Człowiek sukcesu

W pogoni za karierą

Don, a właściwie Paul Donald Kemp junior urodził się 21 kwietnia 1947 r. w Baltimore (stan Maryland). Już od dzieciństwa wolał przedstawiać się drugim imieniem, skróconym do prostego “Don”. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Lehigh w Pensylwanii na kierunkach historia i język angielski skupił się na karierze zawodowej. W tym celu przeprowadził się do Nowego Jorku, gdzie rozpoczął pracę w dużym przedsiębiorstwie z siedzibą przy prestiżowej Madison Avenue. Po latach ciężkiej pracy objął stanowisko dyrektora ds. reklamy.

Don poświęcił większą część życia realizowaniu swojego “amerykańskiego snu”. Sukces materialny był dla niego synonimem prawdziwego szczęścia. Całymi dniami siedział w biurze, czując na sobie coraz większą presję. Pewnego dnia sytuacja obróciła się jednak o 180 stopni. W trakcie podróży do biura Don uległ bardzo poważnemu wypadkowi drogowemu. Jego obrażenia były tak poważne, że musiało minąć wiele lat, zanim zupełnie wrócił do zdrowia.

Nowe życie yuppie

Traumatyczne przeżycie sprawiło, że nowojorski yuppie (and. young urban professional, czyli młody, bogaty przedstawiciel klasy średniej) postanowił zmienić swoje życie. Zrezygnował z pracy, aby raz na zawsze skończyć z wyścigiem szczurów. Według jego siostry Kathy Dobe, Don zwyczajnie rozczarował się materializmem. Nie chciał do końca swoich dni gnać przed siebie, jak chomik w kołowrotku. Powtarzał, że pragnie zwykłego, normalnego życia, bardziej związanego z naturą.

Aby zrealizować marzenie, sprzedał cały swój majątek, a za uzyskane w ten sposób pieniądze kupił chevroleta blazera. Zdecydował, że wyprowadzi się z Nowego Jorku do położonej niemal na drugim końcu kraju Jackson Hole Valley. Jackson Hole to malownicza dolina, która rozciąga się pomiędzy pasmami górskimi Gros Ventre i Teton. Nazwą “Dziura Jacksona” ochrzcili ją traperzy, którzy jako pierwsi zamieszkali na tym obszarze w 1870 r. “Dziura” liczy sobie 89 km długości i od 10 do 21 km szerokości. Stanowi idealne schronienie dla różnych gatunków dzikich zwierząt.

Wyprawa w nieznane

Śladami Abrahama Lincolna

Kemp rozpoczął swoją wielką przygodę we wrześniu 1982 r. Zaczął od rozstania z narzeczoną. Następnego dnia zapakował wszystko, co miał do chevroleta blazera i ruszył w podróż do Wyoming, aby zamieszkać w jednym z tamtejszych górskich schronisk. Miał do pokonania blisko 3400 km trasy zwanej Lincoln Heritage Trail (Szlak Dziedzictwa Lincolna). Jechał bez pośpiechu, podziwiając zmieniający się krajobraz.

Jak wspomniała matka mężczyzny, Mary, po wypadku Don zaczął interesować się sprawą zabójstwa prezydenta Abrahama Lincolna. Na podstawie swoich poszukiwań doszedł nawet do wniosku, że jeden ze współspiskowców tak naprawdę jest niewinny. Kemp tak bardzo zafiksował się na swoim odkryciu, że zamierzał podzielić się nim z resztą świata, pisząc książkę.

Fascynacja Lincolnem połączona z nowo odkrytą po wypadku duchowością z czasem przybrała jednak dość dziwaczny wygląd. Don zaczął wyobrażać sobie siebie jako proroka, boskiego posłańca. Zwierzył się kilku przyjaciołom, że po przeprowadzce do Wyoming założy tam sektę skupioną wokół śmierci Lincolna. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko zobaczył jakiś pomnik czy muzeum poświęcone prezydentowi, zatrzymywał chevroleta i ruszał na poszukiwanie kolejnych ciekawostek na temat swojego idola. Sprawdź także ten artykuł: Blair Witch Project w Polsce, czyli nawiedzony las w Witkowicach.

Ostatni dzień

W trakcie podróży mężczyzna utrzymywał regularny kontakt z najbliższymi. Dzwonił, wysyłał pocztówki. 15 listopada dotarł do miasta Cheyenne oddalonego o 683 km od Jackson Hole. Kupił bilet do miejscowego muzeum i przez kolejne dwie godziny podziwiał zgromadzone tam eksponaty. Był tak pochłonięty własnymi myślami, że z nikim nie zamienił ani słowa. Nie zauważył również, że wychodząc z budynku, zapomniał o teczce, z którą nigdy się nie rozstawał. Znajdowały się w niej osobiste zapiski, notes z ważnymi telefonami i adresami, czeki podróżne oraz okulary, bez których Don nie mógł prowadzić auta.

