Niepozorne początki króla

Półsierota

Zdzisław Nęcka przyszedł na świat pod koniec II wojny światowej w Krakowie. Jego rodzice byli uzależnieni od alkoholu i nie potrafili w odpowiedni sposób opiekować się dzieckiem. Matka chłopca miała 17 lat, kiedy się napiła, traktowała chłopca z niebywałym okrucieństwem. Krzyczała, że zmarnował jej życie. Mały Zdzisio trafił więc pod opiekę babci.

Kiedy skończył 8 lat, ojciec przejął nad nim wyłączną opiekę i sprowadził z powrotem do siebie. Mieszkał w tym czasie już inną kobietą. Macocha traktowała pasierba dobrze, ale jej partner, kiedy wypił, stawał się agresywny i bił syna. Zdzisio uciekał więc z domu i włóczył się po ulicach, byle tylko uniknąć katowania. Po ukończeniu 10 lat trafił do domu dziecka w Tarnowie.

Państwowa placówka wychowawcza nie była najbezpieczniejszym miejscem do życia. Nęcka często padał ofiarą przemocy ze strony silniejszych kolegów. Wielokrotnie próbował uciec z ośrodka. W domu dziecka panowała totalna samowola. Robiliśmy, co chcieliśmy. Ważne było, żeby chodzić do szkoły i jako tako się zachowywać. Obowiązkiem była nauka. Miałem jeden zeszyt na wszystkie lekcje. Starsi chłopcy najczęściej nas bili. W domu dziecka liczyła się siła. Jak się nie umiało bić, to się było bitym. Jak nas wypuścili w miasto, kradliśmy wszystko, co popadnie: w sklepach, na targu…

- wspominał w rozmowie z dziennikarką “Gazety Krakowskiej +”.

W czasach nastoletnich zaczął zdradzać talent do malowania. Uczęszczał do liceum plastycznego, dostał się również na praktyki w zakładzie złotniczym. I to właśnie w ten sposób zdobył niezbędną wiedzę, która w późniejszych latach zrobiła z niego milionera.

Zdolny uczeń

Złotnik powierzył młodemu czeladnikowi pracę polegającą na wykańczaniu przedmiotów dłutami i pilnikami. Zdzisio poznał również tajniki granulacji, czyli ozdabiania biżuterii drobnymi kuleczkami złota, a także grawerowania wymyślnych ornamentów. Zajęcie to wymaga ogromnej precyzji i skupienia. Młody chłopak wywiązywał się ze swoich obowiązków nadzwyczaj dobrze.

Po opuszczeniu domu dziecka Zdzisław ponownie zamieszkał z ojcem i macochą. Nie czuł się jednak dobrze. Macocha robiła sobie śniadanie z kilku jajek, nie pytała, czy jestem głodny. Całe dnie łaziłem po znajomych. Na Bonerowską przychodziłem spać. Kilka razy zastałem zamknięte drzwi i powiedziałem: dość. I wchłonęła mnie ulica. Nie wypuściła ze swoich szponów do dziś. Po roku się wyprowadziłem do kolegi z domu dziecka. Pozwolił mi mieszkać, ile chcę- opowiadał “Gazecie Krakowskiej +”.

Nęcka utrzymywał się, malując obrazy, ale zarabiał stanowczo zbyt mało, aby się utrzymać. Usiłował gdzieś się zatrudnić, otrzymał nawet propozycję pracy, ale plany pokrzyżowała mu półroczna odsiadka za chuligaństwo. Krótko po wyjściu na wolność trafił pod skrzydła prof. Krzysztofa Racinowskiego, znanego grafika, liternika i typografa, który zaoferował mu posadę asystenta w codziennych czynnościach. Zdzisław robił dla Racinowskiego zakupy i gotował obiady, a w zamian za to otrzymywał bezcenne lekcje. Układ między mężczyznami trwał przez rok. Po tym czasie zdolny uczeń znalazł pracę w jednej z krakowskich drukarni. Prywatnie dokształcał się w zakresie chemii. Sprawdź także ten artykuł: 10 najlepszych malarzy w historii świata – subiektywna lista geniuszy.

Przestępcza dolce vita

Potrzeba chwili

Nęcka dokonał pierwszego fałszerstwa, kiedy skończył 18 lat. Miał wtedy dziewczynę, która zorientowała się, że chłopak ma talent do malowania i postanowiła to wykorzystać. Młoda para nie miała pieniędzy, więc podrobienie kilku banknotów wydawało się świetnym sposobem na szybkie zdobycie gotówki. Pierwsze sukcesy sprawiły, że pojawił się apetyt na więcej.

