Tajemnica zamkniętego pokoju

Samobójstwo

Wystraszona kobieta powiadomiła o sprawie opiekującego się kamienicą dozorcę. Ten zdecydował się działać. Wkrótce w mieszkaniu przy ulicy Lwowskiej 8 pojawił się ślusarz, a w ślad za nim lekarz nazwiskiem Konylski w asyście kilku policjantów. Kiedy drzwi stanęły w końcu otworem, dla wszystkich stało się jasne, dlaczego inżynier architekt pozostawał głuchy na nawoływania gosposi.

Gierszewski nie żył. Umarł, pochylając się nad papierami. W dłoni wciąż trzymał wieczne pióro. Jego twarz była jednak nieruchoma. Kapiąca z ust ślina utworzyła na podłodze sporą plamę. Lekarz dokładnie obejrzał denata i ogłosił zgon. Tylko co go spowodowało?

Trucizna

Konylski rzucił okiem na blat biurka. Stała na nim popielniczka. W środku leżały skrawki porwanego papieru, jak się okazało recepty. Lekarz usiłował poskładać podarte fragmenty w jedną całość, w czym ochoczo pomagał mu jeden z policjantów- posterunkowy Świerczyński. Ostatecznie medyk uznał, że Gierszewskiemu została przepisana trucizna. Na tej podstawie wysnuł wniosek, że denat sam pozbawił się życia. W akcie zgonu napisał “samobójstwo w wyniku otrucia nieznaną substancją” i na tym zakończył swoją pracę.

Hipotezę tę umacniało znalezisko dokonane przez Świerczyńskiego. Mundurowy zauważył, że kabel od słuchawki telefonicznej został przecięty. Uznał, że zapewne zrobił to sam Gierszewski, aby upewnić się, że nikt nie wezwie do niego pomocy. Cała ta historia wzięła jednak w łeb, kiedy to osobisty lekarz denata, którego podpis widniał na recepcie, zeznał, że przepisany przez niego lek nie zawierał trujących substancji i służył do leczenia choroby wenerycznej.

Rana postrzałowa

Mimo sporego prawdopodobieństwa wskazującego na to, że inżynier architekt odszedł z tego świata przy asyście osób trzecich, prawie nikt nie kwapił się, by sprawdzić alternatywną wersję zdarzeń. Najbliższa rodzina zmarłego- w tym jego siostra Julia Kucharska- nie zgodziła się na sekcję zwłok, mimo iż dalsi krewni opowiadali się za przeprowadzeniem autopsji.

A jednak prawda w końcu wyszła na jaw, chociaż przez przypadek. Właściciel zakładu pogrzebowego nazwiskiem Marczewski, przygotowując zwłoki do trumny, zauważył niewielki otwór w potylicy denata. Była to niewątpliwie dziura po kuli. Mężczyzna niezwłocznie powiadomił o swoim odkryciu Julię Kucharską. Ta poprosiła go o zachowanie milczenia, aby uniknąć skandalu. Marczewski ostatecznie poszedł za głosem sumienia i zgłosił się na policję.

Charlotta Gierszewska, żona zmarłego, uprosiła lekarza, aby wystawił samobójcy zaświadczenie o chorobie psychicznej. Dzięki temu inżynier architekt mógł spocząć na poświęconej ziemi. Uroczystości żałobne przerwali jednak nieproszeni goście. Byli nimi zaalarmowani przez Marczewskiego policjanci. Śledczy wiedzieli już, że Gierszewski sam nie odebrał sobie życia, a został zastrzelony. Narzędziem zbrodni był prawdopodobnie rewolwer.

Rodzinne brudy

Straszni mieszczanie

Aby rozwiązać tajemnicę morderstwa w zamkniętym pokoju, mundurowi musieli przyjrzeć się relacjom panującym wewnątrz rodziny. A były ona wyjątkowo zagmatwane, a wręcz zabagnione. Główna osoba dramatu- dobiegający 40. Zbigniew Gierszewski- mieszkał w jednym mieszkaniu z matką, ponieważ z żoną był od dawna w separacji. Cieszył się nieposzlakowaną opinią, chociaż od dawna był… rogaczem.

Charlotta Gierszewska była z pochodzenia Niemką. Poznała Zbigniewa w 1932 r. w Berlinie. Kilka miesięcy później przeprowadziła się do Warszawy, gdzie podjęła pracę nauczycielki języka  niemieckiego. W 1934 wyszła za Gierszewskiego za mąż. W nowym domu nie czuła się jednak dobrze i wkrótce zamieszkała w osobnym lokum przy ul. Narbutta. Feralnego dnia przebywała tam w towarzystwie służącej, ponieważ była chora. Z nikim się nie spotkała, odbyła jedynie 2 rozmowy telefoniczne w języku niemieckim.