Kiedy Kemp zorientował się, że teczka zniknęła, zadzwonił do muzeum z pytaniem, czy ktoś nie znalazł zguby. Słysząc twierdzącą odpowiedź kasjerki, Kemp oparł, że za chwilę wróci. Nigdy jednak tego nie zrobił. Teczka została w muzeum. Wieczorem turysta pojawił się za to na stacji benzynowej w miasteczku Laramie. Zatankował samochód, a potem poszedł obejrzeć pomnik Abrahama Lincolna stojący przy autostradzie międzystanowej nr 80. A potem słuch po nim zaginął.

Ucieczka na prerię

Samotne auto

Następnego dnia około godziny 10:00 dwóch policjantów patrolujących okolice autostrady międzystanowej nr 80 zauważyło samochód Dona stojący w pobliżu parkingu dla turystów Wagonhound Rest Area. Funkcjonariusz nazwiskiem Randy Teeters wspominał później, że nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Silnik wciąż pracował, ze środka dochodziły dźwięki włączonego radia, a drzwi były otwarte na oścież. Dookoła walały się rozmaite przedmioty pochodzące ewidentnie z wnętrza pojazdu.

Po pobieżnych oględzinach znaleziska Teeters doszedł do wniosku, że chevroletem musiał podróżować tylko jeden człowiek, ponieważ wśród stosu sprzętu kempingowego, toreb i walizek nie było miejsca na dodatkowego pasażera. Ale jeśli tak, to gdzie się teraz znajdował? W zasięgu wzroku nie widać było żywego ducha.

Ślady stóp

Policjanci ostrożnie obeszli maszynę dookoła. Nagle zauważyli kilka pojedynczych śladów odciśniętych na śniegu prowadzących od samochodu w kierunku bezkresnej prerii. Oficer Teeters nie mógł zrozumieć, dlaczego ktokolwiek miałby uciekać w dzicz, zwłaszcza zimą, mając do dyspozycji w pełni sprawny samochód z zapasami w środku?

Poinformowane o dziwnym zjawisku biuro szeryfa zarządziło poszukiwania kierowcy samochodu. Do akcji włączono niewielki samolot. Pilot Rod Johnson latał nad wskazanym przez Teetersa obszarem przez dwie godziny. Widoczność była doskonała, rozciągała się na przestrzeni wielu kilometrów, ale po zaginionym nie było najmniejszego śladu. Silnik maszyny był na tyle głośny, że jeśli Don znajdował się w pobliżu, to pewnością by go usłyszał. A może słyszał, tylko nie chciał się ujawnić?

Skarpetki

Późnym popołudniem szeryf zdecydował się zmienić taktykę i wysłał pięciu swoich zastępców w teren. 1600 metrów od autostrady funkcjonariusze znaleźli torbę sportową, w której znajdowało się kilka drobiazgów, m.in. mydło do prania, trochę ubrań i niewielki czajniczek. Przedmioty zostały później zidentyfikowane jako własność Dona Kempa.

Drugiego dnia poszukiwań ślady na śniegu doprowadziły policjantów do stojącej 9,5 km w głąb prerii drewnianej stodoły. Wewnątrz ktoś próbował rozpalić ognisko, na środku pomieszczenia stał bowiem charakterystycznie ułożony stosik patyków. Obok walały się trzy skarpetki należące do zaginionego. I nic więcej.

Teren wokół budynku przykrywa warstwa śniegu. I chociaż trop prowadzący do stodoły był doskonale widoczny, to nigdzie nie widać było śladów wskazujących na to, w którą stronę Don się oddalił. W trakcie dokładniejszych oględzin odcisków butów policjanci doszli do wniosku, że po wejściu do środka mężczyzna wycofał się, idąc tyłem po swoich własnych śladach. Prawdopodobnie próbował w ten sposób wprowadzić ekipę ratunkową w błąd. Tylko dlaczego?

Zatrzymani przez burzę

Trzy dni po odkryciu auta rozpętała się ogromna burza śnieżna, która uniemożliwiła dalsze poszukiwania. Większość ratowników uważała, że przebywający na otwartym terenie Don nie miał szans wyjść cało z nawałnicy, akcji więc nie wznowiono. Mary Kemp nie mogła się z tą decyzją pogodzić. Sądziła, że szeryf nie zrobił wszystkiego, aby odnaleźć jej dziecko. Nie zdjął odcisków palców z porzuconego chevroleta, nie zlecił wykonania odlewów odcisków butów. Policja nie miała sobie jednak nic do zarzucenia.

I być może na tym sprawa tajemniczego zaginięcia 33-letniego nowojorczyka by się zakończyła, gdyby nie dziwaczne wydarzenie, które miało miejsce kilka miesięcy później. Pewnego dnia przyjaciółka Donalda- Judy Aiello- wróciła do domu z dłuższych wakacji i znalazła sześć wiadomości nagranych na automatyczną sekretarkę. Kobieta natychmiast odsłuchała taśmę. Mimo że rozmówca nigdy się nie przedstawił, to kobieta od razu rozpoznała w nim Kempa. Sprawdź także ten artykuł: Jean Claude Romand - zmyślone życie i prawdziwa zbrodnia.

