim, która dla nowego pracodawcy porzuciła naukę. Śliwa próbował się jeszcze ratować, pokazując milicjantom podrobione paszporty dyplomatyczne. Dokumenty były jednak tak złej jakości, że nikt nie dał się na nie nabrać.

Kto jest prezydentem Austrii?

Mimo to oszust nie tracił rezonu i dalej grał swoją rolę. Nie był w stanie odpowiedzieć, kto jest prezydentem czy ministrem spraw zagranicznych Austrii. Czując, że grunt usuwa mu się spod nóg, próbował naprędce sklecić kolejne kłamstwo. Oświadczył, że tak naprawdę jest naukowcem, autorem kilku wybitnych dziełi konstruktorem wynalazków.

Mocniej przyciśnięty przez milicję przyznał, że oczywiście nie jest żadnym konsulem, ale pracuje pod przykrywką jako szef izraelskiego wywiadu. Później jeszcze kilka razy zmieniał swoją opowieść, zmuszając mundurowych do weryfikowania coraz bardziej niesamowitych historii.

W czasie rewizji osobistej przeprowadzonej tuż po aresztowaniu znaleziono m.in. Kodeks Karny i Kodeks Postępowania Karnego, pastę do butów, tomik poezji Władysława Broniewskiego, 3 flamastry, zeszyt z napisanymi własnoręcznie wierszami oraz fotografię kobiety z dedykacją: "Ukochanemu, szlachetnemu i wielkiemu Jackowi- Marta, Łódź".

Siedem lat za pół miliona

Wiosną 1970 r. samozwańczy austriacki konsul stanął przed sądem. Prokurator twierdził, że mężczyzna w całym swoim życiu wyłudził w sumie pół miliona złotych. Mimo wielokrotnie powtarzanych apeli, które władza kierowała do ofiar oszusta, te niechętnie zgłaszały się na milicję. Bały się odpowiedzialności za nielegalny handel dewizami, w które zostały przez Śliwę wciągnięte. Ci, którzy jednak odważyli się zeznawać, zwykle nie żywili do Czesława urazy.

Mężczyzna bronił się sam. Do końca utrzymywał, że jego prawdziwe nazwisko brzmi Silberstein. Po trwającym zaledwie cztery dni procesie został uznany za winnego zarzucanych mu przez prokuratora czynów. Otrzymał karę 7 lat pozbawienia wolności oraz 200 tys. złotych grzywny z możliwością zmiany na 3 dodatkowe lata więzienia. W uzasadnieniu sąd położył nacisk na wyjątkowo dużą szkodliwość społeczną przestępczej działalności skazanego Czesława Śliwy, który pomimo spędzenia 1/3 swojego życia w więzieniu, nie wyciągnął z poprzednich kar właściwych wniosków.

Ukarano również byłych wspólników fałszywego konsula. Lefteris C. otrzymał 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat, a nastoletnia praktykantka z zakładu fryzjerskiego rok więzienia w zawieszeniu na 4 lata za posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami.

Gwiazda zakładu karnego

Czesław Śliwa, największy fałszerze PRL, odsiadywał wyrok w Zakładzie Karnym Wołów. W czasie odosobnienia mężczyzna odkrył w sobie żyłkę poety. Całą swoją energię włożył w tworzenie patriotycznych wierszy sławiących zalety ustroju komunistycznego oraz jego funkcjonariuszy. W sumie napisał kilkaset utworów. Prawdopodobnie chciał w ten sposób zdobyć przychylność władzy i w konsekwencji uzyskać przedterminowe zwolnienie.

Nie doczekał się jednak. Zmarł za kratami w niejasnych okolicznościach. Według jednej z wersji padł ofiarą własnej brawury.  Połknął bowiem bliżej niesprecyzowany metalowy przedmiot, który miał mu pomóc w stymulowaniu gruźlicy. A wszystko po to, by zmusić władze zakładu karnego do przeniesienia go do innej jednostki. Plan nie powiódł się i Czesław zmarł z powodu powikłań. Jego ciało spoczęło na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu. W 1994 r. grób zlikwidowano z uwagi na nieopłacone składki.

Autor: Natalia Grochal

Źródła:

  1. https://www.youtube.com/watch?v=sxusB8g1Yqo
  2. https://mycompanypolska.pl/artykul/konsul-czyli-sprzedawca-marzen-najwieksze-afery-prl/10024
  3. https://pl.wikipedia.org/wiki/Czes%C5%82aw_%C5%9Aliwa
  4. http://niniwa22.cba.pl/urban_silberstein_vel_sliwa.htm
ikona podziel się Przekaż dalej