Od zwykłego chłopca do drapieżnika

Synek mamusi

Ferdynand Grüning przyszedł na świat 6 sierpnia 1886 r. w Łodzi jako drugi w kolejności syn niezbyt zamożnego fabrycznego palacza. Miał opinię zdolnego, posłusznego dziecka. Był cichy, nie lubił towarzystwa rówieśników, stronił również od rodzeństwa. Matka wyraźnie faworyzowała chłopca na tle reszty pociech. Uwielbiała spędzać z nim czas. Ferdynand uczęszczał do szkoły rosyjskiej, a prywatnie uczył się również języka niemieckiego.

Wraz z upływem czasu charakter Grüninga zaczął się zmieniać. Dorastający chłopak coraz częściej wpadał w gniew. Wydawało się, że celowo szukał zaczepki. W trakcie domowych awantur zgrzytał zębami i groził pobiciem. Matka zawsze brała jego stronę i prosiła innych członków rodziny, by mu ustępowali, wzbudzając tym samym żal u pozostałych dzieci.

Niedobry człowiek

Kiedy chłopiec skończył kilkanaście lat, ojciec postanowił zadbać o jego przyszłość. Zabierał go ze sobą do pracy, aby przyuczyć latorośl do zawodu. Jego wysiłki na niewiele się jednak zdały. W wieku 23 lat młody mężczyzna został wcielony do rosyjskiej armii, tam jednak również nie zagrzał długo miejsca. Przełożeni odesłali go do domu po 9 miesiącach za nieobyczajne zachowanie. Grüning miał się obsesyjnie masturbować w trakcie służby.

Po powrocie w rodzinne strony Ferdynand ożenił się i spłodził potomka. Dziecko jednak wkrótce zmarło. W ślad za jedną tragedią poszła druga- rozwód. Małżonka Grüninga nie była w stanie znieść skłonności męża do alkoholu i seksualnych uciech z innymi kobietami. Po jej odejściu mężczyzna został całkiem sam, albowiem odwróciła się od niego cała najbliższa rodzina. Starszy brat Ferdynanda wyznał później, że go nie lubił, a nawet czuł przed nim strach. To nie był dobry człowiek. Dużo pił, a jak już się upił, to od razu brał się za obce kobiety. Jemu było wszystko jedno- stara czy młoda- opowiadał.

Z kobiet Ferdynand przerzucił się na małe dziewczynki, ponieważ zrozumiał, że dzieci łatwiej jest wykorzystać. W 1914 r. trafił do aresztu pod zarzutem gwałtu na dziewięciolatce. Nie usłyszał wyroku tylko dlatego, że kraj pogrążył się w wojennej pożodze. Korzystając z zamieszania, mężczyzna rozpłynął się w powietrzu. Dopiero 12 lat później jego nazwisko znowu stało się znane.

Recydywista

Dożywocie

Był sierpień 1926 r. Jedna z ukazujących się wtedy łódzkich gazet podała informację na temat okrutnego zabójstwa małego dziecka. W Turku odnaleziono zwłoki zgwałconej siedmioletniej dziewczynki. Policja szybko wpadła na trop zwyrodnialca. Był nim 44-letni Ferdynand Grüning. Na początku kluczył i nie przyznawał się do winy. W końcu jednak wyznał prawdę. Za obrzydliwą zbrodnię został skazany na dożywocie. Wyrok dobrze przyjęli bracia i siostry oskarżonego. Jego matka z kolei nie posiadała się z rozpaczy. Na wieść o karze kobieta załamała się psychicznie i gwałtownie podupadła na zdrowiu. Wkrótce potem zmarła.

Smutek i żal kobiety był jednak przedwczesny. Już w 1932 r. wyrok Grüninga zmniejszono z dożywocia do 12 lat. Łódzki morderca i gwałciciel wyszedł na wolność w kwietniu 1934 r. Dostał dwumiesięczną przepustkę, w trakcie której miał się zająć leczeniem chorych oczu. Mężczyzna zamieszkał u siostry w jednej z podłódzkich wsi.

Blacharz

Skazaniec nie był częstym gościem w domu. Podjął pracę wędrownego blacharza, który za drobną opłatą naprawiał ludziom patelnie i garnki. Tego typu zajęcie w międzywojennej Polsce nie było niczym dziwnym. Gospodarze chętnie korzystali z usług różnego rodzaju mobilnych rzemieślników. Siostra starała się pomóc bratu. Dawała mu nawet pieniądze na życie, ale mężczyzna przeważnie po prostu je przepijał.

30 maja 1934 r. Grüning dotarł w okolice Zgierza. Jego uwagę przykuła grupka bawiących się na zewnątrz dzieci. Zwyrodnialec bacznie je obserwował. W końcu poprosił jednego chłopca o odprowadzenie na tramwaj w zamian za cukierki. Dziecko chciało zabrać ze sobą kolegów, więc zdenerwowany mężczyzna odesłał je z kwitkiem. Szybko jednak wytypował nową ofiarę, 11-letniego Józia, który szybko zgodził się pomóc. 