Pieniądze

Kolejną osobą dramatu była siostra Zbigniewa- Julia Kucharska. Kobieta była od 16 lat żoną mecenasa Wiesława Kucharskiego, ale związek ten już od dawna funkcjonował jedynie na papierze. Kucharski nie miał głowy do interesów i tonął w długach. Ponadto był kobieciarzem. Podczas pewnej delegacji do Zakopanego poznał 25-letnią Barbarę Jackowską. Zadurzył się w kobiecie. W 1937 r. ściągnął ją do Warszawy i zatrudnił w swoim biurze w charakterze asystentki. Wkrótce para stała się nierozłączona, chodziły wręcz plotki, że planowała ślub. Julia przez lata tolerowała drobne miłostki męża, ale rozwód to było dla niej już za wiele.

Zdesperowana Kucharska utrzymywała pozory szczęśliwego związku. To ona zasilała ślubnego w gotówkę, czym chroniła go przed totalnym bankructwem. Często pożyczała pieniądze od brata, który- jak głosiła plotka- serdecznie jej nie znosił. Wiesław z kolei skrzętnie z poświęcenia małżonki korzystał.

Całemu temu rodzinnemu galimatiasowi przyglądała się z niesmakiem matka Julii i Zbigniewa- Stanisława Gierszewska. Starsza pani zdawała się zapominać, że to właśnie ona zmusiła onegdaj osiemnastoletnią córkę do ożenku z warszawskim mecenasem, a więc poniekąd ponosiła odpowiedzialność za jej aktualne kiepskie położenie. Sprawdź także ten artykuł: 10 najbardziej znanych kobiet morderców w historii – nazwiska, daty, zbrodnie.

Is fecit, qui prodest (Ten uczynił, kto na tym skorzystał)

Kto zabił?

Nowo przydzieleni do sprawy funkcjonariusze skupili się na poszukiwaniu sprawcy morderstwa. W mieszkaniu inżyniera przeprowadzono oględziny w poszukiwaniu dodatkowych śladów i narzędzia zbrodni. Ustalono między innymi, że to, co pierwotnie wzięto za plamę śliny, która wyciekła z ust zmarłego, było w istocie krwią.

Pistolet ostatecznie odnalazł się w… mieszkaniu Barbary Jackowskiej. W bębenku brakowało 1 pocisku. Kobieta tłumaczyła się mętnie, że broń należała do Wiesława Kucharskiego. Barbara jakiś czas temu podkradła mu go “dla żartu”. Nie była jednak w stanie sprecyzować co owym psikusem chciała osiągnąć.

Prokurator nie miał wątpliwości, że Zbigniew Gierszewski został zamordowany na tle rabunkowym. Sprawca przed wyjściem z gabinetu zabrał denatowi portfel, a między palce wetknął niezdarnie wieczne pióro, w którym nie było atramentu. Następnie przeciął kabel lączący słuchawkę z telefonem, choć więcej sensu miałoby przecięcie drutu linii telefonicznej. Winę za zbrodnię ponosiła osoba, która najbardziej skorzystała na śmierci inżyniera.

Ogólnowarszawski skandal

Proces w sprawie zabójstwa szanowanego obywatela Warszawy rozpoczął się pół roku po jego śmierci- 17 kwietnia 1939. Historia była szeroko relacjonowana przez ówczesną prasę, toteż w sali kolumnowej stołecznego Sądu Okręgowego pojawiły się tłumy. Pomieszczenie przeznaczone pierwotnie na 200 osób wypełniło szczelnie 300 spragnionych sensacji gapiów.

Główną podejrzaną była Julia Kucharska. Zeznania składała z kamienną twarzą ubrana w elegancki płaszcz i żółty sweter. Oprócz niej na ławie oskarżonych zasiadł również jej mąż oraz Charlotta Gierszewska. Tę ostatnią prasa ochrzciła pseudonimem Piękna Lotta i z miejsca zrobiła z niej niemiecką femme fatale. A to z uwagi na liczne romanse. Jednemu ze stałych kochanków miała tuż przed śmiercią męża zdradzić, że wkrótce będzie bardzo bogata.

Podejrzana żona

Charlotta Gierszewska twierdziła, że rano 29 września zadzwoniła do męża i odbyła z nim krótką rozmowę. O 15 dowiedziała się, że mężczyzna nie żyje. Ta informacja wprowadziła ją w stan takiego szoku, że przez kilka najbliższych dni funkcjonowała jak w transie. Była przekonana, że Gierszewski popełnił samobójstwo ze względu na nią. Dwa dni później odebrała telefon od nieznanej kobiety, która stwierdziła, że za rodzinną tragedią stoi Julia Kucharska. Z początku Charlotta nie rozpoznała głosu informatorki. Dopiero później zorientowała się, że należał do Barbary Jackowskiej.