Głos zza grobu

Przyjaciel rozdygotanym i spanikowanym głosem odczytał numer nieznanego Judy telefonu i poprosił ją, aby do niego oddzwoniła. Aiello wykonała polecenie następnego dnia. Słuchawkę podniósł jakiś mężczyzna. “Dzień dobry, zastałam Dona”?- zapytała Judy. „Tak. To znaczy nie!”- usłyszała w odpowiedzi. “Rozumiem… Czy może pan przekazać Donowi, żeby do mnie oddzwonił?”- zapytała znowu, trochę zaniepokojona. “Taa…”- rozległo się po drugiej stronie, a potem połączenie zostało zerwane. Donald nigdy się nie odezwał.

Aiello natychmiast poinformował o wszystkim Mary Kemp, a ta zadzwoniła na policję. Okazało się, że właścicielem podanego przez Dona numeru był Mark Dennis mieszkaniec przyczepy zaparkowanej w mieście Casper w stanie Wyoming. Dennis zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek spotkał kogoś nazwiskiem Donald Kemp, albo żeby kiedykolwiek telefonował do Judy. Zasugerował, że albo ktoś inny skorzystał z jego telefonu bez pozwolenia, na przykład podpinając się pod jego linię (co w czasach telefonii stacjonarnej było możliwe), albo firma telekomunikacyjna błędnie zidentyfikowała jego numer. Mężczyzna współpracował z policją, zgodził się nawet na badanie wariografem. Został oczyszczony z wszelkich podejrzeń.

Mary Kemp nie mogła uwierzyć, że Mark Dennis nie miał nic wspólnego ze zniknięciem jej dziecka. Osobiście udała się do Wyoming, aby z nim porozmawiać, ale mężczyzna absolutnie nie chciał się na to zgodzić. Wynajął nawet prawnika, który miał reprezentować jego interesy. Trzy tygodnie po pierwszym przesłuchaniu niespodziewanie wyprowadził się z Casper.

Z przyczyn naturalnych

Kości

4 października 1985 r., trzy lata po tajemniczym zniknięciu Dona, grupa myśliwych odkryła ludzkie szczątki leżące w wysokiej trawie w pobliżu tamy Willow Springs, około 6 km od miejsca, gdzie stał porzucony chevrolet. Obok szkieletu znaleziono portfel zawierający prawo jazdy i kartę ubezpieczenia społecznego wystawione na Paula Donalda Kempa. Prawda w końcu wyszła na jaw- mężczyzna od dawna już nie żył.

Sekcja zwłok nie wykazała żadnych śladów przemocy. Policja uznała więc, że mężczyzna zmarł z przyczyn naturalnych. Prawdopodobnie zginął w trakcie śnieżnej zamieci lub krótko po niej. Po prostu zamarzł na śmierć. Tajemnicą jednak pozostaje, dlaczego policjanci nie zauważyli ciała w trakcie pierwszych poszukiwań. W końcu znajdowało się blisko samochodu.

Rozpacz matki

Mary Kemp nigdy nie zaakceptowała ustaleń poczynionych przez funkcjonariuszy. Niezłomnie twierdziła, że jej syn został zamordowany przez Marka Dennisa i nie zmieniła zdania aż do własnej śmierci w 2014 r. Czy tak było naprawdę? Nie ma na to żadnych dowodów. Ale to nie koniec pytań w tej sprawie.

Nie wiadomo chociażby dlaczego Donald zdecydował się zadzwonić właśnie do mieszkającej w Nowym Jorku Judy Aiello. Jeśli groziło mu niebezpieczeństwo, powinien raczej wybrać numer alarmowy. Niektórzy przypuszczają, że rozmówcą kobiety wcale nie był Don, tylko ktoś, kto przez przypadek znalazł teczkę Kempa w muzeum w Cheyenne, a wraz z nią notatnik z telefonami i postanowił zrobić głupi żart.

Inni sugerują, że Kemp mógł zostać porwany niedługo po wyjściu z muzeum. To wyjaśniałoby, dlaczego nie wrócił po teczkę, choć miał w niej schowane okulary, bez których nie był w stanie prowadzić auta. Później być może udało mu się na tyle uśpić czujność oprawcy, żeby zadzwonić do Judy. Liczył, że w ten sposób uzyska pomoc, ale się przeliczył. Jak było naprawdę? To pytanie wciąż czeka na odpowiedź.

Źródła:

  1. Aga Rojek, Co stało się z Donem Kempem? | Aneks kryminalny, https://www.youtube.com/watch?v=GCtVJePugbI
  2. https://www.wikiwand.com/en/Don_Kemp_(victim)
  3. https://unsolvedmysteries.fandom.com/wiki/Don_Kemp
  4. https://en.wikipedia.org/wiki/Death_of_Don_Kemp
  5. https://en.wikipedia.org/wiki/Jackson_Hole
  6. Onet.pl
ikona podziel się Przekaż dalej