W 1971 r. Nęcka otworzył pracownię szyldów na Wielopolu, szybko jednak popadł w problemy finansowe. Z uwagi na niekorzystny obrót spraw, zajął się fałszowaniem dokumentów, a potem również amerykańskiej waluty i innych wartościowych przedmiotów. Nie fałszowałem tylko tego, czego nie musiałem- mówił.- A tak to co się dało: obrazy, banknoty, dokumenty, prawa jazdy, świadectwa, dyplomy, potwierdzenia autentyczności złota. W PRL za dokumenty płacono bardzo dużo.

Dolary

Obrót walutą to był w czasach PRL ryzykowny biznes. Nęcka znał wszystkich krakowskich cinkciarzy. Wyprodukował próbną partię fałszywych dolarów i poszedł z nimi “na miasto”. Jak się okazało, owoce jego pracy nie spełniały standardów. Wątpliwości wzbudziła jakość papieru. Profesjonalny cinkciarz bez problemu już po samym dotyku orientował się, że waluta jest fałszywa. Drukowałem na najlepszym, jaki znalazłem, ale to była komuna- wspominał Zdzisław..

Nęcka podszedł do sprawy bardzo poważnie. Kontemplował z jakość papieru, sposoby drukowania, przebarwianie. W końcu stwierdził, że spróbuje innej metody. Kupił kilka oryginalnych banknotów jednodolarowych (po siedem złotych za sztukę) i zaczął przerabiać je na studolarówki. Cały proces zajął mu półtora roku. Myłem banknoty aż do czystego papieru. I drukowałem nominał sto. Potrzebna też była farba. Ale jak wymyć banknot do czysta? Znajomy doradził mi cykloheksan. Kupiłem słoik ogórków, ogórki wyrzuciłem, a do słoika wlałem rozpuszczalnik. W całym domu pachniało naftanolem. Na noc wrzuciłem banknoty i rano się załamałem. Były mokre, ale nie czyste.

Metodą prób i błędów w końcu udało się otrzymać biały papier. Nęcka był w stanie w ciągu jednej nocy wydrukować dwa tysiące fałszywych banknotów. Tym razem cinkciarze byli zadowoleni. Wielu z nich w ogóle nie wiedziało, że ma do czynienia z trefnym towarem. Za produkcję waluty groziła kara 25 lat pozbawienia wolności, za wprowadzanie jej do obiegu kolejne 10 lat.

Majątek

Dzięki benedyktyńskiej, choć nieuczciwej pracy, Nęcka w krótkim czasie stał się bogaczem. Podrabiał, co się dało, nie tylko walutę, ale również dokumenty oraz czeki. Za prawo jazdy dostawał 4 tysiące złotych, za dokument wciągnięty już do państwowego rejestru- 10 tysięcy. Miesięcznie z przestępczego fachu wyciągał sto tysięcy złotych.

Oficjalnie starał się być dyskretny, szczególnie w rodzinnym Krakowie. Często jednak wyjeżdżał do innych miast. Wynajmował wtedy pokoje w drogich hotelach, dogadzał sobie jedzeniem z najdroższych restauracji. Kupował drogie ubrania oraz markowe samochody, które lokował w stodołach należących do znajomych dziewczyn. W domu miał trzy lodówki: jedną do mięsa, drugą do serów, a trzecią przeznaczoną na karmę dla psów.

Wraz z pieniędzmi pojawiły się oczywiście kobiety. Żadna z nich nie miała świadomości, że spotyka się z przestępcą. Cieszyły się z drogich prezentów, jakie Nęcka chętnie wręczał, takich jak butelka whisky marki Johnny Walker lub skuter dostępny jedynie w Pewexie. Co ciekawe, mężczyzna nigdy nie zdecydował się na zakup własnego lokum. Mieszkał w wiejskim domu wraz z babcią. Chętnie pożyczał pieniądze sąsiadom, choć ci nigdy ich nie oddawali.

Złoto

Zdzisław chętnie fałszował również złotą biżuterię. Zanim jednak doszedł do mistrzostwa, przeprowadził wiele eksperymentów. A przede wszystkim dużo czytał. Na przykład o średniowiecznej metodzie pozłacania nieszlachetnych metali metodą ogniową lub za pomocą rtęci. W końcu nabrał takiej wprawy, że w ciągu 1 nocy był w stanie wytworzyć 20 dekagramów gotowego produktu.

Aby pozłacana biżuteria wyglądała na prawdziwą, potrzebuje tzw. próby. Próbę wybija się narzędziem o nazwie punca. Podrobienie puncy, dzięki której Nęcka mógłby wybijać na każdym przedmiocie ten sam symbol, było w PRL zagrożone karą do 15 lat pozbawienia wolności. Dlatego Zdzisław grawerował znak próby ręcznie, za pomocą wosku, igły i kwasu. Była to iście mrówcza praca, wymagająca niewiarygodnej wręcz precyzji. Ale się opłacała.

