Fala zbrodni

Ciało przy szosie

10 lutego 1933 r. mieszkańcami Łowicza wstrząsnęła przerażająca wiadomość. Przypadkowi świadkowie znaleźli w zaroślach okalających szosę kaliską zmasakrowane ciało kobiety. Jak się potem okazało, była to 24-letnia Władysława Brzozowska. Jej głowa nosiła ślady brutalnego pobicia twardym narzędziem, nie ulegało więc wątpliwości, że łowiczanka nie zmarła śmiercią naturalną. „Pozycja zwłok, odzież i zerwana z ofiary bielizna wskazywały niedwuznacznie na mord na tle seksualnym”- stwierdził reporter jednej z ówczesnych gazet.

Sekcja zwłok wykazała, że napastnik zaszedł Brzozowską od tyłu i uderzył czymś twardym w potylicę. Mimo ran 24-latka usiłowała się bronić, o czym świadczyły zabrudzenia na jej ubraniu. Sprawca okazał się jednak silniejszy. Uderzał raz za razem, zadając w sumie 14 ran. Następnie zaciągnął kobietę w krzaki i zgwałcił. Śledczym nie udało się jednak zebrać żadnych informacji wskazujących na tożsamość zwyrodnialca. Trzy miesiące później bandyta zaatakował ponownie.

Krwawy maj

6 maja w podobny sposób zginęła Marianna Lisiecka. Kobieta przed śmiercią zaciekle walczyła o życie. W trakcie szamotaniny wyrwała swojemu oprawcy pukiel jasnych włosów. Był to jedyny ślad, jaki napastnik po sobie pozostawił. Kiedy ją znaleziono, jeszcze żyła. Trafiła pobliskiego majątku ziemskiego, gdzie otrzymała pierwszą pomoc. Niestety, za późno.

30 maja do łowickiego szpitala przewieziono ciężko ranną 25-letnią Bronisławę Kucharkową, mieszkankę podłowickiego Popowa. Ona również otrzymała silny cios w tył głowy i została zgwałcona. Mimo wysiłków lekarzom nie udało się jej uratować. Kucharkowa odeszła z tego świata kilka godzin po odnalezieniu. Mimo iż wszystkie trzy zdarzenia miały ewidentne wspólne cechy, to na początku policjanci nie przypisali ich jednemu sprawcy.

Prasa tymczasem podchwyciła temat. Przestrzegała, że w okolicach Łowicza grasuje morderca kobiet. Nawoływała, aby przedstawicielki płci pięknej nie wybierały się na samotne spacery, a już na pewno nie po zmroku. Policja robiła wszystko, aby namierzyć sprawcę, wykorzystywała nawet psy tropiące. Przez chwilę na celowniku funkcjonariuszy widniał konkubent pierwszej ofiary- Wacław Bieńkowski. Szybko się jednak okazało, że nie miał ze sprawą nic wspólnego.

Świadek

Na kolejną koszmarną informację nie trzeba było długo czekać. 1 lipca 1933 r. 18-letnia Aleksandra Perzyna, mieszkanka wsi Niedźwiada, została znaleziona na polu zboża z rozbitą głową i poszarpanym obraniem. Napastnik zadał młodej kobiecie siedem ciosów tępym narzędzie w potylicę, a potem zgwałcił. Sądził, że dziewczyna nie żyje. Mylił się.

Kilka godzin po zdarzeniu nieprzytomną dziewczynę zauważył jej sąsiad ze wsi. Ofiara natychmiast trafiła do szpitala, gdzie udało się ją uratować mimo ogromnych uszkodzeń czaszki. Po dojściu do siebie Perzynówna okazała się bardzo przydatnym świadkiem. Złożyła obszerne zeznania na policji. Chętnie opowiadała również o swoich przeżyciach żądnym sensacji dziennikarzom. Prasa domagała się natychmiastowego ujęcia zwyrodnialca, który od miesięcy terroryzował okolice Łowicza. Sprawdź także ten artykuł: Leszek Pękalski – przerażająca historia Wampira z Bytowa.

Chodźcie ze mną w drogę

Przy szafce z fotosami

Był 14 lipca 1933 r. Około 9 rano przy szafce z filmowymi fotosami, która stała na włocławskim placu Wolności, zatrzymał się młody mężczyzna w granatowej czapce zielonej kurtce. Młodzieniec przyglądał się w skupieniu zdjęciom pochodzącym z filmu “Powódź”. Nie miał świadomości, że jest obserwowany.

Kilka metrów dalej stała dwunastoletnia Zosia Rozenówna, mała żebraczka o jasnych włosach i niebieskich oczach. Na widok mężczyzny w zielonej kurtce poczuła ucisk w gardle. Przez chwilę patrzyła w jego stronę, jakby chciała się upewnić, co widzi. Jej twarz stopniowo traciła kolor, aż stała się zupełnie blada. Nagle dziecko poderwało się do biegu, jakby je ktoś gonił. W głowie huczała mu tylko jedna myśl: “Znaleźć pomoc”.

