Ziemie Odzyskane

Sprottau

W czasie wojny Szprotawa, miasto w województwie lubuskim, nosiła nazwę Sprottau i znajdowała się pod okupacją niemiecką. 14 lutego 1945 r. Szprotawę zajęły wojska radzieckie dowodzone przez marszałka Koniewa. Wiosną tego samego roku zapoczątkowano akcję wysiedlania ludności niemieckiej. Miasto powoli stawało na nogi. Zakłady produkcyjne wznawiały działalność, powstawały niezbędne instytucje państwowe.

Wciąż rozwijająca się infrastruktura przyciągała zmęczonych wojenną zawieruchą ludzi. Osiedlali się tu nie tylko Polacy, powracający do kraju z przymusowych robót, ale także Ukraińcy i Rosjanie. Większość szukała spokoju i stabilizacji w nowo klarującej się rzeczywistości. Zdarzały się jednak również i czarne owce: wszelkiej maści szabrownicy, przestępcy i złodzieje. Aż do lat 90. w Szprotawie stacjonowały wojska Armii Radzieckiej. Służący w tych jednostkach żołnierze nie cieszyli się dobrą opinią wśród cywilów. Uchodzili za nieobliczalnych i skłonnych do przemocy.

Trudne czasy

Szprotawa dynamicznie się rozwijała, ale w okolicznych lasach wciąż można było się natknąć na niedobitków Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), a także działaczy niemieckiego ruchu oporu- Werwolfu. Ta ostatnia informacja była jednak najprawdopodobniej tylko plotką wykorzystywaną przez radziecką propagandę do straszenia opinii publicznej.

Z drugiej strony strach i tak był nieodzowną częścią życia gospodarzy. Tuż po wojnie w Szprotawie siłą rzeczy powstał tygiel kulturowy. Ludzie wychowani w różnych tradycjach nagle stali się sąsiadami, co czasami prowadziło do nieporozumień. Trudno było o wzajemne zaufanie. Państwowy system bezpieczeństwa był dopiero w powijakach, obywatele musieli więc bronić się sami. Ówczesna atmosfera trochę przypominała tą panującą w XIX wieku na amerykańskim Dzikim Zachodzie.

Miskowie

Jesienią 1945 r. do Szprotawy dotarła bardzo duża fala repatriantów. Prawdopodobnie w tej grupie znalazła się również rodzina Misków: Stanisław, Anna i czwórka ich dzieci. Najstarszy 21-letni syn Bonifacy, 17-letnia córka Lucyna i 12-letnia Stanisława urodzili się pod Krakowem. Ostatnia pociecha– 4-letni Zdzisław- przyszła na świat w Niemczech.

Familia zajęła gospodarstwo zlokalizowane w zachodniej części Szprotawy przy błotnistej ul. Polnej. Składało się ono z murowanego, podpiwniczonego domu z przystosowanym do zamieszkania poddaszem połączonym ze stodołą. Całość otaczał drewniany płot. Mieszkańcy czerpali wodę ze znajdującej się na zewnątrz studni, a jedzenie przygotowywali na opalanym węglem piecu.

Utopieni we krwi

Ciężko pracująca rodzina

Miskowie szybko zaaklimatyzowali się w nowym miejscu i zajęli ciężką pracą. Wiosną 1946 r. gospodarze ruszyli na pola. Rozpoczęła się intensywna akcja zasiewu dopingowana przez miejscową prasę. Cywili wspierały oddziały Wojska Polskiego. Miskowie mieli konia i również pracowali na roli. Popołudniami dorosłym pomagały dzieci, które jednocześnie uczyły się w miejscowej szkole.

Największą popularnością cieszył się mały Zdzisio, który zaprzyjaźnił się z siedmioletnim synem sąsiadów oraz Lucyna. Nastolatka wyrosła na prawdziwą piękność. Wielu mieszkańców Szprotawy odwracało za nią rozmarzone spojrzenia. Dziewczyna miała być zaręczona z leśniczym, którego nazwisko nie jest dzisiaj znane. O jej względy zabiegał również 35-letni Stefan Troszczenko, plutonowy służący w lokalnej jednostce MO.

Absztyfikant

Troszczenko często pojawiał się w domu Misków. Adorował Lucynę, spędzał również czas z jej młodszym rodzeństwem. W pewnym momencie jego relacja z nastolatką uległa gwałtownemu ochłodzeniu. W Szprotwie pojawiły się plotki, że piękna blondynka odrzuciła zaloty sporo starszego adoratora, czym uraziła go do żywego. Plutonowy miał jej urządzić awanturę, w której zapowiedział srogą zemstę na całej rodzinie niedoszłej małżonki.

Pewnej czerwcowej niedzieli 1946 r. młoda mieszkanka szprotawskiej dzielnicy Sowiny wybrała się do domu Misków, aby pożyczyć pastę do butów. Zapukała do drzwi, ale nikt jej nie otworzył. W gospodarstwie panowała cisza. Zdziwiona dziewczyna zajrzała do wnętrza domu przez okno. Na podłodze zobaczyła zakrwawioną siekierę. Przerażona zawiadomiła o wszystkim rodziców.

