Mord na stacji

Samotna mama

Wanda Lopez nie miała w życiu łatwo. Nie odebrała pełnego wykształcenia, nie ukończyła nawet szkoły średniej. W 1983 r. jako 24-letnia kobieta samotnie wychowywała małą córeczkę. Ojciec dziecka porzucił Lopez, kiedy ta była w czwartym miesiącu ciąży. Świeżo upieczona matka ciężko pracowała, żeby zapewnić byt sobie i dziecku. Codziennie o 15:00 rozpoczynała siedmiogodzinny dyżur kasjerki na stacji benzynowej Sigma Shamrock.

Przedsiębiorstwo mieściło się w niezbyt bezpiecznej dzielnicy miasta Corpus Christi (Teksas, USA), tuż obok kiepskiej jakości klubu ze striptizem o nazwie Wolfies. 24-latka niemal co wieczór była w niewybredny sposób zaczepiana przez pijanych, nachalnych klientów placówki. Na początku trochę się ich obawiała, w końcu jednak przywykła do wątpliwej jakości komplementów i nauczyła się je ignorować. W przeciwieństwie do rodziców kobiety. Ojciec Wandy od czasu do czasu podjeżdżał samochodem pod stację i pilnował, żeby jego latorośl bezpiecznie skończyła zmianę.

Potrzebuję pomocy

4 lutego 1983 r. był zimny i mało przyjemny. Wanda Lopez jak zwykle siedziała samotnie za ladą kasy. Około godziny 20:00 jej uwagę przykuł pewien klient. Jego zachowanie było na tyle niepokojące, że kobieta zdecydowała się wykonać telefon na numer alarmowy. “Czy możecie przysłać funkcjonariusza na 2602 South Padre Island Drive? Mam tu podejrzanego typa z nożem”- powiedziała.

Operator po drugiej stronie słuchawki zapytał, czy mężczyzna zdążył już zagrozić kobiecie niebezpiecznym narzędziem. “Nie- usłyszał w odpowiedzi, ale tym razem bardziej zaniepokojonym tonem.- To Meksykanin, stoi właśnie naprzeciwko mnie. Nie mogę dłużej rozmawiać. Dziękuję.” Zanim połączenie zostało przerwane, dało się jeszcze słyszeć przerażone: “Tego chcesz? Dobrze, dam ci to. Nic ci nie zrobię”. Potem rozległ się rozdzierający krzyk i szczęk słuchawki upadającej  na podłogę.

W kałuży krwi

Napastnik przeskoczył przez kontuar i zaatakował ją nożem. Wbił ostrze w lewą pierś ofiary przebijając na wylot płuco. Lopez zdołała jeszcze o własnych siłach wyjść na zewnątrz sklepu, zanim osunęła się na asfalt w kałużę krwi. Operator numeru alarmowego zorientował się, że na stacji ktoś właśnie dokonał rozboju, skierował więc w tamto miejsce policyjny radiowóz. Niestety, Wandzie nie dało się już pomóc.

Miejsce zbrodni odgrodzono policyjną taśmą. Funkcjonariusze mieli nadzieję, że napastnika da się ująć jeszcze w tracie ucieczki, zabrali się więc natychmiast za przesłuchiwanie świadków. Tragiczną scenę widziało bowiem dwóch przypadkowych mężczyzn tankujących auta na stacji.

Mężczyzna o oliwkowej cerze

Kevan Baker zeznał, że widział Lopez szamoczącą się z mężczyzną. Na początku sądził, że para dobrze się zna i po prostu wygłupia. Szybko jednak zorientował się, że to, na co patrzy, wcale nie jest niewinną zabawą. Mężczyzna postanowił pomóc ofierze i ruszył w stronę budynku kas. Widząc zbliżającego się Bakera, morderca wyskoczył na zewnątrz. Krzyknął, że ma broń. Kevan nie zdecydował się go zatrzymać.

Patrzył jedynie bezradnie, jak nożownik ucieka w kierunku północnym. Nie mógł mieć więcej niż 26 lat. Mierzył około 1,72 cm wzrostu, miał ciemne włosy, wąsy i oliwkową karnację. Wyglądał na bezdomnego. Jego strój składał się z flanelowej koszuli z długim rękawem i szarej bluzy.

Drugi świadek- George Aguirre- potwierdził zeznania Bakera. Widział oliwkowego mężczyznę na stacji benzynowej. Stał przed budynkiem i pił piwo. W pewnym momencie wyjął z kieszeni składany nóż, rozłożył go, a następnie ponownie schował. Miał na sobie tenisówki, t-shirt i niebieskie dżinsy. Świadek poczuł się zaniepokojony widokiem noża. Podszedł do Wandy i zapytał, czy ma zadzwonić na policję. Kobieta podziękowała i zapewniła, że sama to zrobi, jeśli zajdzie potrzeba.