Rządza mordu

Grüning opowiadał później, że zrodziła się w nim dziwna żądza krwi. Napastnik wyprowadził dziecko na pola i zaatakował go celem dokonania gwałtu. Józio bronił się jednak zaciekle. Oprawca sięgnął więc do skrzynki z narzędziami, w której trzymał m.in. nożyce blacharskie. Zadał nimi kilka ciosów, wobec których dziecko nie miało szans. Po wszystkim zwyrodnialec zakopał ciało i jakby nigdy nic oddalił się z miejsca zbrodni. Następnie wrócił z przepustki do odbywania dalszej części kary.

Kilka tygodni później rolnik koszący pole zauważył na obrabianej posesji mały ludzki szkielet. Wokół szczątków walały się zniszczone ubrania oraz czapka z odręcznym podpisem Józef Chudobiński, klasa IV. Policjantom udało się złapać domniemanego sprawcę już miesiąc po zabójstwie. Był nim 34-letni Józef Sążeń, podobnie jak Grüning trudniący się blacharstwem, jednak zupełnie niewinny. Nie wiadomo czy mężczyzna odpowiedział za zbrodnię, której nie popełnił. Brakuje na ten temat jakichkolwiek informacji.

Wolny człowiek

Wujek

Ferdynand Grüning wyszedł na wolność wiosną 1938 r. Wkrótce popełnił kolejną zbrodnię- zabił 11-letnią dziewczynkę. 3 miesiące później zaatakował dwie małoletnie siostry z Piotrkowa Trybunalskiego. Starszą z nich- Lucynę- poprosił o pomoc przy odwiezieniu paczki. Kilka godzin później ciężko ranną i ledwo żywą dziewczynkę odnalazł Józef Stępień, mieszkaniec niedalekiej wsi. Dziecko zostało przewiezione do szpitala.

Policjanci kilkukrotnie przesłuchali Lucynę, która- jak się potem okazało- została nie tylko okrutnie poraniona, ale również zgwałcona. Ofiara cierpiała na zanik pamięci. Opowiedziała jedynie, że jakiś “wujek” wziął ją na rower i zabrał w kierunku lasu. W odludnym miejscu zatrzymał się i kazał jej zdjąć bieliznę. Kiedy dziecko odmówiło- zaatakował. W tym momencie straciło przytomność.

Domokrążca

Śledztwo trwało, a niczego nieświadomy Grüning kontynuował swój zbrodniczy proceder. Kręcił się po okolicy, oferując usługi blacharskie. W końcu trafił do Kościuszkowa pod Kutnem. Udał się do domu sołtysa i poprosił o nocleg. Wyglądał ubogo, ale miał przy sobie narzędzia, które nieco go uwiarygadniały.

Sołtys skierował przybysza do domu jednego z gospodarzy, Antoniego Bębenisty. Wypisał nieznajomemu specjalny dokument, tzw. kartę noclegową. Następnie poprosił 9-letnią Władzię Bagrowską, aby wskazała blacharzowi drogę. Dziewczynka z chęcią zgodziła się pomóc, w końcu dom Bębnisty był po drodze do jej własnego. Para była później widziana na drodze. Grüning miał zagadywać dziewczynkę i częstować ją słodyczami.

Krew

Około 19:00 w domu Antoniego Bębnisty pojawił się tajemniczy nieznajomy z kartą noclegową w dłoni. Poprosił o możliwość umycia zakrwawionych rąk. Niczego niepodejrzewający rolnik pomyślał, że blacharz zranił się przy pracy. Dał mu miskę z wodą, a potem odprowadził do stodoły, gdzie mężczyzna miał spędzić noc.

Była już ciemno, kiedy sołtysa Kościuszkowa wyrwał ze snu straszny hałas. To ojciec Władzi, Szczepan, dobijał się do drzwi. Wróciłem wieczorem do domu i pytam, gdzie jest Władzia — relacjonował później dziennikarzom. — Kochałem ją bardzo i zaniepokoiło mnie, że jest już późno, a takie maleństwo jest poza domem. Udałem się do [sołtysa] Jabłońskiego. Tam oświadczono mi, że córka moja wyszła z «dziadem».

Spać nie dają!

Obaj mężczyźni udali się biegiem do gospodarstwa Antoniego Bębnisty. Zaspany rolnik skierował ich do stodoły. Ferdynand spał jak gdyby nigdy nic we wskazanym miejscu. Cóż to ja jestem stróżem cudzego dziecka?! Spodróżowałem się, a sołtys spać nie daje!- warknął na widok nowoprzybyłych. Utrzymywał, że nie wie, co stało się z dzieckiem. Mężczyźni siłą zaprowadzili go do izby.

Ojciec dziecka zauważył krew na ubraniu podejrzanego i prawdopodobnie również na blacharskich nożycach. Ten jednak konsekwentnie do niczego się nie przyznawał. Sołtys powiadomił więc policję, a Grüning trafił na komisariat. Dopiero tam postanowił przyznać się do winy. Bez większych oporów opowiedział, jak pozbawił dziecko życia i gdzie porzucił jego ciało.