Symbole na różnych wisiorkach, sygnetach i pierścionkach były niemal identyczne. Klient nie był w stanie się zorientować, że znak wytrawiony na produktach fałszerza nie zawiera tak naprawdę informacji o próbie, a więc i nie gwarantuje, że przedmiot jest naprawdę złoty. Grunt, że coś jednak było widać, coś, co uspokajało ewentualne obawy. Czasami Nęcka dodawał ekstra na przykład dedykację “Od kochającej żony”. To działało jeszcze lepiej. Przecież nikt nie kupiłby bliskiej osobie sztucznej biżuterii, prawda?

Matejko

Odsiadki

Zdzisław Nęcka był samotnikiem, nie wtajemniczał nikogo w swoją pracę i nie przyjmował pomocników. Starał się być dyskretny, ale mimo to aż 17 razy trafiał do więzienia, głównie za sprawą “życzliwych” obywateli, którzy donosili na niego na milicję. Mężczyzna dbał jednak o to, by nie w razie wpadki nie dostarczyć organom ścigania zbyt wielu dowodów winy. Używał prostych, często własnoręcznie wykonanych narzędzi, na przykład igły przyczepionej do patyka. Miał nadzieję, że funkcjonariusze nie zorientują się, do czego ją wykorzystywał (służyła jako zamiennik puncy).

Genialny fałszerz spędził w sumie 40 lat za kratami. Koledzy z zakładu karnego przy ul. Montelupich w Krakowie nadali mu ksywkę “Matejko”, ponieważ chętnie malował obrazy. Ozdobił nawet więzienną kaplicę, pokrywając ją freskami i scenami przedstawiającymi drogę krzyżową. W 1996 r. stworzył cykl Twarze kryminału, który został udostępniony publiczności w Śródmiejskim Ośrodku Kultury w Krakowie. W 2000 r. zajął pierwsze miejsce w konkursie plastycznym dla więźniów zatytułowanym Anioł na Nowe Tysiąclecie.

Wbrew pozorom nieczęsto fałszował obrazy. Była taka słynna kradzież obrazu Maneta z muzeum w Poznaniu. Plaża w Bourville. Malutki obraz, który ktoś wyciął z ramy i wstawił w to miejsce jakieś malowidło. Kiedy go ukradli, przyjechali do mnie, do więzienia w Zaborzu i pod okiem kamery robiłem kopię. Chodziło o zbadanie, w jakim czasie fałszerz stworzy kopię. Potrzebowałem godzinę. Na czym polega fałszerstwo? Dyletanci myślą, że trzeba sfałszować obraz kreska w kreskę. To nieprawda. Ja fałszuję malarza, nie obraz. Fałszuję jego umiejętności. Maneta sfałszowałem, to nie była kopia. To był obraz malowany ręką Maneta. Mieli mi go oddać, jak się prawdziwy odnajdzie. I się odnalazł. Celnik go znalazł- opowiadał we wspomnianym wywiadzie dla “Gazety Krakowskiej”.

Polskie złote

Według Zdzisława Nęcki polskie złotówki są trudniejsze do podrobienia niż amerykańskie dolary. Do stworzenia tych drugich wystarczą 4 matryce na 1 stronę. W przypadku pierwszych: aż 15. Mimo to mężczyzna podjął się wyzwania. Uwielbiał pokonywać trudności. Tak długo pracował nad końcowym produktem, aż osiągnął mistrzostwo. Ostatnia seria jego banknotów była nie do rozpoznania gołym okiem. Za to lasera służącego do mierzenia gęstości papieru nie zdołał szukać. Artysta po raz kolejny trafił więc za kratki.

Trzykrotnie przepuściłem duży majątek. (...) Każda moja wpadka do więzienia kończy się całkowitą utratą tego, co miałem tam [na wolności]- powiedział genialny fałszerz w programie “Cela nr” stacji TVN. Nigdy nie założył prawdziwej rodziny, ponieważ nie chciał narażać najbliższych na konsekwencje swoich czynów. Sądził, że byłoby to nieuczciwe. Mimo wszystko został jednak ojcem. Bardzo kochał swoją córkę Karolinę. Marzył o tym, aby móc ją wychowywać. Chciałbym, żeby była kimś, a nie jakąś szarą myszką- mówił w wyżej wymienionym programie.

W 2019 r. Zdzisław Nęcka miał 73 lata i odsiadywał swój 17 wyrok. Zawsze twierdził, że urodził się fałszerzem, żył jak fałszerz i fałszerzem umrze.

Źródła:

  1. Cela nr, https://www.youtube.com/watch?v=LwtWFioEWFY
  2. https://pl.wikipedia.org/wiki/Zdzis%C5%82aw_N%C4%99cka
  3. https://plus.gazetakrakowska.pl/urodzilem-sie-falszerzem-i-falszerzem-umre/ar/12311315
  4. https://ciekawostkihistoryczne.pl/2023/08/23/metody-krola-falszerzy/
  5. https://www.news.krakow.pl/malarz-banknotow
ikona podziel się Przekaż dalej