Geniusz

Doktor fizyki

Krzysztof Stanisław Osuch urodził się 3 grudnia 1955 w Warszawie. Jako jedynak był prawdziwym oczkiem w głowie swoich rodziców i przez całe życie miał z nimi bliski i wyjątkowo serdeczny kontakt. Chłopak już od najmłodszych lat zdradzał talent do nauki. W 1974 roku ukończył prestiżowe VI Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Reytana w Warszawie. Tuż po maturze rozpoczął studia na Wydziale Fizyki Politechniki Warszawskiej.

W 1979 roku Krzysztof otrzymał tytuł magistra, a w 1982 r. obronił pracę doktorską. Wkrótce potem dostał niespodziewane powołanie do wojska, pomimo wcześniejszego ukończenia stosownego studium. Po wyjściu do cywila Osuch zaczął się rozglądać za pracą. Atmosfera w kraju nie sprzyjała rozwijaniu kariery naukowej w szczególności, kiedy nie prezentowało się odpowiedniego nastawienia politycznego.

Nonkomformista

Jerzy Kociński, wieloletni mentor naukowy Osucha, próbował załatwić mu etat w instytucie fizyki na Politechnice Warszawskiej - alma mater Krzysztofa. Bez skutku. Utalentowany doktor wygrał co prawda konkurs na adiunkta, ale poległ w konfrontacji z uczelnianym sekretarzem partii. Człowiek ten, zupełnie niezwiązany z fizyką, nie był w stanie docenić jak wielki ma przed sobą skarb i nie poparł kandydatury młodego naukowca.

Zderzeniu z partyjnym betonem nie sprawiło, że ambitny fizyk zmiękczył swoje stanowisko. Wręcz przeciwnie, stał się zagorzałym antykomunistą. Nie chcąc zginać karku przed władzą, wyprowadził się do Siedlec, gdzie podjął zatrudnienie znacznie poniżej swoich kwalifikacji w Wyższej Szkole Pedagogicznej. “W życiu sympatyczny, uczynny” - wspominał prof. Kociński w rozmowie z dziennikarzami Gazety Pomorskiej. - “Ale w nauce bokser skłonny do walki. Fighter. Wiedział, co umie i nie pozwolił dmuchać sobie w kaszę. Nie był barankiem w dyskusjach naukowych. Niewielu ludzi posiada taki typ osobowości”. Jeśli szukasz więcej ciekawostek naukowych, sprawdź także ten artykuł: Jan Szczepanik, czyli „polski Edison” – wykształcenie, przełomowe wynalazki.

Na niebezpiecznych wodach

Kariera Osucha nie chciała się rozkręcić, ale do czasu. W 1989 r. naukowiec otrzymał niebanalną propozycję z University of South Africa (UNISA) w Pretorii (RPA). W tamtym czasie Republika Południowej Afryki uchodziła za kraj wyjątkowo niebezpieczny, w szczególności dla białych. Zachodni naukowcy nie mieli odwagi zapuszczać się tamte rejony. Krzysztof był dużo mniej bojaźliwy. Postanowił chwycić byka za rogi.

Wyjechał do Pretorii wraz z żoną, lekarką, która podjęła pracę na uczelni medycznej. Małżeństwo zamieszkało w parterowym domu zlokalizowanym na wydzielonym, otoczonym drutem pod napięciem osiedlu tylko dla białych. Doczekało się dwóch synów. Krzysztof, aby zwiększyć swoje poczucie bezpieczeństwa, ukończył kurs samoobrony. Dbał również o kondycję fizyczną, regularnie ćwiczył na siłowni. Wychodził z założenia, że w razie ataku (które w Pretorii były na porządku dziennym) albo da radę pokonać napastnika, albo zostanie pokonany.

Powrót do kraju

Kandydat do Nobla

Na UNISA Osuch zajmował się fizyką ciała stałego. Poświęcił tej pracy 15 lat życia. Interesował się w szczególności ferromagnetyzmem półprzewodników oraz powiązaną z nim spintroniką, wyjątkowo nowatorską i słabo spenetrowaną dziedziną nauki. Panuje powszechne przekonanie, że spin elektronu pozwoli w przyszłości na skonstruowanie niewiarygodnie szybkich komputerów kwantowych.

Polski naukowiec pracował nad wynalezieniem półprzewodników, które mogłyby działać w temperaturze pokojowej (obecnie potrzebują temperatury grubo poniżej zera), co jest warunkiem sine qua non komputerów kwantowych. Był współautorem pracy badawczej opisującej proces, dzięki któremu metale nieszlachetne nabierały cech metali szlachetnych. “Praca ta została uznana za jedną z najciekawszych na świecie” – powiedział prof. Bronisław Pura z Wydziału Fizyki Politechniki Warszawskiej, prywatnie genialnego naukowca.

Gdyby badania Polaka zakończyły się sukcesem, byłby on murowanym kandydatem do Nagrody Nobla. Kariera w największych ośrodkach naukowych świata stałaby przed nim otworem, a wraz z nią ogromne pieniądze przekazane w postaci rozmaitych grantów.