Zaprowadził nas później na miejsce, gdzie zakopał trupa — relacjonował pogrążony w żalu Szczepan Bagrowski. — Ziemia była świeżo ubita i z ziemi wystawała jedna rączka. Gdy wydobyto zwłoki, dziecko było zupełnie rozebrane i strasznie pokaleczone. Miała 13 ran, wnętrzności jej wypłynęły. W czasie śledztwa okazało się, że zwyrodnialec wykorzystał seksualnie Władzię już po jej śmierci. Swoje postępowanie tłumaczył nagłą potrzebą mordu. Sprawdź także ten artykuł: Alistair Wilson - morderstwo na progu domu.

Jak tak mówią, to tak musiało być

To ten!

Po aresztowaniu upiornego blacharza policjanci postanowili przejrzeć akta niewyjaśnionych spraw zabójstw dzieci, jakie miały miejsce w okolicy. Podobiznę Ferdynanda okazano również ledwo ocalałej Lucynie. Dziewczynka bez wahania rozpoznała w niej twarz “wujka”, który feralnego dnia zabrał ją na rower, a potem zaatakował.

Mężczyzna stanął przed Sądem Wojewódzkim w Łodzi pod zarzutem dwóch morderstw i jednego usiłowania zabójstwa. Prasa szeroko poświęcała tej sprawie bardzo dużo uwagi. Wywiera niesympatyczne wrażenie– pisał reporter gazety “Ilustrowana Republika”.- Widać, że jest bardzo silny fizycznie. Trzyma się jednak pochyło, jest przygarbiony, jakby zmęczony. Czaszka łysa, kwadratowa, ma zapadłe policzki, mocno wystające kości policzkowe. Oczy chowają się w głębokich oczodołach. Twarz o żółtej cerze, poorana głębokimi zmarszczkami.

Symulant

Oskarżony sprawiał wrażenie, jakby chciał symulować chorobę psychiczną. Przez większość czasu patrzył się w jeden punkt, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie reagował nawet na zeznania ofiar. Udawał, że nie pamięta własnego imienia, ani faktu, że był żonaty. Na większość pytań odpowiadał mechanicznym: Jak tak mówią, to tak musiało być. Ja się nie zapieram

Jednym ze świadków oskarżenia był strażnik więzienny, który pilnował Grüninga. Morderca miał być grzeczny, ale małomówny. Przyznał jednak, że zabijał, bo go “do tego ciągnęło”. Na sali sądowej pojawiło się również rodzeństwo oskarżonego, które wypowiadało się o nim w jak najgorszych słowach. Część rozprawy ze względu na drastyczne szczegóły została utajniona.

3 razy śmierć

Proces był wyjątkowo krótki, bo trwał zaledwie 6 godzin, a kara adekwatna do ogromu zbrodni. Ferdynand Grüning został skazany na potrójną karę śmierci. Oskarżony przyjął wyrok z kamienną twarzą. Jego uczuć nie zdradził żaden grymas. Publiczność z kolei tryumfowała.

Choć oskarżony nie przyznał się na rozprawie do winy, bądź nie odpowiadał na pytania, bądź składał zeznania kłamliwe i wykrętne, jego wina została bezspornie udowodniona – tłumaczył w swoim wystąpieniu przewodniczący składu orzekającego.- Oskarżony próbował symulować obłęd. Był dwukrotnie badany w Kochanówce i Tworkach. Tam przyznawał się do winy i swobodnie opowiadał o zbrodniach. Lekarze psychiatrzy uznali, że jest typem aspołecznym, psychopatą, zboczeńcem seksualnym, ale całkowicie odpowiada za swoje czyny. Jeśli chodzi o wymiar kary, sąd stwierdza, że rodzaj i charakter zbrodni, bestialstwo, z jakim dokonywał mordu na osobie Bagrowskiej, brak skruchy i żalu wskazują, że jest to osobnik społecznie szkodliwy, którego terminowa kara naprawić nie może. Z tego względu należy uwolnić od niego raz na zawsze społeczeństwo! Został skazany na karę śmierci. Ferdynand Grüning przyjął wyrok bardzo spokojnie. Potem odwieziono go do więzienia.

Nie wiadomo co dokładnie stało się ze skazańcem, ani nawet czy wyrok został wykonany. Trzy miesiące po procesie mężczyzna miał się stawić na rozprawie apelacyjnej, ale sesja sądu została odroczona z uwagi na konieczność przeprowadzenia dodatkowych badań psychiatrycznych. Później prasa nie wróciła już do tematu “Wampira z Łodzi”.

Autor: Natali Grochal

Źródła:

  1. https://www.kryminatorium.pl/wampir-z-lodzi-ferdynand-gruning-121-seryjni-mordercy/
  2. https://wielkahistoria.pl/wlozylem-nozyczki-w-serce-i-juz-nie-zyla-jak-ujeto-jednego-z-najgorszych-seryjnych-mordercow-ii-rp/
  3. https://facet.onet.pl/ferdynand-gruning-seryjny-morderca/jwc47dt
  4. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ferdynand_Gr%C3%BCning
ikona podziel się Przekaż dalej