40 minut

Carlos

Wyposażeni w dość dokładny rysopis napastnika, funkcjonariusze ruszyli na ulice. Już 40 minut po śmierci Wandy udało im się ująć podejrzanego. Był nim Latynos nazwiskiem Carlos DeLuna. Ukrywał się przed mundurowymi pod jedną z ciężarówek zaparkowanych w odległości kilkuset metrów od miejsca zbrodni. Nie miał na sobie ubrań ani butów. 

Mundurowi umieścili DeLunę na tylnym siedzeniu radiowozu. Byli przekonani, że zatrzymali mordercę, przecież gdyby mężczyzna był niewinny, to by się nie ukrywał. Przewieźli półnagiego Latynosa z powrotem na stację, aby świadkowie mogli go zidentyfikować. Było ciemno, więc jeden z policjantów oświetlił twarz Carlosa latarką.”Tak, to on.”- potwierdzili Baker i Aguirre.

Ślady

Tymczasem na miejscu zbrodni rozpoczęła się procedura zabezpieczania śladów. Z kasy nie zniknęła żadna gotówka, było więc oczywiste, że brutalne morderstwo nie miało charakteru rabunkowego. Odnaleziono składany nóż, który był narzędziem zbrodni, ale nie było na nim żadnych odcisków palców. Udało się za to pobrać 3 odciski palców z drzwi wejściowych oraz słuchawki telefonu, ale były one niepełne i tak rozmazane, że nie nadawały się do dalszej analizy.

Wśród potencjalnych dowodów był m.in. kawałek wyplutej gumy do żucia, niedopałek papierosa, kłębek włosów oraz odcisk buta, jednak śledczy nie przekazali ich do dalszej analizy. Nie zbadano również dokładnie śladów krwi, chociażby po to, aby ustalić, czy należała ona jedynie do ofiary. Istniała bardzo duża szansa, że morderca zranił się podczas ataku.

Recydywista

Carlos DeLuna był idealnym materiałem na podejrzanego. Po raz pierwszy trafił do aresztu w wieku zaledwie 15 lat. Rzucił szkołę, będąc w 7 klasie podstawówki. Od tamtej pory spędzał czas, wąchając różnego rodzaju odurzające chemikalia. W ciągu najbliższych kilku lat jego kartoteka rozrosła się do imponujących rozmiarów. Obejmowała m.in.włamania, kradzieże, przebywanie w miejscach publicznych w stanie nietrzeźwym, rozboje.

W 1980 r. młody mężczyzna został oskarżony o wyjątkowo brutalną próbę gwałtu oraz ucieczkę skradzionym autem. Trafił za to do więzienia. W 1982 r. odzyskał wolność na podstawie zwolnienia warunkowego. Wraz z przyjacielem postanowił uczcić początek nowego życia imprezą. W trakcie zabawy podjął próbę gwałtu na matce kolegi. Połamał kobiecie żebra, a następnie obnażył od pasa w dół. Seksualnej napaści jednak nie dokonał. Nie został oskarżony o kolejną zbrodnię, ale trafił z powrotem za kratki za naruszenie warunków zwolnienia.

Carlos Hernandez

W grudniu DeLuna znów był wolnym człowiekiem. Zamieszkał w Corpus Christi, gdzie podjął pracę robotnika budowlanego. Dwa tygodnie przed śmiercią Lopez, recydywista ponownie trafił do aresztu za publiczne przebywanie pod wpływem narkotyków. 4 lutego wieczorem- według jego własnych słów- jak gdyby nigdy nic szedł sobie po ulicy, kiedy nagle usłyszał syrenę radiowozu. Chcąc uniknąć spotkania z policją, dał nura pod zaparkowaną nieopodal ciężarówkę.

Schronienie okazało się niewystarczające. Funkcjonariusze uznali zachowanie mężczyzny za podejrzane. Mimo iż na ciele DeLuny (ani na odnalezionych trzy dni później ubraniach) nie było śladów krwi, postanowiono wsadzić go do aresztu pod zarzutem morderstwa. Jeszcze w radiowozie Carlos zmienił nieco front. Powiedział, że pomoże policjantom, jeśli oni również odwdzięczą się przysługą. Mianowicie wystawi im człowieka, który ponosił odpowiedzialność za śmierć kobiety. Miał nim być niejaki Carlos Hernandez.

Według kolejnej wersji zdarzeń obaj mężczyźni siedzieli feralnego wieczora w aucie zaparkowanym naprzeciwko stacji benzynowej. W pewnym momencie Hernandez oznajmił, że idzie po papierosy. DeLuna widział, jak jego znajomek morduje kobietę. Przerażony ukrył się więc pod ciężarówką, aby nie być posądzony o zbrodnię, której nie popełnił. Przysłuchujący się tej opowieści funkcjonariusze jedynie się roześmiali. Sprawdź także ten artykuł: Michelle Carter - czy można zabić człowieka słowami?