Traf chciał, że niedługo później podobne doświadczenie przeżył siedmioletni Władek, kolega Zdzisia. Przyszedł jak zwykle w odwiedziny do przyjaciela, ale jemu również nikt nie otworzył drzwi. Chłopiec zobaczył krwawe odciski dłoni na ramie jednego z okien, więc pobiegł szybko po pomoc. Na miejscu pojawiło się dwóch milicjantów.

Krwawa piwnica

Jednym z nich był porucznik Czesław Kowalczyk. W wywiadzie udzielonym w 1979 r. wspominał tamten dzień następującymi słowami: Widok ran zadanych nożem i krew po kostki w pomieszczeniu  piwnicznym mogły porazić nawet ludzi obytych z okrucieństwem wojny. Utkwił tow. Kowalczykowi widok młodej dziewczyny, której morderca zadał aż 41 ciosów nożem. Skala zwyrodnienia przekraczała ludzkie pojęcie.

Z lewej strony wejścia do piwnicy leżeli Anna i Stanisław ze skrępowanymi rękami. W głębi pomieszczenia spoczywały zwłoki dzieci ułożone w makabryczny stos. Większość domowników miała na sobie nocne ubrania. Na ciałach było widać siniaki oraz ślady noża. Ofiary zaciekle walczyły o życie, o czym świadczyła krew pod ich paznokciami. Nie ulegało wątpliwości, że cały impet ataku zabójcy przyjęła na siebie Lucyna, ponieważ była najbardziej poraniona ze wszystkich.

Miejscowi opowiadali, że całe pomieszczenie było dosłownie skąpane we krwi. Lepka ciecz miała się nawet wlewać do butów. Niestety kiepsko wyposażeni i wyszkoleni milicjanci nie byli w stanie przeprowadzić na miejscu profesjonalnych czynności. Nie wykonano sekcji zwłok, poprzestano jedynie na ogólnych oględzinach. Przyjęto, że napastników było co najmniej dwóch, a przyświecał im motyw rabunkowy, ponieważ na podłodze znaleziono rozrzucone monety. Podejrzewano miejscowych szabrowników lub członków UPA. Śledczy nie wykluczali również, że sprawcy działali z pobudek osobistych, o czym świadczyło ich wyjątkowe okrucieństwo. Sprawdź także ten artykuł: Zaginięcie rodziny Gill - zbrodnia bez kary.

Podejrzany nr 1

Niezależnie od oficjalnego śledztwa Szprotawianie mieli własne podejrzenia. Plotkowano, że zabójcą był Stefan Troszczenko. W noc poprzedzającą tragedię kręcący się bez celu mężczyzna został zatrzymany przez patrol MO na moście w Sowinach. Podejrzenia w stosunku do plutonowego potwierdził jego kolega, który niedługo wcześniej pełnił z nim służbę. Według jego słów około północy Troszczenko poszedł gdzieś i więcej nie wrócił.

Świadkowie widzieli Troszczenkę w pobliżu domu Misków między północą a 1:30 feralnej nocy. Podejrzany nie był w stanie się z tego wszystkiego wytłumaczyć. Były to jednak zaledwie poszlaki. Oficjalne śledztwo skupiło się na zupełnie innych tropach. Prowadzono je wyjątkowo nieudolnie i bez zaangażowania. Morderców nigdy nie odnaleziono i nie postawiono przed sądem. Minęło wiele, wiele lat, zanim prawda w końcu wyszła na jaw.

Archiwum X

Stefan

W XXI wieku sprawą zajęła się grupa detektywów amatorów pod kierownictwem Macieja Boryny. W skład zespołu wszedł łowca tajemnic Krzysztof Wachowiak, emerytowany śledczy Roman Pakuła oraz   Janina Matkowska, mieszkanka szprotawskiej dzielnicy Sowiny. Samozwańcze “Archiwum X” dotarło m.in. do relacji ówczesnych mieszkańców, pamiętnika komendanta MO Władysława Gromadzika, w którym znajdowały się obszerne zapiski dotyczące sprawy Misków oraz ustaleń poczynionych przez nowosolską prokuraturę.

W materiałach znów pojawiło się nazwisko Stefana Troszczenki, a właściwie Stefana Łocha. Mężczyzna urodził się w 1911 r. i posługiwał różnymi personaliami. Lubił pić, a po alkoholu stawał się agresywny. Przesiedział 1 rok w więzieniu za zabójstwo krewnego. Po wybuchu II wojny światowej  rozpoczął służbę w ukraińskiej policji pomocniczej, a następnie wstąpił do 14 dywizji Waffen SS Galizien.

W 1944 r. dywizja została rozbita, a Łoch przeszedł do UPA. Wraz z kolegami z oddziału zamordował 12 Polaków mieszkających w powiecie żółkiewskim. Po wojnie Stefan spotykał się z pewną mieszkanką Lwowa, ale do połączenia pary węzłem małżeńskim nigdy nie doszło. Mężczyzna wyjechał do Szprotawy, gdzie wstąpił do MO pod fałszywym nazwiskiem.