Kobieta ze wszystkich sił starała się odsunąć od siebie podejrzenia. Prokurator podkreślał, że to właśnie ona skorzystała najbardziej na śmierci Gierszewskiego, gdyż odziedziczyła po nim ogromny majątek. Ostatecznie jednak sąd uznał alibi Charlotty za wiarygodne, kierując tym samym światło na Julię Kucharską. Zgodnie z obowiązującym w ówczesnej Polsce Kodeksem Napoleona, jeśli zmarła osoba nie posiadała dzieci, to właśnie rodzeństwo dziedziczyło po niej część spadku.

Jednym z istotniejszych świadków była służąca Maria Molenda. Kobieta opowiedziała sądowi, że feralnego dnia pani Stanisława uprzedziła ją, że około 10 w mieszkaniu przy Lwowskiej 8 pojawi się Julia Kucharska. I faktycznie, tuż przed 10:00 Gierszewski rozmawiał przez telefon z kimś, z kim najwyraźniej był umówiony.

Podejrzana siostra

Julia Kucharska potrzebowała pieniędzy. Kancelaria jej męża stała na krawędzi bankructwa, a kobieta lubiła dostatnie życie. Po śmierci ojca Julia odziedziczyła ogromny majątek, który wraz z małżonkiem z kretesem przehulała. Zniesmaczony tym faktem Zbigniew Gierszewski domagał się od siostry zwrotu części należnego mu spadku.

Przed wierzycielami, którzy coraz częściej nachodzili ją w domu, kobieta grała słabą i kruchą. Urządzała sceny, groziła samobójstwem. Od czasu do czasu prosiła o pomoc brata, który reagował na te żądania coraz większym zniecierpliwieniem. Podobnie jak Stanisława. Starsza pani nabazgrała nawet napis “Kucharscy złodzieje” na ścianie kamienicy, w której mieszkała jej córka.

Na czas zbrodni Julia przedstawiła alibi. Przebywała w tym czasie w podwarszawskim Komorowie. Zaprzeczyła, że była umówiona ze Zbigniewem na 29 września. Udowodniono jednak, że na krótko przed jego śmiercią udała się do adwokata omówić kilka niejasności związanych z dziedziczeniem. Sprzeciwiała się również przeprowadzeniu sekcji zwłok denata. Biegli ustalili dodatkowo, że śmiertelny strzał padł prawdopodobnie z broni, która była własnością jej męża Wiesława.

Skazana

“Proces ten okazał się jakimś snem okropnym, strasznym koszmarem i wrażenie to odczuwają wszyscy jego obserwatorzy.W ciągu tych dni wszystkim wydawało się, że stąpamy po jakimś grzęzawisku, gdzie moralność i etyka nie mają żadnego oparcia. Czasem żałować musiałem, że ustawa nie pozwala na odbywanie takich spraw przy drzwiach zamkniętych, że nie można było ukryć przed publicznością wielu intymnych szczegółów" - takimi słowami zwrócił się do sądu prokurator Firstenberg w swojej mowie końcowej.

Według mężczyzny wszystkie poszlaki wskazywały na winę Julii Kucharskiej. Kobieta udała się feralnego 29 września do domu brata, aby po raz kolejny prosić o pożyczkę. Wzięła ze sobą należący do męża rewolwer, być może po to, by uwiarygodnić groźbę samobójstwa. W trakcie spotkania ze Zbigniewem sytuacja wymknęła się spod kontroli i Kucharska pociągnęła za spust. Powinna otrzymać karę śmierci.

Sąd okazał się jednak mniej surowy. Wymierzył oskarżonej karę w wysokości 15 lat pozbawienia wolności. Jej mąż Wiesław otrzymał 1,5 roku więzienia za malwersacje finansowe i fałszowanie dokumentów. Zarówno prokurator, jak i obrońcy odwołali się od wyroku. Sąd II instancji zajął się sprawą dopiero w 1940 roku. Julia Kucharska ponownie została uznana za winną. Jej dalsze losy nie są znane.

Autor: Natalia Grochal

Bibliografia:

  1. https://palestra.pl/pl/czasopismo/wydanie/12-2016/artykul/smierc-odslonila-brudy-cz.-1-mecenasostwo-na-lawie-oskarzonych
  2. https://kobieta.onet.pl/historia/zamordowala-brata-dla-pieniedzy-kucharska-podczas-procesu-pograzyl-maz/r1m8j4t
  3. https://www.youtube.com/watch?v=XaB9oeuJDAQ&t=2999s
ikona podziel się Przekaż dalej