Idee fixe

Po 15 latach życia na uchodźstwie genialny fizyk zdecydował się wrócić do ojczyzny. Tłumaczył znajomym, że sytuacja na uczelni w Pretorii stała się niestabilna. Co więcej, otrzymał propozycję pracy na Politechnice Warszawskiej, na której udzielał gościnnych wykładów, kiedy tylko wizytował w kraju. Mężczyzna marzył też, aby jego synowie ukończyli europejskie szkoły.

W 2005 r. Osuch zaczął przygotowywać grunt pod przyszłą przeprowadzkę. W tym celu zostawił żonę i dzieci w RPA, a sam przyjechał do Warszawy , gdzie zamieszkał w należącym do rodziny domu przy ul. Bruzdowej. Nawiązał współpracę z Instytutem Fizyki Akademii Podlaskiej w Siedlcach.W dalszej kolejności zamierzał sprowadzić do Polski resztę rodziny.

Uporządkowane życie

W Warszawie profesor Osuch prowadził wyjątkowo uporządkowany, wręcz monotonny tryb życia. Codziennie rano jechał na do pracy, którą kończył o godzinie 16. W drodze powrotnej do domu wstępował do rodziców i jadł razem z nimi obiad. Potem jechał na Bruzdową, gdzie samotnie spędzał wieczór. Zawsze kiedy dotarł na miejsce, dzwonił do ojca, aby poinformować go, że wszystko jest w porządku.

2 razy w tygodniu naukowiec rezygnował z tej marszruty na rzecz treningu na siłowni mieszczącej się przy ul. Hawajskiej na Ursynowie. Spędzał tam przeciętnie 120 minut. W tych dniach mężczyzna wracał do domu około 22:30. Sporadycznie zahaczał o restaurację w Wilanowie.

Atak wściekłego psa

Niepokojąca cisza

7 listopada 2005 r. wypadał akurat dzień treningowy. Krzysztof jak zwykle siedział w pracy do godziny 16, potem zjadł obiad z rodzicami i pojechał na Hawajską. Wyszedł z siłowni około 22:07. Niektórzy widzieli, jak stał przy recepcji i rozmawiał z wysoką, na oko 30-letnią blondynką, która ewidentnie była jego znajomą.

Było już grubo po 22, a pan Osuch senior wciąż czekał na telefon od syna. Czas jednak mijał, a aparat milczał. Zaniepokojony mężczyzna w końcu sam chwycił słuchawkę i wykręcił numer Krzysztofa. Ten jednak nie odebrał połączenia. Zaniepokojony ojciec wsiadł więc do samochodu i pojechał na Bruzdową.

Niepokój

Na posesji stało auto Krzysztofa, jak się później okazało niezamknięte na zamek. Furtka była otwarta. Zapasowy klucz do domu leżał jak zawsze w specjalnej skrytce. Ojciec genialnego fizyka zdecydował się więc wejść do środka. Mieszkanie było puste, ale poza tym wszystko wydawało się w porządku. Nie pozostawało nic innego, jak czekać.

Pan Osuch wrócił do siebie, ale milczenie Krzysztofa nie dawało mu spokoju. W środku nocy po raz kolejny na Bruzdową. Kręcącego się po posesji człowieka zobaczyło dwóch przejeżdżających obok policjantów. Wylegitymowali nieznajomego. Kiedy usłyszeli, że ten szuka zaginionego syna, poinformowali, że jadą właśnie do znalezionego kilometr dalej rannego mężczyzny.

Człowiek w rowie

Dochodziła północ. Ochroniarz pełniący dyżur w budce przy jednej z bogatych wilanowskich nieruchomości zobaczył w ciemności jakiś ruch. Postać wyglądała tak, jakby chowała się w rowie. Ochroniarz podszedł bliżej i usłyszał przeraźliwe jęki bólu. Zorientowawszy się, że coś jest nie tak, wezwał policję i pogotowie.

Człowiekiem kryjącym się wśród zarośli był 50-letni Krzysztof Osuch. Mężczyzna miał głębokie rany szarpane szyi. Mocno krwawił. Lekarze robili, co mogli, aby ocalić mu życie. Nie zdołali. Genialny fizyk, polski kandydat do Nagrody Nobla, zmarł w karetce 20 minut po północy.

Profesjonalne morderstwo

Zawinił pies

Lekarz badający ciało stwierdził, że Osuch zginął w wyniku pogryzienia przez psa. Okolice ul. Bruzdowej zaroiły się więc od policjantów oddelegowanych do złapania czworonoga. Funkcjonariusze rozpytywali mieszkańców o podejrzane zwierzęta kręcące się bez opieki. Około 15:00 złapali w pobliżu miejsca tragedii bezpańskiego kundelka. Stworzenie otrzymało zastrzyk usypiający, a następnie trafiło do schroniska na Paluchu. Hipoteza o ataku zwierzęcia była rozstrząsana przez warszawskie media. Na lokatorów Wilanowa padł blady strach.

