La Candelaria

Między rzekami

Prowincja Entre Rios to wiejski obszar leżący na północnym wschodzie Argentyny. Entre Rios w dosłownym tłumaczeniu znaczy "między rzekami". Granice terenu wyznaczają rzeki: Paraná i jej delta na zachodzie i wschodzie, Urugwaj oraz Mocoretá na wschodzie, a na północy rzeka Guayquiraró. Uprawia się tu ryż, soję, pszenicę i kukurydzę, a także hoduje bydło i owce. Stolica mieści się w ćwierćmilionowym mieście Paraná.

Farma La Candelaria leżała w pobliżu niewielkiej wioski Crucecitas Séptima, oddalonej o około 50 km od Parany. Liczyła sobie łącznie 500 hektarów, częściowo przeznaczonych pod uprawę, częściowo na pastwiska dla zwierząt. Jej właścicielem był dobiegający sześćdziesiątki niemiecki emigrant Alfonso Goette, który wyjechał do Argentyny po II wojnie światowej. Goette posiadał spory majątek ziemski, La Candelaria stanowiła jedynie jego część. Nieruchomością zarządzali państwo Gill.

Rodzina

Głowa rodziny, Rubén, w 2002 r. miał 56 lat. Razem z nim na farmie mieszkała 26-letnia żona Margarita oraz czwórka dzieci: María Ofelia (12 lat), Osvaldo José (9 lat), Sofia Margarita (6 lat) oraz dwuletni Carlos Daniel. Dorośli zajmowali się uprawą roślin oraz hodowlą zwierząt. W wykonywaniu codziennych obowiązków od czasu do czasu pomagali im zatrudniani dorywczo robotnicy. Margarita dorabiała do skromnej pensji jako kucharka w miejscowej szkole.

Według sąsiadów Gillowie byli przeciętną niczym niewyróżniającą się parą farmerów, jakich w okolicy było wiele. Praca na roli sprawiała, że mieli niewiele czasu na odpoczynek czy pielęgnowanie relacji ze znajomymi. Ich dzieci pilnie się uczyły i nie sprawiały problemów. Rubén cieszył się opinią wesołego, życzliwego człowieka, który zawsze miał na twarzy uśmiech niezależnie od okoliczności.

Jak kamień w wodę

Czuwanie

12 stycznia 2002 r. (na półkuli południowej jest to okres letni) rodzina Gill wybrała się do oddalonej o 30 km. wioski Viale, aby wziąć udział w czuwaniu nad ciałem zmarłego przyjaciela Máximo Vegi. Wieczorem cała szóstka udała się w drogę powrotną do domu. Od tamtej pory nikt ich już więcej nie widział. 13 stycznia familia nie pojawiła się na pogrzebie, chociaż poprzedniego wieczora zapewniała, że weźmie w nim udział. Rubén nie wyszedł w pole, Margarita nie poszła do pracy, a dzieci do szkoły.

W ciągu najbliższych 60 dni nikt nie zainteresował się losem sześciu zaginionych osób. Dopiero 3 kwietnia 2002 r. właściciel La Candelarii Alfonso Goette postanowił działać. Pojechał do Parany, gdzie spotkał się z siostrą swojego podwładnego. Powiedział zaskoczonej kobiecie, że Gillowie nie wrócili z dwumiesięcznego urlopu, jaki im udzielił i porzucili farmę, aby szukać gdzie indziej lepszego życia. Skarżył się na ich nieodpowiedzialne postępowanie. Podejrzewał, że pojechali do Santa Fe, gdzie mieszkali ich dalecy krewni.

Podejrzenia

Historia przedstawiona przez Niemca wzbudziła podejrzenia. Po pierwsze Gillowie nigdy w taki sposób nie porzuciliby farmy i swoich obowiązków. Po drugie Goette nigdy nie dawał pracownikom tak długich urlopów. Przeważnie mogli liczyć na 10 dni wolnego i ani chwili dłużej. Od czasu zaginięcia Rubén i Margarita nie dali nikomu znaku życia- nie zadzwonili, nie wysłali listu.

Sprawa została zgłoszona na policję. Kuratelę nad śledztwem przejął sędzia z miasta Nogoya nazwiskiem Gallino. Policjanci dali wiarę słowom właściciela ziemi i swoje wysiłki skupili na ustaleniu miejsca pobytu zbiegów. Na tym etapie nie podejrzewali jeszcze, że mogło im się stać coś złego. Przesłuchano krewnych Gillów z Santa Fe, a następnie dalszych znajomych i sąsiadów. Bez skutku. Nikt nic nie wiedział o losach rolników z La Candelarii.

