Nawiedzony dom pod Działdowem – najbardziej opętany dom w Polsce?

Wszystko zaczęło się od kupna wersalki…

Nawiedzony dom w Turzy Wielkiej jeszcze kilka lat temu był jednym z najbardziej gorących tematów w naszym kraju. O nękanym przez duchy miejscu pisały wszystkie media w Polsce, przez co Turza Wielka wciąż odwiedzana była przez reporterów i dziennikarzy. Mieszkająca w nawiedzonym domu rodzina Pokropskich z początku nie wierzyła w duchy. Kiedy jednak zaczęła doświadczać ich obecności, błyskawicznie zmieniła zdanie. To prawda, w siły nadprzyrodzone można nie wierzyć. Można również mieć przekonanie, że najlepszym wyjaśnieniem dziwnych zjawisk nadprzyrodzonych jest nauka. Z całą pewnością nie należy jednak ignorować tego, co wydarzyło się w poniemieckim domu pod Działdowem. Nawet tablica Ouija i nawiedzony dom w Connecticut są przy nim tak jakby… spokojniejsze.

23 listopada 2017 roku duch, który nawiedzał mieszkanie rodziny Pokropskich, dał o sobie znać po raz pierwszy. Wszystko zaczęło się od momentu, gdy rodzina kupiła wersalkę od swojej dobrej koleżanki. Już na drugi dzień państwo Pokropscy zaczęli słyszeć dziwne hałasy dobiegające z zewnątrz. Słyszeli również pukanie do drzwi, jednak po ich otwarciu nikogo za nimi nie zobaczyli. W budynku socjalnym, powstałym po starej szkole, mieszkały aż trzy rodziny. Sześcioosobowa rodzina Pokropskich zamieszkała strych starego domu. Sąsiedzi nigdy nie spotkali się z paranormalnymi zjawiskami opisywanymi przez Pokropskich. Uważali wobec tego, że historia może być wykreowana przez panią Krystynę Pokropską oraz jej rodzinę. Całość podsycać miały zaś lokalne media. Ile jest w tym prawdy i po czyjej stronie leży racja? Ciężko powiedzieć. Pewne jest jednak, że historia nie kończy się jeszcze w tym miejscu. Duchy wciąż dawały bowiem o sobie znać.

Z pomocą przychodzi ksiądz…

Pukanie do drzwi nie było jedynym znakiem od duchów. Wieczorami z regałów u Pokropskich zaczęły spadać różne przedmioty. Rodzina postanowiła, że przeczeka paranormalne zjawiska. Uznała, że być może ktoś robi sobie z nich żarty. Historia zaczęła się jednak powtarzać. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Po mieszkaniu zaczęły lewitować różne rzeczy, np. monety, baterie, kłódki i zabawki. Pokropscy któregoś popołudnia znaleźli również noże, które ułożone zostały w toalecie na znak krzyża. Pewnego dnia z sufitu zaczęła również kapać woda, mimo że dach był zreperowany i nic z niego nie ciekło. Państwo Pokropscy, w obawie o życie swoje i dzieci, wezwali do domu lokalnego proboszcza, księdza Mirosława Culepę z kościoła Matki Bożej Różańcowej. Duchowny poświęcił mieszkanie, jednak to zupełnie nic nie dało. Po mieszkaniu wciąż fruwały przedmioty, a duch codziennie dawał o sobie znać.

Pokropscy ponownie poprosili księdza, aby przyszedł do ich mieszkania. Ksiądz Mirosław odprawił mszę świętą za rodzinę. Po odmówionej modlitwie jedna z leżących kłódek nagle wzniosła się w powietrze i uderzyła prosto w głowę duchownego. Po chwili w stronę księdza poleciały również rozrzucone po mieszkaniu klocki, a krzyż zawieszony nad drzwiami się odwrócił. Duchowny uciekł z mieszkania pana Kazimierza i pani Krystyny. Ksiądz polecił rodzinie opuścić nawiedzone mieszkanie. Rodzina posłuchała go i poszła spać do teściów.

Tajemnice nawiedzonego domu pod Działdowem – najważniejsze informacje

Egzorcyzmy w nawiedzonym mieszkaniu Pokropskich

Sytuacja w domu Pokropskich z dnia na dzień stawała się gorsza. Złowrogi duch wpłynął źle zarówno na psychikę małżeństwa, jak i czwórki ich dzieci. Na dwunastoletniej córce Kazimierza i Krystyny nie pozostawiono suchej nitki. Rówieśnicy wytykali ją palcami, a dziewczynka musiała zrezygnować na kilka tygodni z chodzenia do szkoły. Pokropscy zdecydowali się wezwać do mieszkania księdza egzorcystę, Leszka Korzenieckiego – pastora Kościoła Chrześcijańskiego ZOE z Węgorzewa. Egzorcysta mówił o sobie, że jest protestantem, zatem katolickie nazewnictwo nie odnosiło się do tego, co robił. Pastor twierdził, że już wcześniej miał okazję doświadczać podobnych przypadków.