(Nie)Winny!

Pół chłopiec, pół dziecko

Rodzina Carlosa DeLuny była zszokowana. Siostra mężczyzny utrzymywała, że nie był agresywnym typem. Unikał konfrontacji, był strachliwy, bał się ciemności. Miał fizjonomię małego chłopca. W dzieciństwie doświadczył wielu przykrości. Nigdy na przykład nie poznał swojego ojca. Ani ojczym alkoholik, ani matka nie poświęcali malcowi wystarczająco dużo czasu.

W domu Carlos często brał winę za rozmaite przewinienia na siebie, żeby uchronić rodzeństwo przed karą. W szkole radził sobie kiepsko. Nie potrafił utrzymać skupienia. Odznaczał się niskim IQ, cierpiał na zaburzenia neurologiczne, nie był również w pełni sprawny ruchowo. Wreszcie na dobre zrezygnował w końcu ze szkoły, ponieważ koledzy za bardzo mu dokuczali.

Układ

Tuż przed rozpoczęciem procesu prokurator zaoferował Carlosowi DeLuna układ: dożywotnie więzienie w zamian za przyznanie się do winy, które w amerykańskim systemie prawnym jest niezwykle ważnym dowodem. Mężczyzna nie zgodził się na tę propozycję, twierdząc, że jest niewinny. Dodatkowo zasłaniał się amnezją. Jak twierdził, nie pamiętał nawet momentu aresztowania.

Nie istniały żadne fizyczne dowody łączące mężczyznę z miejscem zbrodni i ofiarą. Sam oskarżony utrzymywał, że feralnego 4 lutego spotkał się ze swoimi siostrami- Mary Ann i Lindą. Po jakimś czasie podszedł do nich stary znajomy DeLuny- Carlos Hernandez. Obaj mężczyźni udali się do baru Wolfies. Po jakimś czasie Hernandez wyszedł, aby kupić na stacji benzynowej papierosy. Zamiast tego zaatakował sprzedawczynię. Nikt nie dał oskarżonemu wiary. Hernandez zyskał miano wymyślonego alter ego DeLuny.

Debata nad wyrokiem zajęła sędziom zaledwie 4,5 godziny. Oskarżonego uznano za winnego morderstwa i skazano na karę śmierci przez wstrzyknięcie trucizny. Wyrok wykonano 7 grudnia 1989 roku. Carlos miał 27 lat. Nigdy nie przyznał się do pozbawienia Wandy Lopez życia. “Stałem i patrzyłem, jak ktoś inny zrobił to, co zrobił- powiedział w ostatnim wywiadzie.- Nie chcę jednak wymieniać żadnych nazwisk”. Ostatnie chwile spędził w towarzystwie pastora, którego chętnie nazywał tatusiem.

Nie ten Carlos

Sprawa Carlosa DeLuny od początku budziła wątpliwości. Jednak dopiero w czerwcu 2006 r. gazeta Chicago Tribune wypuściła serię artykułów wskazujących na to, że mężczyzna mógł zostać niewinnie stracony. Temat podjął profesor prawa James Liebman wraz z zespołem 12 studentów nowojorskiej Columbia Law School.

Sześcioletnie dochodzenie przeprowadzone przez zespół prof. Liebmana doprowadziło m.in. do zidentyfikowania tajemniczego Carlosa Hernandeza. Mężczyzna nie był żadnym wymyślonym alter ego, a dobrze znanym policji bandziorem. Miał na swoim koncie napady na kobiety, rozboje i kradzieże z użyciem noża. Mężczyzna był podejrzanym w wielu sprawach kryminalnych, w tym o zabójstwa. Odnaleźli się świadkowie, którzy słyszeli, jak Hernandez przechwalał się zabójstwem dokonanym na Wandzie Lopez.

W październiku 1989 roku zaledwie dwa miesiące przed egzekucją DeLuny, Carlos Hernandez otrzymał karę 10 lat więzienia za próbę pozbawienia życia Diny Ybanez. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, by powiadomić o tym fakcie teksaski wymiar sprawiedliwości. Carlos DeLuna otrzymał śmiertelny zastrzyk, mimo iż dziś nie ulega wątpliwości, że był niewinnym człowiekiem. Carlos Hernandez, człowiek, który miał być jedynie wytworem wyobraźni złapanego na gorącym uczynku mordercy, zmarł w więzieniu na marskość wątroby w 1999 r.

Autor: Natalia Grochal

Źródła:

  1. https://www.youtube.com/watch?v=dQ2Ahdy8sE0&t=2537
  2. https://en.wikipedia.org/wiki/Carlos_DeLuna
  3. https://www.theguardian.com/film/2021/jul/05/carlos-deluna-innocent-man-executed-murder-documentary
  4. https://www.theguardian.com/world/2012/may/15/carlos-texas-innocent-man-death
ikona podziel się Przekaż dalej