Po chwili dziewczynka zatrzymała się obok jednonogiego żebraka, którego dobrze znała. Sapiąc i dysząc, opowiedziała, że przed chwilą spotkała na placu Wolności mężczyznę, który kilka tygodni wcześniej porwał ją i jej koleżankę Kazimierę. Mężczyzna uwierzył Zosi i nakazał jej zgłosić się na policję.

Kula na sprężynie

Zosia znalazła mundurowego, który akurat patrolował okolicę. Posterunkowy Bobowski, bo tak miał na nazwisko, wysłuchał opowieści małej żebraczki z uwagą. Pod koniec czerwca 1933 r. Zosia wraz ze starszą o rok koleżanką Kazią przebywały wspólnie na gigancie. Uciekły z domu, aby przeżyć wielką przygodę. W pewnym momencie stanął im na drodze niepozorny mężczyzna- Tadeusz Ensztajn.

Obie dziewczynki znały go z widzenia. Wiedziały, że jest bezdomny i trudni się kradzieżą. Ensztajn wielokrotnie namawiał nastolatki, żeby “poszły z nim z drogę”, a nauczy je wszystkiego, co sam umie. Zosia i Kazia długo się opierały, jednak w końcu postanowiły zaryzykować. Cała trójka udała się na piechotę do Aleksadrowa. Kiedy nastał zmierzch, skryła się w jednej ze stodół. W nocy Ensztajn próbował zgwałcić Kazię. Kiedy ofiara się wyrywała, zagroził, że ją zamorduje.

Aby nie być gołosłownym, wyjął z kieszeni sprężynę zakończoną ołowianą gałką. Opowiedział sparaliżowanym ze strachu dziewczynkom, że to właśnie tym narzędziem pozbawił życia wiele kobiet. Jedną zamordowałem [tą] „maszyną”, inną sztyletem, a trzecią zepchnąłem z mostu do Wisły w Płocku. Pokazałem ręką w dół: „patrz jaka ryba płynie!”. Dziewczyna spojrzała, a ja ją za nogi i do wody! Szkoda, że ją odratowali- perorował.

W nogi!

Usłyszawszy mrożącą krew w żyłach opowieść, dziewczynki nie ośmieliły się więcej sprzeciwiać. Wykonywały polecenia Ensztajna, szukając jednocześnie okazji do ucieczki. Odpowiedni moment nadarzył się dopiero dwa dni później. Cała trójka dotarła pieszo do Dąbrowy Biskupiej i zatrzymała się pod plebanią. Mężczyzna kazał dziewczynkom zaczekać na zewnątrz, a sam udał się do księdza z prośbą o jedzenie.

W nogi!- krzyknęła Zosi i puściła się biegiem przed siebie. Kazia niewiele myśląc, popędziła za nią. Dziewczynki wiedziały, że Ensztajn, będzie ich szukał, zatrzymały się więc w jednym z gospodarstw. Wzruszona losem dzieci pani domu wpuściła je do swojej stodoły. Po zapadnięciu zmroku nastolatki ruszyły w drogę powrotną do domu.

Po dotarciu do Włocławka Zosia i Kazia nie zdecydowały się pójść na policję. Obie żyły praktycznie na ulicy. Żebrały, kradły. Miały brudne ubrania i potargane włosy. Nawet gdyby zdecydowały się zeznawać, nikt raczej nie wziąłby ich wynurzeń poważnie. 1 lipca usłyszały o napadzie na Aleksandrę Perzynę. Były pewne, że stał za nim Ensztajn.

Pod kuchnią dla biednych

Zaczepiony przez małą żebraczkę posterunkowy Bobrowski postanowił przyjrzeć się bliżej mężczyźnie w zielonej kurtce, którego mu wskazała. Przez jakiś czas podążał za nim po ulicach Włocławka. Ensztajn zaszedł w końcu do jadłodajni dla bezdomnych znajdującej się w klasztorze Reformatów. Stanął przy pompie, aby umyć ręce przed posiłkiem.

Policjant porozumiał się wzrokiem z dziewczynką. „To ten!” — szepnęła cichutko i schowała się ze strachu za szerokie plecy Bobrowskiego. Aresztowanie nastąpiło błyskawicznie. Po chwili chłopak, którego policjant przykuł kajdankami do swojej ręki, szedł milcząc przez miasto do wydziału śledczego- pisał reporter ówczesnej gazety. 21- letni “chłopak” od razu przyznał się do winy.

Podejrzany trafił następnie do szpitala św. Tadeusza w Łowiczu, gdzie wciąż przebywała Aleksandra Perzyna. Dziewczyna przeszła trepanację czaszki, ale mimo ogólnego wycieńczenia bez wahania rozpoznała w niepozornym mężczyźnie swojego oprawcę. Gdyby nie funkcjonariusze, doszłoby do samosądu. Tłum łowiczan, który przyszedł na dworzec kolejowy, aby “powitać” Ensztajna, sam chciał wymierzyć sprawiedliwość. Jeśli szukasz więcej podobnych historii, sprawdź także ten artykuł: Zdzisław Marchwicki – polski wampir z Zagłębia, morderca kobiet, opis, ofiary.