Zmowa milczenia

Ustalono jedynie, że 13 stycznia Rubén dzwonił do kobiety mieszkającej w mieście Rosario, ale jej tożsamości nie udało się ustalić. Jego telefon był aktywny przez kolejnych 15 miesięcy, ale nie zlokalizowano miejsca, w którym go używano. Dochodzenie było prowadzone niemrawo, bez zaangażowania większych sił i środków. Nie pomagały nawet skargi i ponaglenia ze strony rodziny zaginionych.

Przez lata policjanci opowiadali się za wersją przedstawioną przez Alfonso Goettego. I choć trudno w to uwierzyć, konsekwentnie odmawiali przeszukania terenu farmy. Rodzeństwo Margarity i jej męża starało się dowiedzieć czegoś na własną rękę. Mieszkańcy okolicznych wiosek raczej nie chcieli współpracować. Jedynie właściciel sąsiadującej z La Candelarią farmy stwierdził, że 14 stycznia widział Rubéna objeżdżającego swoją ziemię na koniu.

Dom

Udało się za to wejść do domu, w którym mieszkali Gillowie. W szafach wisiały nadal niemal wszystkie ich ubrania, a w kuchni stał sprzęt AGD. Wyglądało na to, że sześć osób udało się w daleką podróż, nie zabierając niczego, co mogłoby im się przydać. Margarita nie odebrała nawet ostatniej wypłaty ze szkoły, w której dorabiała.

Dopiero 27 maja na farmie pojawili się funkcjonariusze celem dokonania oficjalnego przeszukania. Na miejscu powitał ich Alfonso Goette. Powiedział, że właśnie zabił krowę i zaprasza wszystkich na grilla. I na tym czynności śledcze się zakończyły. Mundurowi usiedli przy stole, zjedli zaserwowane przez gospodarza potrawy, a potem odjechali.

Bez przełomu

18 miesięcy

Dopiero po 18 miesiącach od zaginięcia sędzia prowadzący sprawę postanowił zrobić coś konkretnego. 10 lipca 2003 r. policjanci znów pojawili się w La Candelarii w poszukiwaniu śladów. Ich praca była jednak bardzo powierzchowna i ograniczyła się w zasadzie do spisu inwentarza. Nie pobrano żadnych próbek o znaczeniu kryminalistycznym.

W sprawie zapadła głucha cisza na kolejnych 5 lat. Dopiero po tak długim czasie, być może pod presją nacisków ze strony rodziny, sędzia postanowił nareszcie zlecić gruntowne przeszukanie posiadłości. Na farmę przyjechali technicy kryminalistyczni w celu ujawnienia śladów krwi, zebrania próbek DNA i odcisków palców.

Zerwano podłogi, aby sprawdzić, czy pod spodem nie znajdują się ciała. Zastosowano również luminol, dzięki któremu pobrano kilka próbek krwi. Jak się później okazało, nie należała ona do żadnego członka rodziny Gill. Rozkopano studnie, które w teorii mogły posłużyć jako groby dla ofiar. Zbadano również wybrane fragmenty farmy za pomocą georadaru. Na próżno.

Motyw

Biegły psycholog stworzył na zlecenie sędziego portret psychologiczny członków rodziny Gill. Specjalista oświadczył, że biorąc pod uwagę wszystkie przesłanki, niemożliwe jest, aby ludzie o takim światopoglądzie i podejściu do życia po prostu wyjechali, nie dając nikomu znać o swoim losie.

Nie odnotowano żadnej aktywności Rubén czy Margarity. Nie podjęli pieniędzy z kont bankowych, nie wzięli udziału w żadnym głosowaniu, nie dostali mandatu, nie korzystali z usług służby zdrowia. Dzieci nie poszły do żadnej szkoły. María Adelia Gallegos, matka zaginionej kobiety, przekonywała w mediach, że jej córki i zięcia nie ma już wśród żywych. Najpewniej spoczywają gdzieś na obszarze La Candelarii w bezimiennym grobie. Sprawdź także ten artykuł: Rodzina Tromp - największa zagadka Australii.

15 lat i 8 miesięcy

Goette

Przez długie lata Alfonso Goette był uważany za głównego podejrzanego, ale ostatecznie nie postawiono mu żadnych zarzutów. Wśród miejscowych krążyły plotki, że nie był w dobrych stosunkach z Gillami, a rodzina kłóciła się ze swoim pracodawcą o pieniądze. Zdziwienie budził fakt, że mężczyzna zgłosił zaginięcie podwładnych dopiero po 2 miesiącach. Co więcej, osobiście poszedł do kuchni, w której pracowała Margarita i poinformował, że kobieta wyjechała i więcej się w niej nie pojawi.

Wszystko to były jedynie poszlaki, nie udało się znaleźć przeciwko Niemcowi żadnych twardych dowodów. Sytuacja uległa zmianie 16 czerwca 2016 r., kiedy to potentat ziemski stracił życie w wypadku samochodowym. Jego śmierć rozwiązała języki kilku lokalnym mieszkańcom. Zanim to jednak nastąpiło, w 2015 r. śledztwo przejął nowy sędzia, dzięki któremu śledztwo nabrało tempa.