Czy wizyta egzorcysty zmieniła cokolwiek w życiu Pokropskich? Nie bardzo. Mimo że Korzeniecki rozmawiał z rodziną i modlił się razem z nimi o dobro domu, przedmioty wciąż przemieszczały się po wszystkich pomieszczeniach. Egzorcysta kazał rodzinie pozbyć się zakupionej wersalki, jednak to wciąż nie przynosiło upragnionych rezultatów. Również sąsiedzi zaczęli zauważać, że w mieszkaniu Pokropskich wieczorami cały czas zapalało się światło – mimo że rodzina znów uciekła z domu, tym razem znajdując schronienie w Caritasie. Jeśli interesują cię takie historie, sprawdź także ten artykuł na temat nawiedzonego domu w Jaśkowicach.

Nawiedzony dom pod Działdowem – prawda czy kłamstwo?

Dziennikarzom nie udało się porozmawiać z księdzem, który jako pierwszy odmawiał modlitwę w domu Pokropskich. Sołtys wsi (Marek Waśkowiak) opowiedział, że nie widział na własne oczy tego, o czym debatowała cała Polska. O całej sytuacji opowiedziała mu jednak rodzina oraz ksiądz, którym sołtys ufał i wierzył. Po zagłębieniu się w historię domu udało się pozyskać informacje, że w domu rodziny Pokropskich niemal sto lat temu stała szkoła. Jeszcze wcześniej w budynku tym mieszkał z kolei niemiecki dziedzic Stern. Najstarsi mieszkańcy Turzy Wielkiej uważają, że Stern podarował wsi ziemię pod budowę kościoła i cmentarza. Jego jedyną prośbą było to, aby ludzie grzebani byli w nim zupełnie za darmo.

Nie jest to jedyna historia wokół domu pod Działdowem. Niektórzy mieszkańcy sądzą bowiem, że w mieszkaniu rodziny Pokropskich Sowieci zamordowali niemieckiego dziedzica – jest to możliwe, ponieważ za nawiedzonym domem do dziś znajdują się szczątki nagrobków, być może należących do Sterna i jego rodziny. Jeszcze inni powiązali historię domu z opętaniem małej dziewczynki, do którego doszło w Turzy Wielkiej rok wcześniej. Bawiła się ponoć w przywoływanie duchów, które postanowiły opętać dziewczynkę. Rodzina przeprowadziła się później poza granice powiatu i nikt więcej już ich nie widział. Co stało się jednak z rodziną Pokropskich? Otrzymali od gminy 900 złotych na kaucję, aby wynająć nowe mieszkanie. Państwo Pokropscy upierają się, że nie wrócą do domu w Turzy Wielkiej, ponieważ jakiś duch nie życzy sobie tam ich obecności.

Czy historia nawiedzonego domu pod Działdowem jest prawdziwa? Okazuje się, że w budynku, w którym doszło do nawiedzenia Pokropskich przez ducha, mieszkają jeszcze dwie inne rodziny. Żadna z nich nie doświadczyła nigdy podobnych nieprzyjemności, które rzekomo spotkały rodzinę Pokropskich. Sąsiedzi z tego samego budynku uważają, że ducha nigdy nie słyszeli, ani nie widzieli. Być może duch postanowił nawiedzać wyłącznie jedną część domu, a dokładniej poddasze, na którym mieszkała rodzina Pokropskich?

Niektórzy mieszkańcy Turzy Wielkiej sądzą, że Kazimierz i Krystyna zmyślili historię i ponoć… nie było to ich pierwsze kłamstwo. Państwo Pokropscy oszukali wszystkich ponoć po to, aby uzyskać od gminy lepsze mieszkanie, bo „nawiedzone” po prostu nie odpowiadało im standardem. Jeszcze inni potwierdzają te słowa, mówiąc, że widzieli rodzinę próbującą podpalić budynek po to, aby otrzymać ładniejsze mieszkanie socjalne. Ciężko powiedzieć, po czyjej stronie leży racja. Należy jednak pamiętać, że jak głosi słynne porzekadło, „każdy kij zawsze ma dwa końce”.

Autor: Paulina Zambrzycka

Bibliografia:

  1. Kidger Rebecca E.: Duchy. Historie o nawiedzonych miejscach i ludziach, Wydawnictwo Rea, Konstancin-Jeziorna 2012
  2. Robert David Chase: Nawiedzenia. Historie prawdziwe, Wydawnictwo Replika, Poznań 2019
ikona podziel się Przekaż dalej