Wampir z Łowicza

Nieślubne dziecko

Podejrzany złożył obszerne zeznania. Dokładnie opisał w jaki sposób atakował i zabijał przygodnie spotkane kobiety. Działał z rozmysłem i metodycznie, o żadnym przypadku czy zbrodni w afekcie nie mogło być zatem mowy. Mężczyzna wziął również udział w wizji lokalnej. Gdyby nie ochraniający go policjancji, z pewnością nie uniknąłby linczu z rąk rozwścieczonego tłumu.

W trakcie śledztwa wyszły na jaw przykre fakty z życia oskarżonego. Nie był chcianym dzieckiem, choć nie do końca wiadomo, kto naprawdę był jego ojcem. Według jednej z wersji matka Ensztajna została zgwałcona przez rosyjskiego żołnierza w trakcie wojny polsko- bolszewickiej z 1920 r. Według innych źródeł mały Tadzio przyszedł na świat jako owoc nieformalnego związku, a historia z gwałtem została w całości zmyślona przez jego matkę, która chciała uniknąć skandalu.

Kiedy chłopiec skończył kilka lat, trafił wraz z siostrami do łódzkiego sierocińca. Zaliczył zaledwie 3 klasy szkoły powszechnej. W wieku nastoletnim uciekł z placówki i zaczął prowadzić życie włóczęgi. Jeździł pociągiem po całej Polsce. Pracował jako obwoźny sprzedawca śpiewników. Dwa razy trafił do aresztu za brak ważnego biletu PKP. Bezdomny włóczęga, tramp kolejowy, zawsze w łachmanach. Życie poznał wcześnie… w rynsztoku.- pisał dziennikarz “Dziennika Bydgoskiego”.

Za słaby, by zabijać

Siedząc na ławie oskarżonych, Tadeusz Ensztajn nagle zmienił front. Odwołał wszystkie poprzednie zeznania. Zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek kogoś zabił. Przyznał się jedynie do uprowadzenia Zosi i Kazimiery. Winę za ataki na kobiety zwalił na innego kryminalistę znanego pod ksywą “Józek Amerykanin”. Próbował wzbudzić litość w sędziach i publiczności niepozornym wyglądem przypominającym bardziej chłopca niż dorosłego mężczyznę. Starał się sprawiać wrażenie cichego, spokojnego, niezdolnego wręcz do przemocy. Czy ktoś taki mógłby odebrać życie młodym, zdrowym, w pełni sprawnym kobietom?

Dziennikarze relacjonujący proces podkreślali, że mimo lichej sylwetki Ensztajn cechował się bystrością i inteligencją. Próbował podważać zeznania świadków, sprawić, by stracili pewność siebie. Niektórym wprost zarzucał kłamstwo. Przekonywał, że nie mógł popełnić żadnej z przypisywanych mu zbrodni, bo za każdym razem przebywał w zupełnie innym miejscu. Kiedy ktoś zaatakował kobietę we Włocławku, on akurat bawił w Łowiczu itd.

Ofiara niewinności

W trakcie rozprawy zabrało głos w sumie 36 świadków. Głos zabrała również Aleksandra Perzyna. Jej niezwykle szczegółowa opowieść zrobiła piorunujące wrażenie na słuchaczach. Niektóre zeznania zostały utajnione ze względu na wyjątkową drastyczność. Zupełnie jawna była z kolei opinia psychiatryczna biegłego lekarza doktora Korzeniowskiego. Mężczyzna stwierdził, że Ensztajn jest zupełnie poczytalny i może odpowiadać za własne czyny.

Proces trwał zaledwie 2 dni. 23 sierpnia 1934 r. oskarżony został uznany za winnego napaści na trzy kobiety i otrzymał wyrok 15 lat pozbawienia wolności. Pozostałe zarzuty oddalono z powodu braku wystarczających dowodów. Ensztajn wysłuchał wyroku bez większych emocji. Na koniec stwierdził, że padł ofiarą niewinności.

Źródła:

  1. Opowiem ci historię, https://www.youtube.com/watch?v=xm5Y8oZI_ws
  2. https://lowicz.naszemiasto.pl/wampir-z-lowicza-sial-poploch-w-calej-polsce-wyrok-uslyszal/ar/c15-8399611
  3. https://wielkahistoria.pl/tadeusz-ensztajn-seryjny-morderca-przekonal-12-latke-by-uciekla-z-domu-to-byl-jego-najwiekszy-blad/
  4. http://tajnydetektyw.blogspot.com/2012/09/pad-ofiara-niewinnosci.html
  5. Dobry Wieczór! Kurier Czerwony : ilustrowane pismo codzienne. R. 13 (6), 1934, nr 230.
  6. Dziennik Bydgoski, nr 283, 1934 r.
  7. https://crispa.uw.edu.pl/object/files/590948/display/Default
  8. https://www.rmf.fm/magazyn/news,40429,dorwac-bestie-tadeusz-ensztajn-czyli-sprawa-wampira-z-lowicza.html
ikona podziel się Przekaż dalej