Teoria o ataku wściekłego psa zaczęła się chwiać dopiero po kilku dniach, kiedy to na posesji Krzysztofa ujawniono ślady jego krwi. Zabezpieczono również kilka nienależących do ofiary włosów. “Jeśli ktoś kiedykolwiek spotkał się z atakiem psa, to wie, jakich obrażeń doznaje człowiek. To są obrażenia rąk, pogryzione ręce, porwane ubranie, nogawki, poranione nogi, tutaj takich śladów absolutnie nie było” – stwierdził w programie “Interwencja” Bogdan Borkowski, pełnomocnik rodziny Osuchów.

Kula w głowie

W wyniku nacisków ze strony najbliższych Krzysztofa wykonano sekcję zwłok denata. Jej wynik był wstrząsający. Utalentowany naukowiec nie ucierpiał w wyniku konfrontacji z psem, ale człowiekiem. Napastnik pobił go tępokrawędzistym narzędziem, a następnie postrzelił. W głowie denata odnaleziono ślady specjalnie spreparowanego naboju kaliber 38 special.

Pocisk wleciał od strony żuchwy Osucha. W kontakcie z ciałem rozpadł się na kilkanaście kawałków. Według ustaleń biegłych śmiertelny strzał oddano z samodziału. Dopiero w dwa tygodnie po feralnym 7 listopada rzecznik stołecznej policji Mariusz Sokołowski przyznał oficjalnie, że genialny fizyk został zamordowany. Zaprzeczył również, aby w zajściu brał udział jakikolwiek pies.

Przyjęcie hipotezy o ataku bezpańskiego zwierzęcia sprawiło, że morderca miał wystarczająco dużo czasu, aby wymknąć się wymiarowi sprawiedliwości. Na domiar złego z uwagi na kiepską pogodę, która panowała na początku listopada 2005 r., wiele śladów kryminalistycznych zostało bezpowrotnie utraconych.

Lista potencjalnych motywów

Obalenie wersji z psem wcale nie spowodowało, że śledztwo ruszyło z kopyta. Wobec nowych dowodów pozyskanych w drodze sekcji zwłok policjanci uznali, że za śmiercią warszawskiego fizyka stał profesjonalny zabójca, a takiego niezwykle ciężko jest wyśledzić.

Sprawie zabójstwa na Bruzdowej przyjrzała się prokuratura. Wzięła pod lupę następujące scenariusze: zbrodni na tle rabunkowym, zbrodni z powodów osobistych, zemstę na Osuchu seniorze, który nie cieszył się specjalną sympatią wśród sąsiadów oraz morderstwo w związku z pracą naukową ofiary. Na okoliczność tej ostatniej wersji funkcjonariusze przesłuchali nawet kolegów z liceum denata.

Jak domki z kart

Wersja z napadem rabunkowym była ze wszystkich wymienionych wyżej najsłabsza. Ofiara nie została okradziona. Straciła jedynie telefon komórkowy, który odnalazł się po kilku miesiącach u przypadkowej osoby, która zakupiła go od znajomego, ten zaś od swojego kolegi i tak dalej. Zlecono co prawda badanie aparatu, ale DNA, które w ten sposób ujawniono, nie pasowało do śladów zabezpieczonych na posesji przy Bruzdowej.

Nie udało się również udowodnić, że Krzysztof Osuch miał romans, a więc zginął z powodów osobistych. Kobiety, z którą rozmawiał feralnego dnia na siłowni, a która mogłaby być potencjalnie jego kochanką, nigdy nie odnaleziono. Nie wiadomo nawet, jak miała na imię. Również hipoteza o tym, że tak naprawdę pocisk był przeznaczony dla nielubianego Osucha seniora, nie zyskała potwierdzenia w materiale dowodowym. Przez chwilę zastanawiano się nawet, czy doktor fizyki nie był przypadkiem zamieszany w szmugiel kamieni szlachetnych z RPA, ale ten trop również okazał się ślepy.

31 marca 2011 r. prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie morderstwa profesora „wobec wyczerpania wszelkich możliwości dowodowych oraz braku dalszych poszlak umożliwiających ustalenie sprawcy". Najbliżsi mężczyzny odwołali się od tej decyzji, ale sąd nie przychylił się do ich stanowiska. Śledztwo może w każdej chwili zostać ponownie otwarte, o ile pojawią się ku temu odpowiednie przesłanki.

Autor: Natalia Grochal

Źródła:

  1. https://plus.pomorska.pl/teoria-grup-tajemnica-smierci-krzysztofa-osucha/ar/11891980
  2. http://www.old.uwazamrze.pl/artykul/990662/kto-zastrzelil-profesora
  3. https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2013-07-30/kryminalna-zagadka-wilanowa_1321831/
  4. https://www.youtube.com/watch?v=LhYhC9jtiTQ&t=912
  5. https://www.youtube.com/watch?v=VN2iRDtreq8
  6. https://crime.com.pl/11370/ostatnia-bitwa-profesora-2/
ikona podziel się Przekaż dalej