Odrzucona kobieta

Łoch znany teraz jako Troszczenko zalecał się do Lucyny. Potem jednak obrał za obiekt westchnień inną dziewczynę imieniem Janina. Chciał się z nią ożenić. Dzień po masakrze Misków przyszedł do ukochanej i poprosił ją o wypranie zakrwawionego munduru. Tłumaczył, że pobrudził się, zabijając kurę. Janina była jednak podejrzliwa i zgłosiła ten fakt na milicję. Bała się, że może zostać kolejną ofiarą.

Plutonowy został wysłany na wyjazd służbowy, a komendant jednostki, w której służył, zarządził kontrolę jego rzeczy osobistych. Zakrwawiony mundur Troszczenki wraz z próbkami pobranymi z piwnicy Misków przekazano do analizy. Laboratorium potwierdziło, że pasują do siebie. Podejrzany trafił do do aresztu.

Morderca zgodził się zeznawać w zamian za łagodniejszą karę. Przekonywał, że to nie on zabiegał o względy Lucyny, ale ona zalecała się do niego. Odrzucona osiemnastolatka zagroziła, że doniesie na niedoszłego męża na milicję i opowie o jego niechlubnej przeszłości. Były członek SS- Galizien doszedł do wniosku, że aby uniknąć odpowiedzialności za grzechy z przeszłości musi zabić wszystkich Misków.

Zbrodnia o poranku

Łoch vel Troszczenko zeznał, że pojawił się na progu domu rodziny wczesnym rankiem. Drzwi otworzyła mu Lucyna. Przytuliła mężczyznę, a ten odwzajemnił uścisk. Potem zaciągnął ją do piwnicy i zabił nożem. Około 14 do domu wróciła dwójka młodszego rodzeństwa osiemnastolatki. Napastnik najpierw udusił dziewczynkę, a potem zaatakował chłopca. Ciała dzieci zaniósł do piwnicy, a potem poderżnął im gardła.

Około 15:30 w gospodarstwie pojawił się Bonifacy. Łoch zaatakował go z zaskoczenia, mężczyzna nie miał żadnych szans. Najstarsi Miskowie wrócili dopiero około 18:00. Najpierw życie straciła Anna, która pochyliła się nad kuchnią, aby rozpalić ogień. Morderca ogłuszył ją i wrzucił do piwnicy.

Potem schował się i czekał na gospodarza. Jego również pozbawił życia, choć Stanisław nie był łatwym przeciwnikiem. Po wszystkim napastnik zdjął zakrwawiony mundur i założył na siebie ubrania należące do ostatniej ofiary. Przed wyjściem przeszukał jeszcze dom. Znalazł 150 tys. złotych zawinięte w chustę. Drobne rozsypał na podłodze, aby upozorować napad rabunkowy, a resztę zabrał ze sobą.

Zbrodnia bez kary

Łoch trafił przed oblicze sądu. Udowodniono mu służbę w dowodzonej de facto przez hitlerowców ukraińskiej policji pomocniczej. Świadkowie rozpoznali w nim również członka SS- Galizien. Prokuratura zarzucała mu posługiwanie się skradzioną tożsamością oraz służbę w siłach nieprzyjaciela. Mężczyzna otrzymał wyrok 12 lat więzienia. Po sześciu latach skazany złożył wniosek o skrócenie kary o czas aresztu.

Sprawę zabójstwa Misków prowadził prowadził Sąd Okręgowy w Głogowie z siedzibą w Nowej Soli. Akta dotyczące tej sprawy zaginęły. Maciej Boryna uważa, że Stefan Łoch prawdopodobnie podjął współpracę ze służbą bezpieczeństwa, która w zamian za to wyczyściła mu kartotekę. Troszczenko uniknął kary za krwawą zbrodnię na Lucynie i jej rodzinie i do końca życia mieszkał w Szprotawie. Sąsiedzi plotkowali, że jest obciążony klątwą, której skutkiem miało być staropanieństwo jego sióstr.

Rodzina Misków spoczęła we wspólnym grobie na szprotawskim cmentarzu komunalnym. Lokalna społeczność ufundowała zamordowanym tablicę pamiątkową i po dziś dzień opiekuje się mogiłą. Dom przy ul. Polnej nadal stoi, chociaż ma już innych właścicieli. Archiwum X nadal działa i gromadzi informacje na temat “czerwonej piwnicy”.

Autor: Natali Grochal

Źródła:

  1. https://www.youtube.com/watch?v=U6yHooqZH8o&t=6s
  2. https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/tajemnica-czerwonej-piwnicy-zabojstwo-rodziny-miskow/7fd6km
  3. https://borynam.wixsite.com/zwiedzamyszprotawe/czerwona-piwnica-w-i%C5%82awie
  4. https://gazetalubuska.pl/szprotawskie-archiwum-x-czerwona-piwnica-nadal-skrywa-tajemnice-zbrodni-sprzed-lat/ar/c1-14254503
  5. https://zary.naszemiasto.pl/krwawy-mord-w-szprotawie-okrutnie-okaleczone-ciala-rodziny/ar/c1-7717951
ikona podziel się Przekaż dalej