Nowy świadek

W 2015 r. powołano kolejny zespół śledczych. Farmę sfotografowano za pomocą drona, aby odnaleźć ewentualne miejsce ukrycia zwłok. Podjęto również próbę wykonania progresji wiekowej zaginionych, jednak bez skutku. Po śmierci Goettego w 2016 r. do organów ścigania zgłosił się Armando Nani. Mężczyzna wyznał, że wie, co stało się z szóstką zaginionych, ale przez wszystkie te lata milczał ze strachu. Teraz jednak zdecydował się zeznawać.

Armando opowiedział, że kilka tygodni przed zniknięciem rodziny właściciel ziemi poprosił Rubéna o wykopanie kilku studni na polu.  Mężczyzna był przekonany, że ciała całej szóstki znajdują się w jednej z nich. Potwierdzał, że Gillowie byli skonfliktowani ze swoim pracodawcą, a głowa rodziny wręcz się go obawiała. Goette miał mu bowiem grozić. W obliczu tych zeznań śledczy postanowili po raz kolejny wybrać się na farmę i przeprowadzić prace w dwóch wskazanych przez Naniego miejscach. Wykopaliska ruszyły 5 lutego. Znaleziono fragmenty kości, co napełniło serca wszystkich nową nadzieję. Niestety później okazało się, że były to szczątki zwierząt.

Gdzie oni się podziali?

Nowy sędzia prowadzący sprawę robił, co mógł, aby dojść do prawdy. Śledczy odwiedzali farmę jeszcze trzykrotnie w 2019 roku. Przekopano teren przylegający bezpośrednio do domu, w którym mieszkała rodzina Gill, a także okolice strumienia płynącego przez inną posiadłość Alfonso Goettego. Nie znaleziono niczego, co mogłoby pchnąć sprawę do przodu. W grudniu 2019 r. pobrano próbki krwi od krewnych rodziny Gill, aby ustalić dokładny profil genetyczny zaginionych, który później mógłby służyć do celów porównawczych.

Ostatnie prace przeprowadzono w listopadzie 2020 r. na granicy lasu znajdującego się na farmie sąsiadującej z La Candelarią. We wskazanym przez kolejnego świadka miejscu odnaleziono jedynie worki ze śmieciami. Żyjący jeszcze krewni rodziny Gill są przekonani, że ich najbliżsi stracili w 2002 r. życie, a ich ciała znajdują się gdzieś na terenie ich byłego miejsca pracy.

Nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się je odnaleźć. Jeśli faktycznie za zniknięcie Rubéna, jego żony i dzieci odpowiada Alfonso Goette, to miał do dyspozycji gigantyczny obszar, na którym mógł ukryć zwłoki, ponieważ był właścicielem wielu gospodarstw rolnych. Oczywiście nie byłby w stanie dokonać sam tak straszliwej zbrodni, musiał mieć wspólnika. Póki co nikt się jednak nie ujawnił.

Progresja wiekowa

Śledczy prowadzący sprawę rodziny Gill próbowali przeprowadzić tzw. progresję wiekową, czyli “postarzenie” wizerunku wszystkich zaginionych tak, aby przybliżyć ich współczesny wygląd. Przygotowuje się ją na podstawie wiedzy na temat starzenia się człowieka. W Polsce tworzeniem progresji wiekowej zajmuje się Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji.

Biegli, którzy parają się postarzaniem wizerunków ofiar przestępstw, muszą posiadać wiedzę z różnych dziedzin, np. anatomii człowieka i zachodzących w jego ciele procesów biologicznych, a także zdolności plastyczne. Nieodzowna jest również biegła znajomość różnych programów komputerowych służących do obróbki zdjęć.

Progresja wiekowa szczególnie przydaje się w sprawach zaginionych dzieci. Przy sporządzaniu tego rodzaju wizerunków osób małoletnich bierze się pod uwagę nie tylko “wygląd wyjściowy”, ale również m.in. zwyczaje. Wiedza, czy dziecko było ruchliwe i lubiło sport, a przez to raczej nie miało skłonności do tycia, ma bardzo duży wpływ na tworzony obraz.

Autor: Natalia Grochal

Źródła:

  1. https://pl.wikipedia.org/wiki/Entre_R%C3%ADos_(prowincja)
  2. https://www.youtube.com/watch?v=PED0CDa3c98
  3. https://policja.pl/pol/aktualnosci/126869,Progresja-wiekowa-szansa-dla-Niezapominajek.html
  4. https://genesis24.net/2018/02/05/la-familia-gill-la-excavacion-pozo-encontraron-hueso-sera-analizado/
  5. https://www.unoentrerios.com.ar/policiales/desaparecieron-y-ni-el-diablo-sabe-donde-estan-n925155.html
ikona podziel się Przekaż dalej